Sąsiedzkie balkony. "Byłem na miejscu, słynny budynek w Krakowie nie zasłużył na hejt"

Wystarczyło jedno zdjęcie, by budynek z Krakowa stał się pośmiewiskiem w całej Polsce. Z odpowiedniej perspektywy wygląda jak stos kontenerów, których mieszkańcy mają tylko widok na okno balkonowe sąsiada odległe o metr. Byłem tam, w rzeczywistości wygląda to zupełnie inaczej.

Sąsiedzkie balkony. "Byłem na miejscu, słynny budynek w Krakowie nie zasłużył na hejt"
Źródło zdjęć: © Jacek Bereźnicki
Jacek Bereźnicki

31.03.2019 | aktual.: 31.03.2019 08:27

Pamiętacie słynny "samotny blok" w Warszawie przy zbiegu ulic Barei i Odkrytej? Zdjęcie opublikowane pod koniec 2016 roku na jednym z facebookowych profili stało się hitem internetu. Blok faktycznie wyglądał komicznie, a porównania do najdłuższego klocka z gry Tetris z doczepionymi balkonami tylko podsycały rozbawienie kolejnych internautów "szerujących" słynne zdjęcie.

Wkrótce okazało się, że śmiech jest mocno na wyrost, bo w rzeczywistości blok na warszawskich Nowodworach nie różni się od tysięcy innych budynków w polskich miastach i miasteczkach. Wszystko było kwestią perspektywy i wyobraźni widza.

Przykłady takich złudzeń można by mnożyć. Wystarczy zrobić zdjęcie z odpowiedniego miejsca i niejeden budynek może wyglądać jak efekt paranoicznego snu architekta. Spójrzcie na tę kamienicę we Lwowie:

Obraz
© Jacek Bereźnicki

Kamienica wygląda na niewiele grubszą od naleśnika, ale trzeba popatrzeć z innego miejsca, by zrozumieć, że to złudzenie wynikające ze skosu bocznej elewacji.

W pewnym sensie podobna sytuacja właśnie przydarzyła się jednemu z budynków mieszkalnych w Krakowie. Za sprawą "posta" na Facebooku stał się pośmiewiskiem jak Polska długa i szeroka.

Faktycznie na zdjęciu budynek wygląda jak ekstremalny przypadek twórczego podejścia deweloperów do prawa budowlanego i upychania kolejnych mieszkań bez oglądania się na jakość życia przyszłych lokatorów.

Obraz
© Jacek Bereźnicki

Cztery stosy kontenerów położone tak blisko siebie, że mieszkańcy mogą rano podawać sobie ręce na powitanie przez mikrobalkon. Co gorsza, wygląda to tak, jakby było to ich jedynie źródło światła w mieszkaniu.

Ponieważ jedno z mieszkań w słynnym "bloku" zostało wystawione na wynajem w serwisie ogłoszeniowym, postanowiłem sprawdzić, jak wygląda życie w takim budynku czasów postarchitektury.

Budynek jest położony przy Alei Grottgera, na obrzeżu zacisznego, willowego zakątka w centrum Krakowa. Nie jest to też żaden blok - to budynek stanowiący kontynuację ciągu przedwojennych kamienic.

Obraz
© Jacek Bereźnicki

Od frontu nic nie wskazuje na niezwykłość architektury tego budynku. Zaglądamy za róg i dopiero wtedy ukazuje się słynna elewacja. Szybko sytuacja staje się jasna - budynek stoi na skraju działki graniczącej z terenem szkoły podstawowej.

Projektant nie mógł umieścić okien dających widok na teren szkoły. Aby nie stawiać ślepej elewacji, postanowił zastosować alternatywne rozwiązanie.

Jako potencjalny najemca wchodzę do mieszkania i szybko okazuje się, że dwa "sąsiedzkie balkony" w rzeczywistości są jego częścią - z pokoju dziennego z aneksem kuchennym przez podwójne drzwi balkonowe można zajrzeć do sypialni. Z drugiej strony pokoju dziennego jest też jeszcze okno sięgające do samej podłogi - stąd mamy widok na ciąg spacerowy wzdłuż dawnej Młynówki Królewskiej - nieistniejącej już odnogi Rudawy.

Obraz
© Jacek Bereźnicki

Czyli balkonów sąsiedzkich nie ma? W "naszym" mieszkaniu jest, ale tylko jeden - z drugiej strony sypialni. Pokój ten ma więc dwa okna balkonowe po dwóch stronach - jedno wychodzące na pokój dzienny, a drugie na balkon sąsiada. Zasłona załatwia jednak sprawę prywatności.

Jak na 45-metrowe mieszkanie w nowym budownictwie źródeł światła jest wyjątkowo dużo, a widoku z dużego pokoju na ciąg spacerowy wzdłuż Młynówki Królewskiej wielu lokatorów innych budynków mogłoby pozazdrościć.

Brzmi to wszystko jak laurka? Jeśli tak, to nic na to nie poradzę. Trudno jednak powtarzać opinie o "architektonicznym koszmarku", jeśli rzeczywistość temu przeczy.

O komentarz do założeń inwestycji poprosiliśmy pracownię architektoniczną, która odpowiada za projekt. Niestety, "ze względu na obciążenie aktualnie prowadzonymi pracami oraz nieobecność pana Ingardena, który jest osobą najbardziej zorientowaną w założeniach projektu budynku przy ul. Grottgera", firma nie była w stanie odpowiedzieć na pytania.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (257)