Strajk w dużej sieci handlowej? Kasjerzy chcą 1200 zł podwyżki
Rozmowy między zarządem Kaufland Polska a związkowcami zakończyły się fiaskiem. Związkowcy zapowiadają przygotowania do strajku generalnego. Domagają się znaczących podwyżek i przestrzegania praw pracowniczych.
Jak podają Wiadomości Handlowe, nie udało się osiągnąć porozumienia między zarządem Kauflandu a przedstawicielami OPZZ Konfederacja Pracy. Strony podpisały jedynie protokół rozbieżności, w którym związkowcy przedstawili swoje postulaty.
Najważniejszym żądaniem jest wzrost wynagrodzenia zasadniczego o 1200 zł dla każdego pracownika od początku 2026 r. Związkowcy oczekują także respektowania przepisów prawa pracy oraz swobody działalności związkowej w sieci.
Największa Matka Boża na świecie powstaje w Polsce. Byliśmy u jej stóp
Wojciech Jendrusiak, przewodniczący organizacji związkowej, podkreślił, że pogotowie strajkowe już ogłoszono. Według niego, pogarszające się warunki pracy dotyczą nie tylko Kauflandu, ale całej branży handlowej.
"W naszej ocenie postulat podwyżek w wysokości 1200 zł dla wszystkich pracowników od stycznia 2026 r. jest nierealny do zrealizowania. I to zarówno ze względu na obecne uwarunkowania ekonomiczne, jak i standardy obowiązujące w branży handlowej" – odpowiedziało biuro prasowe Kauflandu, cytowane przez serwis.
"Ludzi mało, towaru dużo"
Wynagrodzenia pracowników Kauflandu różnią się w zależności od lokalizacji sklepu. Obecnie wynagrodzenie kasjera-sprzedawcy w mniejszych miastach np. w Żywcu wynosi 4,9 tys. zł brutto, z premią 5,3 tys. zł brutto, co przekłada się na ok. 3,7 tys. zł netto.
W większych aglomeracjach, np. w Warszawie, premia jest wyższa i sięga 800 zł brutto, co daje łączne wynagrodzenie na poziomie 6,1 tys. zł brutto (około 4,5 tys. zł netto).
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jolanta Żołnierczyk, która w Kauflandzie pracuje od ponad dekady, podkreślała, że tak złej sytuacji kadrowej w sieci jeszcze nie było. - Ludzie są przepracowani, wykończeni, odchodzą z pracy, jeśli mają inne wyjście. Do przerzucenia są tony towaru, ludzi jest mało, za to towaru dużo - przyznała w rozmowie z dziennikiem.