Szefowie każą zakładać konta na Facebooku. Lubią podwładnych czy chcą ich kontrolować?
O tym jak daleko może sięgać nadzór pracodawcy nad pracownikiem, czy szef może kazać nam założyć konto w serwisie społecznościowym, ak mu odmawiać i kim są internetowi wazeliniarze, rozmawiamy z Tomaszem Garwolińskim, psychologiem i doradcą personalnym.
- W wielu firmach pracownicy są proszeni o zakładanie kont w popularnych serwisach społecznościowych. Szef tak ich lubi czy chce mieć ich na oku?
- W wielu firmach to element strategii zarządzania personelem. Chodzi o to by pracownik nawet po pracy, gdy kontaktuje się ze znajomymi, myślał o pracy. Niby szef niewinnie przesyła link do śmiesznego filmiku lub tekstu, ale gdzieś między wierszami daje do zrozumienia, że kontroluje nas, a filmik zawiera pomysł, który mamy wykorzystać w pracy. W rezultacie nie jesteśmy w stanie oderwać się od pracy, tkwimy w niej w weekendy i wieczorami. Nie czujemy się wolni. Zaciera się też dystans między przełożonym a podwładnym. Ma to wpływać na podwyższenie efektywności pracownika, bo wpadamy w emocjonalne zależności. Jeśli np. szef poprosi nas o pracę po godzinach, trudniej mu odmówić, bo przecież prosi nasz znajomy, chodzi o to by wyświadczyć mu przysługę. Nie tyle by świadczyć pracę, za którą przecież należy nam się dodatkowe wynagrodzenie lub wolne. Dochodzi też do chaosu w rozumieniu postawy szefa. Może się okazać, że ten równy gość z którym kontaktuję się za pośrednictwem Facebooka, nagle mnie zwolni. Będę miał
poczucie, że zostałem oszukany, że szef to fałszywa istota, która lubiła nas na Facebooku, bo miała interes. Będziemy czuli się bardziej podle niż gdyby wyrzucił nas szef, z którym nie rozmawiamy poprzez serwisy społecznościowe. Powiem tak: każda skrajność jest zła. Z jeden strony nie ma nic złego w tym, by wysłać szefowi życzenia imieninowe, z drugiej - pomyślmy o tym, że permanentne kontaktowanie się z nim po pracy, może być szkodliwe. Oczywiście kultura w firmach może być różna. Nie brakuje wyluzowanych i szczerych przełożonych, ale są też tacy, którzy Internet traktują jak smycz.
- Ale to pracownik może chcieć się kontaktować z przełożonym, by np. prawić mu fałszywe komplementy, donosić tylko po to, aby otrzymać podwyżkę i stać się „człowiekiem szefa”.
- Oczywiście serwisy społecznościowe mogą też służyć wazeliniarstwu. Znam taki przypadek. Pewien szef został prezesem prestiżowej spółki. Kilkoro jego dawnych podwładnych wysłało mu przesłodzone gratulacje. To nie były jakiejś wybitne jednostki czy wspaniali pracownicy, ale to im ów szef zaproponował przejście do jego nowego zespołu. Pracownicy traktują serwisy społecznościowe jak narzędzie, za pomocą którego mogą coś ugrać dla siebie. To bardzo niebezpieczne. Ale też wiele mówi o szefie. Dobry szef potrafi odróżnić wartościowego pracownika od internetowego wazeliniarza. Niejednokrotnie pracownicy kreują swój wizerunek w Internecie, by zaskarbić sobie uznanie szefa. Umieszczają atrakcyjne zdjęcia, kłamią że trenują jogę, bo np. szef to wielbiciel jogi. Na szczęście te kłamstwa mają „krótkie nogi” i szef z łatwością może je zweryfikować. A zresztą dobry szef szuka indywidualności, ceni oryginalność i szczerość, nie powinien kierować się modami. Czuje, że ktoś chce mu się podlizać.
- Gdy cały zespół wzajemnie pisze do siebie wiadomości, nagle jedna osoba, która tego nie robi może czuć się źle, odizolowana.
- Wszystko zależy od stylu i tego, czy jesteśmy zmuszani do takich kontaktów. Jeśli lubimy pisać do innych, a szef nie zmusza nas do tego by „być na Facebooku” , to nie ma problemu, piszmy i kontaktujmy się na zdrowie.
- Ale gdy szef wyśle nam zaproszenie, najczęściej je przyjmujemy, już wtedy pojawia się element zależności. Myślimy o tym co wypada zrobić, a nie co chcemy. Skąd wiadomo jakie szef ma intencje? A jeśli po prostu nie lubimy szefa?
- Możemy zwyczajnie podejść do niego i podziękować mu za zaproszenie jednocześnie wyjaśniając, że nie udzielamy się w tego typu serwisach, nie lubimy tego typu kontaktów lub że staramy się oddzielić życie zawodowe od prywatnego. Możemy powiedzieć, że z chęcią będziemy dyspozycyjni, ale wyłącznie w godzinach pracy, zaś po pracy wolimy skupiać się na rodzinie czy przyjaciołach. Możemy przecież nie mieć czasu na siedzenie w Internecie po pracy.
- I sądzi pan, że któryś z pracowników tak powie? To niemal śmierć zawodowa!
- Taka sytuacja jest identyczna do tej, gdy szef np. ciągle zaprasza nas na wspólne posiłki, kolacje, a to nie należy do naszych obowiązków. Na przykład pewna szefowa zmuszała pracownicę, by ta robiła jej zakupy i sprzątała jej dom. Gdy podwładna wreszcie odmówiła, twierdząc że jest wykorzystywana, straciła pracę, ale sprawę wygrała w sądzie i dostała dość pokaźne odszkodowanie. Musimy umieć odmawiać i to również szefowi, bo ten może chcieć od nas coraz więcej. W żadnym wypadku nie możemy ulegać jego tyranii. Nie musimy się godzić na nic, co nie należy do naszych obowiązków. Oczywiście dziś już istnieją firmy, w których pracownicy muszą mieć konto w serwisach społecznościowych, bo np. wysyłają linki reklamowe. Ale wówczas zapis o takich obowiązkach umieszczony jest w ich umowach o pracę.
Rozmawiał Krzysztof Winnicki