Szefowie sprawdzą lojalność pracowników
O nowym sposobie szefów na sprawdzenie lojalności podwładnych rozmawiamy z Grzegorzem Frasyniukiem, head hunterem
- Szefowie bardzo sobie cenią lojalnych pracowników. Niektórzy wynajmują profesjonalne firmy, które sprawdzają pracownika, czy np. nie sprzedaje informacji konkurencji. Okazuje się, że pracodawcy wynajmują też head hunterów, chociaż nie zamierzają nikogo zatrudnić. O co chodzi dokładnie?
- Szef firmy wynajmuje mnie po to, żebym zadzwonił do jego wybranych pracowników. Mam umówić się z tymi pracownikami na spotkanie i zaproponować im pracę w konkurencyjnej firmie. Oczywiście przedstawiam bardzo korzystne wynagrodzenie. Spotkań jest zazwyczaj kilka, trzy – cztery. Gdy pracownik jest coraz bardziej zainteresowany pracą, pytam czy byłby skłonny wykorzystać nabytą w obecnej firmie wiedzą. Czy np. za dodatkową premię mógłby powiedzieć nad czym obecnie firma pracuje, jakie rozwiązania stosuje.
- I pracownicy nie podejrzewają, że pan kłamie?
- Najczęściej nie. Tylko raz nie pytałem, czy pracownik byłby skłonny sprzedać informację za lepszą pracę i premię w innej firmie. Wnioskowałem z rozmowy, że jest bardzo zaangażowany w obecnej firmie i że pracuje nie tylko dla pieniędzy.
- Czy taka działalność szefów i head hunterów jest w porządku? Przecież każdy rozsądny pracownik byłby skłonny przejść do firmy, która proponuje mu lepsze wynagrodzenie.
- Nie widzę w tym nic złego. Takie działanie najczęściej dotyczy pracujących na najwyższych szczeblach organizacji w firmie. Oni nie zarabiają tysiąca złotych, tylko 10 razy tyle. Mają z czego żyć. Dlatego tu chodzi przede wszystkim o uczciwość. Trzeba ich poddać jakiejś ocenie, weryfikacji. Często jest tak, że prezes szuka zastępców lub kogoś do kierowania kluczowym działem. Ma kilku kandydatów i każdy z nich się nadaje. Jak wybrać odpowiednią osobę? W wielu firmach tego typu testy się przeprowadza.
- Jeśli taki oszukiwany przez pana pracownik zgodzi się przejść do innej firmy, co pan na to? Przecież ta rekrutacja to mistyfikacja. Czy to etyczne?
- Nie ma problemów. Bo zawsze mogę powiedzieć, że tamta firma znalazła już kogoś innego. Każda rekrutacja, każda rozmowa kwalifikacyjna jest sprawdzaniem kandydata. Stosowane są różne techniki. Od testów na inteligencję poczynając, na prowokacjach kończąc. Na przykład, celowo denerwuje się kandydata, mówi o czymś kontrowersyjnym po to, żeby sprawdzić jak zareaguje. Od lat coś takiego się stosuje w branży head hunterskiej. *- I co, potem pan donosi klientowi, że ma nielojalnego pracownika? *
- Spotykam się z klientem i przedstawiam mu przebieg spotkań z pracownikiem. Zdarza się, że klient prosi o nagranie wideo lub audio z takiej rozmowy.
- Pan żartuje, to przecież niezgodne z prawem. Pracownik powinien wiedzieć, że pan go nagrywa.
- Tak, wie, nie ukrywam tego. Jeśli nagrywam, to mówię mu, że to dla potrzeb rekrutacji.
Pracownicy nigdy nie mają nic przeciwko. Nie oszukujmy się, szefowie coraz częściej sprawdzają swoich podwładnych, wynajmują detektywów, firmy, które weryfikują CV. Head hunterzy to najczęściej psychologowie lub osoby z przygotowaniem psychologicznym. Potrafią przejrzeć pracownika na wylot. A potem doradzić klientowi - pracodawcy, czy powinien awansować pracownika, dać mu podwyżkę. Coraz częściej o taka pomoc proszą szefowie. W ubiegłym roku miałem 5 takich zleceń.
- Można na tym zarobić?
- Z takich m.in. działań żyję. A zresztą w taki sposób, nabywając jak najwięcej informacji o pracownikach i firmie, opracowuję własną bazę. Być może za kilka miesięcy, na zlecenie innego szefa nakłonię pracownika, z którym rozmawiałem do przejścia do innej firmy. Na wyższych szczeblach właśnie tak odbywają się transfery pracownicze, głównie menedżerskie. Ale tego typu zlecenia coraz częściej składają też dyrektorzy np. ochroniarzy, administratorów baz danych, czyli tych pracowników, którzy są wyjątkowo zobligowani do przestrzegania tajemnicy służbowej i do przestrzegania zakazu konkurencji.
Rozmawiał Krzysztof Winnicki