Szokujące wyznanie dyspozytora: Pacjent się nie liczy!
Szokujące wyznanie Jarosława Zapały (37 l.), ratownika medycznego i dyspozytora pogotowia ratunkowego z podkrakowskiej Skawiny!
14.03.2013 | aktual.: 14.03.2013 10:32
Szokujące wyznanie Jarosława Zapały (37 l.), ratownika medycznego i dyspozytora pogotowia ratunkowego z podkrakowskiej Skawiny! Po 17 latach pracy w pogotowiu, ratownik ujawnia porażające fakty. Okazuje się, że o naszym życiu i życiu naszych bliskich tak naprawdę decyduje nie lekarz, ale księgowy i urzędnik pogotowia ratunkowego! Bo dla nich nie liczy się nasze zagrożone zdrowie, ale pieniądze i kontrakty.
Twoje dziecko dostało zapaści, temperatura przekroczyła 39 stopni? A może ktoś z bliskich traci przytomność, a ty liczysz na karetkę ? Możesz jej nie doczekać! W pogotowiach ratunkowych rządzi dziś pieniądz i cięcie kosztów, a wysyłanie karetki do umierającego człowieka jest zdaniem urzędników „nieopłacalne”! Tak przynajmniej twierdzi Jarosław Zapała, który sporo widział podczas swojej pracy w pogotowiu w Skawinie.
– Powszechnie było wiadomo, że do gorączki i podobnych przypadków nie należy wysyłać karetki – wyznaje pan Jarosław, który odszedł z pogotowia, bo walczył o prawa pacjentów. – Dyrektor skawińskiego pogotowia Zdzisław P. miał zdanie, że żadna, nawet wysoka gorączka nie jest powodem aby karetkę wysyłać, bo to może podnieść koszty funkcjonowania pogotowia – opowiada Faktowi.
*Polecamy: *Mieszkają w Polsce, zarabiają za granicą
Sam Zapała nie dziwi się, że ostatnio Polską targają tragedie chorych, do których nie docierają karetki albo jadą za długo. Lekarzom i ratownikom są bowiem codziennie wypominane rzekomo „nieuzasadnione” wyjazdy do pacjentów. – Dyspozytorzy zamiast ratować ludzkie życie i wysłać karetkę, bawią się w detektywów, przepytując dzwoniących przez kilkanaście minut, zamiast reagować – relacjonuje Zapała.– „Nie liczy się pojedynczy człowiek, bo ludzie umierają wszędzie”– cytuje urzędniczą filozofię pracy pogotowia ratunkowego.
To, o czym mówi nam były pracownik pogotowia szokuje i potwierdza, że pacjent jest najmniej istotny w całym systemie. Jak się okazuje, dyspozytorzy, którzy częściej niż zwykle, powodowani troską o pacjentów, wysyłają karetki do chorych mają potem obcinane dyżury, co powoduje gorsze zarobki, albo wręcz są straszni zwolnieniem z pracy!
To jednak nie koniec nieprawidłowości, związanych z funkcjonowaniem pogotowia. Umierający ludzie, muszą często czekać na pomoc przez kilkadziesiąt minut, zanim dojedzie do nich lekarz lub ratownik. Sprzęt, w który wyposażone są karetki jest wadliwy, błędnie wskazuje adresy lub nie wskazuje ich wcale!
Mało tego! Przerażony bliski umierającego człowieka np. w Skawinie, zamiast dodzwonić się do pogotowia w rodzinnej miejscowości, dzwoni w rzeczywistości do centrali w Krakowie, która dopiero informuje karetkę w Skawinie o potrzebie dojechania do pacjenta! Gdy liczy się niemal każda minuta, niesprawne urządzenia nawigacyjne oraz biurokracja, mogą być przyczynami śmierci pacjenta! Dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Skawinie nie chciał rozmawiać z naszymi dziennikarzami.
MA