Socjolog: bez zmian w świadomości Dzień Kobiet pozostanie fasadowym świętem
Sytuacja kobiet na rynku pracy jest daleka od ideału
07.03.2013 | aktual.: 07.03.2013 14:06
Zakorzeniony w społecznej mentalności schemat podziału ról życiowych i zawodowych kobiet i mężczyzn wciąż skutkuje dyskryminacją pań na rynku pracy. Bez zmiany świadomości w tej dziedzinie Dzień Kobiet pozostanie świętem fasadowym - ocenia socjolog dr Agata Zygmunt.
Naukowiec z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w swoich badaniach specjalizuje się m.in. w sprawach dyskryminacji płci na rynku pracy. W przededniu obchodzonego 8 marca Dnia Kobiet dr Agata Zygmunt wskazała w rozmowie z PAP, że docenienie aktywności kobiet - jak niektórzy uzasadniają obchody tego święta - stanowczo nie idzie w parze z docenianiem ich na co dzień, przede wszystkim w sferze zawodowej.
"Sytuacja kobiet na rynku pracy jest daleka od ideału; wprawdzie równość płci i szans jest zagwarantowana wieloma przepisami, praktyka wciąż nie jest wolna od zabarwienia stereotypem płciowym. On wciąż istnieje w świadomości bardzo wielu ludzi i trudno z nim zerwać, zarówno pracodawcom jak i współpracownikom" - powiedziała Zygmunt.
*Polecamy: * Pewna praca tylko po menopauzie
Chodzi przede wszystkim o schemat przyporządkowujący kobiety do zajmowania się domem i realizowania się głównie w życiu rodzinnym. M.in. z tego powodu kobiety wciąż wpadają w pułapkę "szklanego sufitu", czyli barier w awansie zawodowym, oraz "lepkiej podłogi", czyli przypisania do określonych, z reguły gorzej płatnych, zawodów i stanowisk.
"Z badań wynika, że mimo dużej aktywizacji zawodowej kobiet, wciąż widoczny jest prymat mężczyzn na rynku pracy" - wskazała socjolog, podkreślając, że w społeczeństwie pokutuje przekonanie, iż najbardziej odpowiednie dla kobiet zawody wiążą się ze sprawowaniem opieki, edukacją itp. "Są to zawody gorzej opłacane; często takie, których mężczyźni nie chcą wykonywać" - dodała Zygmunt.
Analizując różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn, naukowcy wyszczególniają dyskryminację poziomą i pionową. Pierwsza dotyczy właśnie przypisania kobiet do określonych, tzw. kobiecych, zawodów, druga definiuje różnice w wynagrodzeniu kobiet i mężczyzn na takich samych stanowiskach.
"W tym drugim zakresie sytuacja systematycznie zmienia się na korzyść, ponieważ coraz częściej mamy do czynienia z rozwiązaniami systemowymi w ramach korporacji czy dużych firm, gdzie będąc przypisanym do jakiejś kategorii - niezależnie od płci - musimy otrzymać zarobki mieszczące się w jakimś przedziale" - powiedziała Zygmunt.
Ale i tu - jak wykazały jej badania - zdarza się, że mężczyźni otrzymują stawki z górnej granicy danego przedziału, a kobiety z dolnej. "Prowadząc badania, spotykałam się np. z doświadczeniami mężczyzn, którzy mówili wprost: gdy zatrudniano mnie na stanowisku kierowniczym i podawano proponowaną kwotę wynagrodzenia, argumentowano: mamy widełki, ale damy panu górną stawkę, bo ma pan rodzinę, jest pan jej głową, żywicielem itp." - relacjonowała socjolog.
Jej zdaniem także w innych europejskich krajach, gdzie polityka równościowa prowadzona jest znacznie dłużej niż w Polsce, nie udało się do końca wyeliminować dyskryminacji kobiet. Za pozytywny wzór w tym zakresie uchodzą kraje skandynawskie, jednak nawet w najbardziej zaawansowanych pod tym względem krajach relacja dochodów kobiet do dochodów mężczyzn jest niekorzystna dla pań.
*Polecamy: * Pewna praca tylko po menopauzie
Według Zygmunt wprowadzenie parytetów czy systemu kwot dotyczących liczby kobiet i mężczyzn nie tylko w organach władzy, ale także np. w zarządach czy radach nadzorczych firm, mogłoby - choć sztuczne - dać dobry efekt.
"Parytety mogłyby przyczynić się do podniesienia wiary kobiet w to, że mogą osiągnąć na rynku pracy tyle co mężczyźni. Z perspektywy zmiany kobiecej świadomości mogłoby to sprawdzić się, choć znając mentalność polskiego społeczeństwa, wiemy, że to zadanie bardzo trudne. Będzie ono napotykało opór - nie tylko ze strony mężczyzn, ale i samych kobiet, które niejednokrotnie same dyskryminują się, nie aspirując do wysokich stanowisk i nie starając się osiągać w pracy zawodowej tyle, co ich koledzy" - uważa Zygmunt.
Jak powiedziała, parytety mogą nie przyjąć się, dopóki społeczeństwo nie będzie przekonane co do słuszności tego rozwiązania i nie zaakceptuje go. "Myślę jednak, że eksperyment polegający na próbie wprowadzenia parytetów byłby bardzo pożądany - chociażby po to, by przetestować reakcje społeczne. Może okazać się, że z naszym społeczeństwem wcale nie jest tak źle" - podsumowała Zygmunt.
MA