Szkoły dostawały kosztowne prezenty, a rodzice przepłacali
Szkoły z województwa małopolskiego otrzymywały od wydawnictw laptopy pod warunkiem, że wybiorą ich podręczniki. Ministerstwo uważa, że to łamanie prawa - informuje "Dziennik Polski".
24.09.2014 | aktual.: 24.09.2014 09:01
Mechanizm był prosty: szkoły dostawały od wydawnictw kosztowne prezenty, ale nie za darmo. W zamian uczniowie mieli korzystać z podręczników, które niekoniecznie były najtańsze. Fundacja Polska bez Korupcji zgłosiła do prokuratury kilka takich spraw dotyczących placówek z Małopolski.
Niemal za każdym razem dyrektorzy tłumaczyli to podobnie, że z ofert wydawnictw sprzedających podręczniki korzystali od dawna, a nie dopiero po otrzymaniu sprzętu. Zdaniem Mateusza Górowskiego, prezesa fundacji Polska bez Korupcji, takie tłumaczenie nie usprawiedliwia dyrektorów. Uważa on, że tego sprzętu nikt nikomu nie daje za darmo. Płacą za niego rodzice, którzy są zmuszani do kupowania podręczników po zawyżonych cenach.
Jak powiedziała gazecie Justyna Sadlak z biura prasowego MEN, oferowanie nauczycielom korzyści w zamian za wybór podręcznika jest niezgodne z prawem.
Wirtualna Polska już w zeszłym roku pisała o nagminnych praktykach w polskich szkołach. Nauczyciele i dyrektorzy placówek dostają różnego rodzaju bonusy za to, że wybiorą serię podręczników od konkretnego wydawnictwa.
Łapówkami często są laptopy, wycieczki nazywane szkoleniami czy inne gadżety. Czasami zyskuje nie pracownik, ale sama szkoła, która otrzymuje nowoczesne wyposażenie w postaci elektronicznej tablicy. Za wszystko płacą rodzice, bo jak mówił WP.PL Mateusz Górowski z fundacji Polska Bez Korupcji, renta korupcyjna to ok. 20 proc. ceny podręcznika (więcej na ten temat tutaj)
.
Wydawnictwom opłaca się tak walczyć o klienta, bo jeden kontrakt na dostawę książek dla kilku klas na kilka lat to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Cały rynek wart jest według różnych źródeł od 1,5 do 2 mld zł.
Choć fundacja Polska bez Korupcji walczy z procederem od lat, a w zeszłym roku wystosowała pismo do Ministerstwa Edukacji Narodowej, to korupcja kwitnie. Resort skontrolował wprawdzie w zeszłym roku 1700 placówek, ale nieprawidłowości wykrył tylko w 12. Zdaniem fundacji - tylu szkół mogło to co najwyżej nie dotyczyć, a kontrola musiała być prowadzona po łebkach.