Trwa ładowanie...

Salony fryzjerskie znowu otwarte, ale jest drożej. "Fryzjerzy nie zarabiają na podwyżkach"

Otwarcie salonów fryzjerskich nie oznacza, że łatwo się ostrzyc. W wielu miastach na wizytę trzeba czekać nawet kilka tygodni. W górę poszły też ceny, choć na razie nie dramatycznie. Wygląda na to, że epidemia przyspieszyła też ciekawy trend - mobilni fryzjerzy zyskują coraz większą popularność.

Salony fryzjerskie znowu otwarte, ale jest drożej. "Fryzjerzy nie zarabiają na podwyżkach"Źródło: PAP
d4b7n52
d4b7n52

- Pierwsze wolne terminy na strzyżenie męskie to czerwiec - słyszę we wrocławskim salonie Euforia. Ceny jeszcze nie wzrosły, ale w czerwcu już wzrosną. Jeśli więc będę chciał się wtedy ostrzyc, zapłacę 30 zł, a nie 25, jak wcześniej.

W poznańskim salonie w Galerii Dębiec zapłacę 55 zł - też o 5 zł więcej niż przed epidemią. Niektóre salony jednak deklarują, że na razie będzie po staremu. Na przykład Barber Shop Warszawa. Za usługę "kombo", czyli strzyżenie i golenie, zapłacę 160 zł, czyli bez zmian.

Sebastian Maśka, prezes platformy Moment.pl, która umożliwia rezerwację wizyty u fryzjera, przyznaje - podwyżki są. Zapewnia jednak, że na razie nie jest tak, że fryzjerzy chcą na nich skorzystać. Raczej chodzi o zrekompensowanie nowych wydatków.

Polacy uważają, że fryzjer jest bezpieczniejszy niż kosmetyczka. Trend pokazuje aplikacja rezerwacyjna. Obejrzyj wideo:

Czytaj też: Odmrażanie gospodarki. Wyjaśniamy, co się zmienia

A tych jest mnóstwo - salony muszą być wyposażone w dodatkowe środki dezynfekcyjne, przyłbice czy rękawiczki. Jak opowiada Maśka, jeden z salonów wprowadził specjalną "opłatę sanitarną" w wysokości 15 zł. Dzięki temu nie musi tłumaczyć klientom, czemu jest drożej.

d4b7n52

Nie wszyscy jednak podnoszą ceny. Są salony, które podczas epidemii sprzedawały bony na strzyżenie po ponownym otwarciu fryzjerów. Niekiedy takie bony cieszyły się sporą popularnością - i pomogły wielu firmom przetrwać trudny czas. W takich przypadkach właściciele salonów wzbraniają się przed podwyżkami.

Skoro jednak popyt na usługi fryzjerskie jest teraz gigantyczny, są pokusy, żeby podnieść ceny jeszcze bardziej. Nie tylko na tyle, by zrekompensować wydatki sanitarne.

Szef Moment.pl mówi, że na razie właściciele salonów są ostrożni. - Fryzjerzy nie mają pewności, czy zainteresowanie ich usługami utrzyma się w dłuższym terminie na takim poziomie, jaki obserwujemy teraz. Może tak nie być, ponieważ w kryzysie ludzie tracą pracę i społeczeństwo ubożeje - mówi w rozmowie z WP Finanse.

d4b7n52

Fryzjer dojedzie samemu

To, że salony zostały w kwietniu zamknięte, nie znaczy, że wszyscy fryzjerzy przestali pracować. Jak wynika z niektórych badań, z "podziemia fryzjerskiego" mogła skorzystać niemal połowa Polaków.

Często fryzjerom w "szarej strefie" szło tak dobrze, że wypowiadali umowy wynajmu lokali. Zwłaszcza jeśli były to drogie lokalizacje w wielkich miastach. Teraz, gdy salony mogą już być otwarte, ogłoszeń od "mobilnych fryzjerów" w internecie jest ciągle bardzo dużo.

Sebastian Maśka potwierdza - część fryzjerów uznała, że liczba klientów nie spadnie, gdy będą do nich dojeżdżać, a nie przyjmować w salonach. - Zresztą taki trend od dawna można zaobserwować za granicą, na przykład w Wielkiej Brytanii, gdzie ceny wynajmu nieruchomości są niezwykle wysokie - mówi szef Moment.pl.

d4b7n52

Ceny są dość konkurencyjne. W firmie Mobilny Fryzjer damskie cięcie i modelowanie kosztuje od 60 do 80 zł. Cięcie męskie - od 30 do 60 zł.

- Prowadzimy działalność od trzech lat, teraz rzeczywiście zainteresowanie jest gigantyczne - słyszymy w firmie. Mobilny Fryzjer dojeżdża z podwarszawskich Ząbek. Na warszawską Pragę czy Śródmieście dojedzie za darmo. Jeśli klient mieszka dalej, trzeba dopłacić 40 zł.

d4b7n52

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie

d4b7n52
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4b7n52