Stalowe nerwy polskich inwestorów
Poniedziałek był dniem, w którym Amerykanie nie są obecni na rynkach finansowych (Urodziny Waszyngtona, zwane też Dniem Prezydenta). To zazwyczaj ogranicza aktywność rynków europejskich. Tym razem też tak powinno być, ale inwestorzy mieli do wyboru dane makro i sytuację na Bliskim Wschodzie. To pierwsze kazało akcje kupować, ale to drugie wprowadzało niepokój, czego rynki bardzo nie lubią.
22.02.2011 | aktual.: 22.02.2011 09:08
Nic dziwnego, że indeksy spadały. Na początku robiły to bardzo umiarkowanie, ale w drugiej połowie dnia, kiedy sytuacja w Północnej Afryce stawała się coraz bardziej niejasna, zanurkowały i zakończyły dzień 1,5-procentowymi spadkami (Francja, Niemcy). Jeszcze gorzej było we Włoszech czy w Hiszpanii. Na razie jednak nie może być mowy o sygnałach sprzedaży. Taki spadek po tak długim wzroście nic jeszcze nie znaczy.
Wstępne dane o indeksach PMI dla sektorów przemysłowego i usług w Niemczech i w całej strefie euro były generalnie lepsze od oczekiwań. Poza tym (a może przede wszystkim) lubiany przez graczy indeks klimatu gospodarczego niemieckiego instytutu Ifo pobił kolejny rekord (111,2 pkt.) – oczekiwano, że się nie zmieni. Optymizm panujący w Niemczech jest wręcz nieprawdopodobny. Przypominam jednak, że na początku 2007 roku, przed rozpoczęciem kryzysu, też był na podobnej wysokości…
W Libii sytuacja rzeczywiście była coraz bardziej poważna. Zdarzały się ataki na obcokrajowców. British Petroleum i Total postanowiły nawet z tego kraju wycofać swoich pracowników. Niespokojnie było w Maroku i w innych krajach Afryki Północnej. Nic dziwnego, że ropa drożała o sześć procent. Dziwić jednak mógł spokój panujący na rynku EUR/USD. Zazwyczaj takie niepokoje przekładają się poważne na umocnienie dolara – tym razem było niezwykle umiarkowane.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję niewielką zwyżką WIG20 (pomagały szczególnie KGHM i TPSA), ale dość szybko załamanie indeksów na innych giełdach sprowadziło i nasz indeks w obszar ujemnych wartości procentowych. Tyle tylko, że nie widać było najmniejszej chęci do pogłębienia spadków. Każde, nawet delikatne, zmniejszenie skali zniżki na innych giełdach wyraźnie pomagało naszym bykom. Po południu WIG20 wrócił już do poziomu z piątku, a potem popełzł wyżej.
Widać było, że byki bardzo chcą jeszcze bardziej oddalić indeks od wsparcia. Nie udało się zakończyć sesji wzrostem, ale zakończenie neutralne na małym wolumenie jest wygraną byków. Gracze najwyraźniej doszli do wniosku, że nie będą reagowali (słusznie) na jednodniowe spadki. Pamiętali, jak to się skończyło, kiedy indeksy w USA spadły o dwa procent w reakcji na rozwój sytuacji w Egipcie (potem już tylko rosły). Pozostaje powtórzyć, że udało się oddalić od wsparcia, ale sygnały sprzedaży nadal obowiązują. Jeśli byki chcą pokazać, że nadal będzie obowiązywał trend boczny, to dzisiaj powinny nie dopuścić do dużego spadku. Oczywiście najlepszy byłby wzrost, ale to zależy od reakcji rynku amerykańskiego na to, co wydarzyło się i wydarzy się dzisiaj (tego przewidzieć nie sposób) w Afryce.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi