Szpital wysyła pacjenta na badania. Tramwajem
Chorzy z Kliniki Dermatologii warszawskiego szpitala Dzieciątka Jezus na badania do innych placówek muszą jeździć tramwajem - dowiedziała się "Rzeczpospolita". Dyrekcja kliniki: - To incydent.
12.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:55
I niezgodne z prawem. - Procedura wysyłania pacjentów hospitalizowanych na badania do innych placówek środkiem komunikacji publicznej jest niezgodna z przepisami - mówi Piotr Kalinowski, z zespołu prasowego mazowieckiego NFZ.
Klinika Dermatologii mieści się przy ul. Koszykowej w Warszawie. Trafiają tu pacjenci, którzy mają poważne problemy ze skórą, włosami, czy paznokciami.
O tym co dzieje się w tej lecznicy poinformowała nas jedna z pacjentek, która prosiła o zachowanie anonimowości. - Będę tutaj się jeszcze leczyć - tłumaczy chora.
I opowiada : - Już podczas wpisu na oddział lekarze informują, że pobyt potrwa co najmniej trzy dni, bo inaczej NFZ nie zapłaci - opowiada czytelniczka. Wspomina o uszkodzonym prysznicu, braku światła, papieru, mydła czy ręcznikach papierowych. Pacjenci też muszą przynosić własne leki - dodaje kobieta.
Ale to nie jedyne oszczędności w tej klinice. Jedną z nich jest transport pacjentów na badania do innych szpitali. - Chorzy muszą trzymać ubrania wierzchnie przy sobie, bo codziennie rano sanitariusze zabierają wycieczki do poszczególnych części szpitala na różne badania (Szpital Dzieciątka Jezus zajmuje kilka budynków -red.) - opowiada pacjentka.
To jednak nie wszystko. Niektórzy chorzy badania mają w szpitalu przy ul. Banacha, położonym kilka kilometrów dalej. - Tam muszą dojechać tramwajem, a bilet kupić we własnym zakresie - opowiada czytelniczka. Dodaje, że z pacjentkami spoza Warszawy na Banacha jedzie sanitariusz, by się nie zgubiły, ale z badań muszą już wrócić same.
- Przecież droga jest prosta. Powinny zapamiętać - słyszą chore od sanitariuszy - relacjonuje kobieta. Poza badaniami pacjenci nie mogą opuszczać kliniki, bo „władze" nie pozwalają. - Ale nikt tego nie pilnuje. Po godz. 15 nie można już spotkać personelu medycznego - dodaje czytelniczka.
Podróż na badania tramwajem potwierdzają nam inne pacjentki, z którymi rozmawialiśmy na oddziale kilka dni temu. - Tak to jest. Kobieta, która leżała ze mną po badaniach na Banacha zabłądziła, bo jej się pomyliły jej się tramwaje - opowiadała jedna z pacjentek. Inna dodała, że nawet pytała o to pielęgniarkę i usłyszała w odpowiedzi, że brakuje pieniędzy.
O wożenie pacjentów na badania tramwajem zapytaliśmy wicedyrektora szpitala ds. lecznictwa Artura Tomaszewskiego. - Dyrektorem jestem dość długo. Pierwsze o tym słyszę. Na pewno w razie potrzeby wozimy karetkami - zastrzegł w pierwszej rozmowie. Ale dla pewności odesłał nas do kierownika klinki dermatologicznej.
Kilka dni nasza redakcja musiała czekać na odpowiedź w tej sprawie. - Pani kierownik jest chora - słyszeliśmy w sekretariacie. W końcu otrzymaliśmy informację: - Z przykrością informuję że, taka jednorazowa sytuacja miała wyjątkowo miejsce. W stosunku do osoby, która podjęła taką decyzję zostaną wyciągnięte konsekwencje dyscyplinarne - napisała prof. Lidia Rudnicka, kierownik Kliniki Dermatologicznej.
Gdy dopytywaliśmy ją dlaczego mówi o jednym przypadku, skoro pacjentki mówią, że zdarza się to dość często pani kierownik twierdzi, że „według jej najlepszej wiedzy zdarzyło się to jeden raz". - Pacjenci na badania w innych szpitalach byli, są i będą transportowani karetką - zapewnia prof. Rudnicka. Tymczasem dyrektor Tomaszewski powiedział nam dziś, że takie przypadki były tylko dwa. - Tyle jest udokumentowanych - podkreśla. Przyznaje, że wysyłanie pacjentów tramwajem na badania „to był idiotyzm".
Czy szpital ukarał winnych za transport pacjentów tramwajem na badania? - Decyzja o konsekwencjach dyscyplinarnych została podjęta przez dyrekcję szpitala - tłumaczy prof. Rudnicka. Nie informuje jednak kto i jak został ukarany. Dyrektor Tomaszewski, mówi że decyzję o podróży na badania tramwajem podjęła „decyzyjna pielęgniarka". - Została ukarana naganą z wpisaniem do akt - dodaje dyr. Tomaszewski.
Szpital Dzieciątka Jezus jest placówką podległą Warszawskiemu Uniwersytetowi Medycznemu (WUM). Czy WUM wie, że takie praktyki mają tam miejsce? Co zamierza z tym zrobić? I jak zamierza zapobiegać takim sytuacjom w przyszłości?
- Opisana sytuacja nie powinna mieć miejsca. Personel Kliniki Dermatologicznej podjął decyzję niezgodnie z istniejącymi przepisami w zakresie transportu sanitarnego pacjentów o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych - przyznaje Marta Wojtach, rzecznik WUM.
Dodaje, że dyrektor szpitala Dzieciątka Jezus prof. Janusz Wyzgał w piśmie skierowanym do rektora WUM prof. Marka Krawczyka poinformował, iż pracownicy szpitala odpowiedzialni za zaistniałą sytuację zostali ukarani karą nagany. - Dyrektor zapewnił również, że przypadek ten więcej się nie powtórzy - zapewnia rzecznik WUM.
Podkreśla , że Uniwersytet zwróci jednakże uwagę dyrekcji szpitala na dołożenie wszelkich starań w kwestii przestrzegania przez personel przepisów obowiązujących w zakresie transportu sanitarnego hospitalizowanych pacjentów.
- Warszawski Uniwersytet Medyczny na terenie szpitali klinicznych prowadzi działalność dydaktyczną, natomiast transport jest jednym ze świadczeń za które odpowiada szpital w ramach leczenia pacjenta, a co za tym idzie, takie koszty może ponosić jedynie szpital - podkreśla Marta Wojtach.
Czy szpital ma prawo wysyłać hospitalizowanych w nim pacjentów na badania komunikacją miejską? Zapytaliśmy o to Narodowy Fundusz Zdrowia. - Procedura wysyłania pacjentów hospitalizowanych na badania do innych placówek środkiem komunikacji publicznej jest niezgodna z przepisami -odpowiada Piotr Kalinowski, z zespołu prasowego mazowieckiego NFZ.
Fundusz nie zwróci pacjentom pieniędzy za bilety. - W ramach podpisanych umów z placówkami NFZ przekazujmy pieniądze za kompleksowo zrealizowane świadczenie, a nie poszczególne elementy składowe świadczenia(np. badania diagnostyczne realizowane podczas hospitalizacji). Stroną umowy pozostaje świadczeniodawca, a nie pacjent - tłumaczy Piotr Kalinowski. I dodaje, że NFZ nie przekazuje środków finansowych bezpośrednio pacjentom.
Do tej pory oddział mazowiecki Funduszu nie dostał skarg pacjentów w tej sprawie. - Nasza interwencja jest możliwa w przypadku otrzymania informacji pozwalających na identyfikację świadczeniodawcy - tłumaczy przedstawiciel NFZ.
Także rzecznik praw pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska zwraca uwagę, że hospitalizowany pacjent powinien mieć zapewnione w szpitalu wszystkie świadczenia towarzyszące także badania diagnostyczne. Chory powinien być pod stałym nadzorem medycznym.
- W przypadku braku zapewnienia możliwości zapewnienia świadczeń na miejscu szpital ma obowiązek zapewnić pacjentowi transport sanitarny i przewieźć go do wyznaczonego zakładu diagnostycznego - dodaje Krystyna Barbara Kozłowska.
Pani rzecznik dodaje, że do tej pory do jej biura nie wpływały skargi na transport komunikacją zbiorową na badania. - Osoby, które znalazły się w takiej sytuacji powinny skontaktować się z naszym biurem, a my sprawdzimy czy nie doszło do naruszenia prawa pacjenta przez szpital - zapowiada pani rzecznik.
Z jej biurem można kontaktować się za pomocą maila sekretariat@bpp.gov.pl lub za pośrednictwem ogólnopolskiej bezpłatnej infolinii 800 190 590, która jest czynna od poniedziałku do piątku w godz. 9-21.