Szef krzyczy, komu to pomaga?
Kto lubi być krytykowany przez szefa? O dziwo, okazuje się, że są tacy. Reprymenda, nawet ostra, potrafi ich zmotywować do pracy i odgonić totalną niemoc – ważne tylko, żeby była słuszna
26.08.2011 12:18
Reprymenda – doping czy dramat?
Patryk pracuje w dużej firmie wydawniczej. Sam o sobie mówi, że jest młody, zdolny i… leniwy. Uważa, że w pracy ważne jest, by wypełniać obowiązki i starać się nie podpaść, ale przy tym – nie przemęczać się. Specyfika jego zajęcia powoduje, że czasami ciężko mu powstrzymać się przed przekroczeniem linii, za którą interwencja szefa jest pewna. Po nawale pracy do wykonania „na wczoraj” zaczynają się bowiem okresy nudy i luzu. Niby jest robota, ale niepilna. Nie jest łatwo zmusić się do niej, gdy nikt nie popędza. Dlatego czasem przydaje się szefowska połajanka. Stanowcza, choć niewywołująca wielkiego stresu, bo szef to kulturalny człowiek.
- Kiedy sztorcuje, ja się cieszę, bo wiem, że o mnie pamięta – śmieje się Patryk. 40-letnia Elżbieta podchodzi do sprawy zupełnie inaczej. – Nienawidzę, gdy ktoś mnie opieprza. Obojętne, mąż, ojciec czy szef. Z miejsca stają mi przed oczami dramatyczne sceny z dzieciństwa. Odbieram to jako zamach na moją godność, wolność, duszę – nie przesadzam! Wychodzę bez słowa, długo przeżywam, tłamszę to w sobie. Jestem obowiązkowa. Gdy popełnię błąd, wiem o tym. Nie potrzebuję czyichś pouczeń. To dwie skrajne postawy, ale przyznajmy – większości z nas bliżej jednak do Elżbiety. Mało kto potrafi podejść do sprawy na takim luzie jak Patryk.
Prymus i obibok
Nie każdy też ma takiego przełożonego. – Gdy szef jest matołem, nawet z pochwały potrafi zrobić krytykę – uważa Tomek. Mówi, że u niego w firmie kierownictwo nie potrafi zorganizować roboty. Za przeciągające się przestoje, kiedy wszyscy dłubią w nosie, często wini się pracowników, wypominając im, że nie pracują. Nagminne jest też, że nawał zadań, które muszą być wykonane na poniedziałek rano, pojawia się w piątek o 15. Nikt już nawet nie protestuje, żeby nie podpaść. Przykład z innej firmy – jak z bajki o złym i dobrym bracie. Jeden pracownik jest niesumienny, robi wszystko na odczep się, a poprawki po nim wymagają więcej wysiłku niż jego praca. Ale – szef go lubi. Drugi jest dokładny, terminowy, skrupulatny aż do przesady, typ klasowego prymusa. Kiedyś ten drugi spóźnił się godzinę. Szef dostał piany, groził wręcz, że go wyrzuci. Ten pierwszy pojechał na Majorkę, a powiadomił o tym SMS-em, gdy był już na miejscu. Dużo było śmiechu, jaki to z niego luzak i jajcarz. Nic dziwnego, że jeden pracownik może mieć
zupełnie inne podejście do reprymendy szefa niż inny. Pytanie tylko, z czego to wynika?
Co musi wiedzieć szef?
Podręczniki coachingu mówią: to, czy reprymenda zmotywuje pracownika, czy zniechęci, zależy od kilku czynników. Od jego charakteru, od stosunku do pracy, chęci rozwoju, parcia na karierę. A również od atmosfery w firmie i od relacji z kolegami. Jednym z zadań przełożonego jest dzisiaj zmiana wad podwładnych w zalety, a czynników niekorzystnych – w motywujące. Dobry szef powinien umieć i chcieć to robić.
Dlatego dobrze, jeśli zada sobie trud, by swoich pracowników poznać. Uniknie w ten sposób sytuacji, w których jego połajanki pogłębią tylko kryzys. Musi umiejętnie przedstawiać zarzuty. Wiedzieć, co komu można powiedzieć. Wobec kogo być szorstkim, bo to nim wstrząśnie. Wobec kogo łagodnym, bo ostry ton sprawi tylko, że podwładny zamknie się w skorupie, a może nawet zablokuje ostatecznie. Każdemu szefowi powinno przecież zależeć na kreacyjności podwładnych, a nie na ich stresowaniu i pozbawianiu chęci do pracy. Naturalnie zdarzają się też szefowie-sadyści, którzy uwielbiają opieprzać dla samego opieprzania, napawają się władzą i siłą swojego głosu, a uczucia pracownika mają za nic. Na nich jednak nie ma rady. Można najwyżej podziękować takiemu za współpracę. Kary i nagrody – o co łatwiej?
Psychologowie są zgodni, że w naszych zakładach pracy znacznie łatwiej otrzymać naganę niż pochwałę. Nie mówimy przy tym o oficjalnych reprymendach, tzw. karach pozamaterialnych, wystosowywanych do winowajcy na piśmie. Mowa o tych spontanicznych, wynikających z nagłego stresu, nerwowej sytuacji, pośpiechu. Czasami niesłusznych, a także wygłaszanych przez szefów w obecności innych pracowników, co boli szczególnie. Poczucie krzywdy, niezawinionej kary, pamiętamy długo. A to rzutuje na nasze relacje w firmie.
Jakoś tak się dzieje, że większości z nas znacznie łatwiej przychodzi zwymyślanie kogoś niż podkreślenie jego zasług. Obserwujemy to w domach, na ulicach, w miejscach publicznych. Trudno więc, by inaczej było w firmach. To truizm, ale nasze miejsce pracy nie może być niczym innym, jak odbiciem świata poza nim. Słuchając miotającego się szefa, możemy mu tylko zadać w myśli pytanie: Biedaku, a kto na ciebie wrzeszczy w domu?
Jarosław Kurek/MA