Sopot/W zakładach przetwórstwa rybnego brak kadry
Brak chętnych do pracy i brak wykwalifikowanych specjalistów - to jeden z głównych problemów branży przetwórstwa rybnego w Polsce - oceniają przedstawiciele sektora. Pomimo tego sektor jest uważany za najnowocześniejszy w Europie.
30.03.2017 16:40
W czwartek w Sopocie rozpoczął się IV Kongres Rybny, w którym uczestniczy ponad 300 przedstawicieli branży przetwórstwa rybnego, akwakultury i rybołówstwa.
Prezes zarządu Graal SA, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb, Bogusław Kowalski mówiąc o przyszłości polskiego przetwórstwa rybnego powiedział, że jednym z problemów sektora jest "brak rąk do pracy". Ocenił, że "na dziś Grupa kapitałowa Graal mogłaby zatrudnić kilkaset osób". W kilku zakładach Grupy pracuje ok. 2,5 tys. osób, w tym kilkuset obcokrajowców.
Przyznał, że "płaci tyle, na ile pozwala rynek zarówno w Polsce jak i za granicą". Ocenia, że problem rąk do pracy jest odczuwalny od ok. 4-5 lat i z roku na rok jest coraz gorzej. Brakuje nie tylko pracowników mniej wykwalifikowanych, ale też technologów, specjalistów kontroli jakości. "Szkolimy we własnym zakresie, ale idzie to bardzo powoli" - mówił. "Nie ma szkół na poziomach zawodowym, na wyższym, nie ma programów nauczania" - mówił. "Jeździmy do ministerstwa, staramy się o kształcenie technologów, ale idzie to w wolnym tempie" - dodał.
Powiedział, że "pewnym rozwiązaniem jest zatrudnianie obcokrajowców, głównie z Ukrainy, Mołdawii, Białorusi". Zwrócił uwagę, że w przypadku obcokrajowców problemem jest to, że ich przeszkolenia trwa ok. trzech miesięcy, a ich pozwolenie na pobyt i pracę w Polsce to tylko pół roku, więc wydajność jest bardzo ograniczona".
Przyznał, że branża oczekuje wsparcia władz lokalnych i centralnych w zakresie systemu szkolnictwa zawodowego.
"Chodzi o to, żeby powstały kierunki związane z technologią, przetwórstwem, generalnie z branżą rybną" - wyjaśnił.
Doradca ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej ds. rybołówstwa, Grzegorz Hałubek przyznał, że przetwórcy mówią o "dużym i poważnym deficycie pracowników, który ma wpływ na jakość ich produkcji i zyski". Powiedział, że w Polsce brakuje systemu kształcenia pracowników dla tego sektora. Poinformował, że "rząd podjął działania, żeby we współpracy z producentami utworzyć jakieś kształcenie".
Prezes Stowarzyszenia producentów ryb łososiowatych, Jacek Juchniewicz powiedział, że w sektorze akwakultury jest "pewien krach związany z załamaniem się szkolnictwa na poziomie średnim i wyższym". Zauważył, że zostały zlikwidowane dwa technika o charakterze ogólnopolskim. "Praktycznie nie ma średnich szkół rybackich" - dodał. Podkreślił, że w tym roku po raz pierwszy w historii znany wydział rybacki na uniwersytecie warmińsko-mazurskim nie miał chętnych do studiowania. "Sytuacja jest dramatyczna, ale paradoksalnie idzie w kontrze do sektora, która rozwija się i potrzebuje specjalistów".
Wyjaśnił, że branża przyucza pracowników we własnym zakresie i są jeszcze pracownicy, którzy wcześniej zdobyli wykształcenie. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb, Jerzy Safander w swoich dwóch zakładach zatrudnia 150 osób, chociaż mógłby zatrudniać o 50 osób więcej. "Ratują nas tylko pracownicy z Ukrainy i Mołdawii, staramy się też wprowadzać większą automatykę w firmach, bo nie ma innej drogi" - tłumaczy.
Poinformował, że Stowarzyszenie postuluje o to, aby Ukraińcy mogli przyjeżdżać i pracować nie przez pół roku a przynajmniej przez dwa-trzy lata. Ocenił, że z jego zakładów po wprowadzeniu Programu 500 plus odeszło "od 4 do 5 procent pracowników". To przede wszystkim kobiety pracują w tym sektorze. Podał, że obecnie w przetwórstwie "można zarobić dwa tysiące na rękę, bo w ostatnich latach pensje w branży wzrosły o 7-10 proc.".
Prof. Piotr Bykowski z Akademii Morskiej w Gdyni zauważył, że "na ogół na uczelniach kształcących na kierunkach związanych z technologią żywności, nie tylko w rybach, jest coraz gorzej". "To będzie wielki problem za kilka lat, zwłaszcza, że ten sektor bardzo szybko zmienia się, jest zaawansowany technicznie, technologicznie i wymaga odpowiednich kadr" - podkreślił. "W przetwórstwie rybnym znalezienie obecnie technologa do poprowadzenia zakładu jest właściwie niemożliwe" - dodał. Zwrócił uwagę, że nie ma chętnych do kształcenia się w kierunkach związanych z przetwórstwem ryb.
Powiedział, że niepowodzeniem zakończyła się próba reaktywowania technikum przemysłu rybnego (kiedyś było w Gdyni) w Koszalinie, bo nikt się nie zgłosił. Zauważył, że "ten sektor na całym świecie nie jest takim bardzo obiecującym; zyskowność jest dość słaba". "Mamy w Polsce niewątpliwie najlepszy przemysł przetwórstwa rybnego w Europie, a może i na świecie, ale za 10 lat wyposażenie zakładów zestarzeje się i nie będzie pieniędzy na ich wymianę" - dodał.
Tymczasem Krzysztof Hryszko z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywności PIB podczas Kongresu Rybackiego w Sopocie powiedział, że "rok 2016 był dobry dla polskiej gospodarki rybackiej". W ub. roku na rynek trafiło ok. 500 tys. ton ryb i owoców morza, o 4,4 proc. więcej niż rok wcześniej. Połowa pochodziła z połowów własnych, głównie z Bałtyku. Rocznie statystyczny Polak spożywa ok. 12 kg ryb, w rekordowej Portugalii - 56 kg.