"Szefie, mam cię po dziurki w nosie, żegnaj"
Mam was po dziurki w nosie - tak często brzmi prawda kryjąca się za zmianą pracy. Kto jednak ma na tyle odwagi, by wykrzyczeć ją w twarz nielubianemu pracodawcy?
30.12.2010 | aktual.: 30.12.2010 17:01
„Zjeżdżaj z roboty”
W sieci osoby, które wprost powiedziały szefowi, co o nim naprawdę myślą, uchodzą za bohaterów. Internauci dziękują im na forach internetowych. Piszą, że ich zachowanie dodaje otuchy, bo ktoś wypowiedział to, co myślą tysiące pracowników.
Prawdziwą furorę w Internecie, ale też w prasie i telewizji zrobił Steven Slater, który był pomocnikiem w liniach lotniczych JetBlue. Po prostu któregoś dnia, po kłótni z pasażerką, chwycił intercom i stwierdził, że ma dość. Samolot akurat znajdował się na lotnisku. A Steven chwycił piwo, otworzył wyjście awaryjne i zjechał po zjeżdżalni na pas startowy. Wszedł do autobusu, który odstawił go do terminalu. Na oczach pasażerów wyrzucił służbowy krawat. Steven został nawet zatrzymany przez policję, ale wyszedł po wpłaceniu kaucji. Dziś jest bohaterem. Na Facebooku działają strony "Steven Slater na prezydenta" i "Steven Slater jest najlepszym stewardem w historii". Jedna z internautek napisała „Panie Slater.Jedna z internautek napisała „Panie Slater. Zrobił Pan to na co większość z nas ma ochotę". W USA pojawiły się nawet koszulki z podobizną Slatera i hasłem „zjeżdżaj z roboty”.
Napisał lukrem na torcie, że odchodzi
Są też inne przykłady spektakularnych zwolnień. Na przykład Neil Berret napisał lukrem na torcie: „Proszę, przyjmijcie to ciasto jako znak, że odchodzę z pracy. Barret przesłał też wypowiedzenie do kadr.
Nie brakuje osób, które zwalniają się poprzez Internet. I tak pewna recepcjonistka z Finlandii zrobiła sobie kilka zdjęć, na każdym jest uśmiechnięta i trzyma w dłoniach wielkie napisy „Odchodzę, mam serdecznie dość tej beznadziejnej pracy i szefa- kompletnego gnojka”. Z kolei pracownik pewnego biura deweloperskiego w Australii stworzył grę, którą nazwał "Super Mario resignation game" i opublikował w sieci. Pewien informatyk pozostawił szefowi taką oto informację na firmowym serwerze „Projektant, którego traktowałeś jak gówno niespodziewanie opuścił pracę. Twoja firma oraz inni zatrudnieni nie są tym dotknięci. Kliknij "Renegociate" by przedyskutować warunki nowego kontraktu. Kliknij HR by zobaczyć jak bardzo spieprz... sprawę". Inny pracownik nagrał filmik ze znanym z "Gwiezdnych Wojen" wstępem.
Jak to zrobić w Polsce?
Czy w Polsce kogoś byłoby stać na rzucenie pracy w podobny, spontaniczny sposób, nie mając na oku innego zatrudnienia? Najczęściej widmo bezrobocia i głodowe stawki zasiłku powodują, że wolimy tolerować wrednego szefa i beznadziejną pracę. Poza tym nasze spektakularne odejście mogłoby wzbudzić zainteresowanie internautów, ale niekoniecznie innych pracodawców. Inni szefowie mogliby nas uznać za zwykłych niepoważnych awanturników.
Jak zatem zachować się, informując o zamiarze odejścia? Czasami trudno wyplątać się ze zobowiązań, które wzięliśmy na siebie, przychodząc do firmy. Zobowiązań, dodać warto, narzuconych na siłę, pętających ruchy i w rezultacie czyniących z nas zakładników sytuacji. Oto co spotkało Tomasza, 40-letniego informatyka.
- Zaproponowano mi odpowiedzialną funkcję w bardzo znanej firmie – opowiada 40-letni Tomasz, z zawodu informatyk. – Nie zabiegałem o nią, po prostu komuś tam pasowałem do układanki. Miałem ogromne wątpliwości, ale szukałem pracy, więc zgodziłem się. Przy okazji uświadomiono mi, ile to osób wysoko postawionych popierało moją kandydaturę. W zamian za to miałem być dyspozycyjny, wierny i skłonny do poświęceń.
Szybko okazało się, że funkcja jest atrakcyjna tylko z pozoru. – Dużo czasochłonnych, frustrujących zajęć. Niewielka, w stosunku do poziomu odpowiedzialności, pensja. Ciągłe użeranie się ze współpracownikami. Idąc do tej pracy, pocieszałem się myślą o dobrych zarobkach. Przekonałem się jednak, że między pensjami dyrektorskimi a pensjami szeregowych pracowników istnieje różnica kilku poziomów.
Dziś tak opisuje swoje zajęcia.
- Wykonywałem zadanie odkurzacza. Wsysałem wszystkie brudy i pilnowałem, by jak najmniej z nich wydostało się na zewnątrz. Jeśli już się to zdarzyło, do mnie należało świecenie oczami i tłumaczenie się za błędy czy niedopatrzenia innych. Po miesiącu miałem dosyć. Nie chciałem tam pracować.
Kiedy jednak Tomasz w rozmowie z kierownikiem działu bąknął coś o zmianie firmy, spotkał się z lodowatą reakcją. Usłyszał, że jest niewdzięcznikiem. Że odchodząc, zawiedzie zaufanie „wielu osób”. Że „tego się po prostu nie robi”. – Odczułem niemal, jakbym podpisując umowę o pracę, wstąpił do jakiejś mafii, która nie przebacza i nie odpuści mi, gdy się na nią wypnę.
Marnie pracować? To niełatwe!
Przez jakiś czas starał się przekonać sam siebie, że jego problemy są absurdalne. W kraju szaleje bezrobocie. Ludzie drżą przed zwolnieniami, a on ma dylemat, jak tu kulturalnie rozstać się z ludźmi, którzy nim pomiatają. Powinien po prostu znaleźć coś innego, złożyć wymówienie i odejść.
To jednak nie było proste. Gdyby tak postąpił, rozeszłaby się wieść, że się nie sprawdził. Tomasz dobrze wiedział, że z jego stanowiska przeważnie albo idzie się w górę, albo odchodzi w niebyt. Rozmowa z szefem nie pozostawiała wątpliwości: dobrze wykonuje swoją pracę i ma to robić dalej. Inne opcje nie wchodzą w grę. Ale ta właśnie niezamierzona pochwała z ust przełożonego nasunęła mu pewien pomysł. Jeśli jest dobrze postrzegany i właśnie dlatego nie dają mu odejść, to może powinien przestać się starać? Zacząć odwalać fuszerkę, i to bezczelną? Taką, że aż pracodawcy zapragną, by jak najszybciej zszedł im z oczu?
Ponieważ miał zdecydowanie dosyć swojego zajęcia, postanowił zmienić pomysł w czyn. Zaczął się spóźniać, zrzucać zadania na innych. Zalecenia przełożonych wypełniał z opóźnieniem albo niedokładnie.
- Cały czas miałem świadomość, że stąpam po cienkiej linie. Bardzo łatwo mogło się zdarzyć, że przegnę i wyjdę na kompletnego niedorajdę. A ja nie chciałem przecież wylądować w budce z warzywami, tylko po prostu przestać być chłopcem na posyłki – opowiada.
Nowy szef – nowy układ
Pomógł mu przypadek. Dotychczasowy przełożony odchodził na emeryturę. Nowemu, przybyszowi z zewnątrz, przyszedł do głowy pomysł dokładnego przejrzenia CV wszystkich podwładnych. Znalazł fakt dla Tomasza kompromitujący – nieukończone wyższe studia.
- Tego właśnie określenia użył w rozmowie ze mną: kompromitujące – wspomina Tomasz. – Od razu domyśliłem się, jaka była przyczyna jego działań. Chciał po prostu na moim stołku usadowić jakiegoś znajomego. Było mi to na rękę, więc odszedłem. Gdybym kontynuował swoją „akcję”, mógłbym tam kisić się jeszcze długo.
Funkcję po nim przejęła protegowana nowego szefa. Miał okazję porozmawiać z nią jakiś czas później. Była zniesmaczona stosunkami w firmie, nawałem pracy, niską pensją. Zorientował się, że dziewczyna wpadła w ten sam kocioł, co on: chciałaby zrezygnować, ale nie wie jak. – Podsunąłem jej swój pomysł: opieprzaj się, rób wszystko byle jak. Może cię nie wyrzucą, ale dadzą odejść. Bo na kolejną zmianę szefa trudno liczyć. Z tego co wiem, pracuje tam dalej. Rozumiem ją: chcąc zmienić pracę, nie jest wcale łatwo pójść na całość.
Tomasz Kowalczyk