Trwa ładowanie...

Siódma rocznica słynnej afery

Za miesiąc ruszają przesłuchania świadków w sprawie sprzed siedmiu lat, dotyczącej manipulacji kursem kontraktu na WIG20. Na wyrok czeka 300 poszkodowanych - pisze "Parkiet".

Siódma rocznica słynnej aferyŹródło: Jupiterimages
d33q1e1
d33q1e1

Być może już za miesiąc sąd zacznie przesłuchiwać świadków "afery 4 lutego", która wstrząsnęła rynkiem terminowym.

Dziś wypada siódma rocznica tzw. afery 100 sekund na warszawskiej giełdzie. Wszystko wskazuje, że wkrótce Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia zacznie wreszcie przesłuchiwać świadków. Pierwszą rozprawę, po odrzuceniu przez sąd wniosku obrońców o umorzenie sprawy, zaplanowano na 18 marca.

Zyski jednych, straty innych

Sprawa dotyczy dużego zlecenia sprzedaży kontraktu na WIG20, jakie wyszło z Domu Maklerskiego PKO BP i wstrząsnęło rynkiem, doprowadzając do przeceny instrumentu. Prokuratura ustaliła, że działania pracownika brokera nie były błędem, ale świadomą manipulacją kursem, na której zarobił Arkadiusz O. – transferując zarobione 2,3 mln zł na konta spółki Cagliari, zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych.

Straty DM PKO BP na tym zleceniu to około 4 mln zł. Oprócz brokera, realne koszty poniosło około 300 inwestorów, w przypadku których ponad 7-proc. przecena papieru spowodowała automatyczne zamknięcie pozycji.

d33q1e1

Od Annasza do Kajfasza

Środowisko inwestorów już pięć lat czeka, aż jedną z największych afer giełdowych zajmie się sąd. Śledztwo Prokuratury Okręgowej, po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego, zakończyło się bowiem już w listopadzie 2005 r. wysłaniem aktu oskarżenia do Sądu Rejonowego. Zarzuty dotyczą manipulacji i niekorzystnego rozporządzania cudzym mieniem.

Sąd Rejonowy w 2007 r. przekazał ją do Sądu Okręgowego. 43 tomy akt zostały jednak odesłane z powrotem. Pierwotnie termin rozprawy planowano na październik 2009 r., ale okazało się, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego asesor przypisany do sprawy już nie mógł orzekać, i trzeba było powołać nowego sędziego, który musiał się zapoznać z całą dokumentacją. Sprawa miała ruszyć jeszcze we wrześniu 2010 r., ale termin uległ przesunięciu w wyniku choroby sędziego i wspomnianego wniosku o umorzenie.

Wytyczna dla sądów cywilnych

Wyrok w sprawie karnej nie zwróci inwestorom pieniędzy, ale będzie wytyczną dla sądów cywilnych, do których trafiają pozwy o odszkodowanie. – Silnym argumentem w procesie cywilnym byłby ewentualny wyrok skazujący w procesie karnym – przyznaje Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego, która odgrywa rolę oskarżyciela posiłkowego.

Zwykle sądy decydują o zawieszeniu postępowań cywilnych do czasu rozstrzygnięcia w sprawie karnej. Prawdopodobnie 18 marca okaże się też, ilu jest zainteresowanych złożeniem powództwa adhezyjnego, które pozwala dołączyć kwestie odszkodowawcze do rozprawy karnej. Zwykle ostatnim momentem na taki pozew jest odczytanie aktu oskarżenia. Ilu poszkodowanych?

d33q1e1

Nie wiadomo dotąd, ile spraw tego typu czeka na rozpatrzenie w sądach cywilnych. Szacunki mówiły o stratach inwestorów sięgających w sumie 5,4 mln zł. Swoje chce także odzyskać Dom Maklerski PKO BP, który nie dość, że poniósł wymierne koszty operacji pracownika, to jeszcze otrzymał 400 tys. zł kary od nadzoru. Poszkodowanych próbowało skupić wokół siebie Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Nie było jednak chętnych na zapłacenie kancelarii Gessel za obsługę prawną.

Uwaga na przedawnienie

Inwestorzy obawiali się, że cała sprawa może ulec przedawnieniu (aby tak się nie stało, sąd musi wydać wyrok najpóźniej do lutego 2014 r.). Czy rozpoczęcie procesu daje nadzieję na szybkie zakończenie? Na takie pytanie prawnicy nie chcą odpowiedzieć, tłumacząc, że sądy dość długo zajmują się finansowymi aferami.

Pewnym „probierzem” dla wydolności sądów może być inna sprawa karna związana z aferą Interbrok Investment. Spółka, która miała pomnażać pieniądze klientów, zbankrutowała w 2007 r. Poszkodowani szacują swoje straty na 200 mln zł. Do pierwszej rozprawy karnej (oskarżonych jest trzech szefów firmy) doszło w grudniu 2010 r. Od tego momentu Sąd Okręgowy w Warszawie wzywa świadków na rozprawy kilka razy w tygodniu, co zdaniem prawników dowodzi sporych postępów. Ostatni zaplanowany termin posiedzenia sądu w sprawie Interbrok to 17 marca.

d33q1e1

Konrad Krasuski

Zlecenie na cztery tysiące kontraktów, które wstrząsnęło giełdą
4 lutego 2004 r. pracownicy Bankowego Domu Maklerskiego PKO BP (obecnie DM PKO BP) wysłali na giełdę zlecenie, które dość mocno poruszyło wyceną kontraktów na WIG20. Zlecenie wprowadzone przez Rafała G. zakładające sprzedaż 4 tys. sztuk futures „po każdej cenie” spowodowało spadek wyceny kontraktu FW20H4 o 7 proc. (ponad 90 pkt), doprowadzając do uruchomienia stop-lossów na wielu rachunkach inwestorów. W trakcie prokuratorskiego dochodzenia okazało się, że zlecenie o wartości 65 mln zł nie było zwykłą pomyłką (co sugerował Rafał G., który twierdził, że jego klientce chodziło o cztery kontrakty). Osoby powiązane z Rafałem G. zawierały bowiem (albo próbowały zawierać) na rynku pochodnych inne transakcje, aby wykorzystać nagły spadek notowań. Prokuratura, a wcześniej Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, ustaliła, że na zmianie wycen kontraktów zarobił Arkadiusz O. (makler i znajomy Rafała G.), który wytransferował zarobione 2,3 mln zł na konta spółki Cagliari zarejestrowanej na Wyspach Dziewiczych.
Wykorzystał przy tym założone specjalnie na czas tej transakcji konto w Domu Inwestycyjnym BRE Banku.
Najbardziej poszkodowanym okazał się DM PKO BP (jego pracownik Rafał G. złożył wprawdzie szybko zlecenie przeciwnie, ale w sumie stracił na obu operacjach niespełna 4 mln zł). Dom maklerski jest jednym z oskarżycieli posiłkowych w sprawie. KNF zidentyfikowała szkody u 300 inwestorów, których dotknął stop-loss. Prokuratura zauważyła, że Agnieszka K. – z jej rachunku wyszło feralne zlecenie – nie miała doświadczenia w inwestowaniu, ale jednocześnie była spokrewniona z Arkadiuszem O.
Ten ostatni (który mógł być inżynierem całej operacji) tłumaczył w prokuraturze, że nie współpracował z nikim w celu zaniżenia czy zawyżenia kursu kontraktów. Zeznał, że o zaistniałej sytuacji dowiedział się dzień później. Wiadomo jednak, że kilka minut przed wstrząsem na rynku złożył zlecenia sprzedaży 500 kontraktów (z wysokim limitem). Zamieszanie spowodowało 17-proc. dzienną zmianę w wycenie kontraktu – takiej zmiany praktycznie nie obserwowano w historii notowań. GPW nie zdecydowała się anulować transakcji. W całym 2004 r. wolumen obrotów na rynku terminowym wyraźnie spadł – do 3,7 mln sztuk z 4,4 mln sztuk rok wcześniej – co wskazywało na spadek zaufania do giełdy.
K.K.

d33q1e1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d33q1e1