Sztuka mierzenia czasu
Każdy szczegół wykonany ręcznie, z najwyższej jakości kamieni i kruszców. Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia klientów. - Nie ma tu miejsca na najmniejsze niedopatrzenie, proces twórczy trwa co najmniej dwa miesiące - mówi Paweł Jankowski, właściciel Chronos Art, łódzkiej manufaktury zegarków.
20.11.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:12
sZaczęło się zupełnie przypadkowo. Dziesięć lat temu Pawłowi Jankowskiemu wpadł w ręce magazyn o zegarkach „Chronos". Znalazł w nim informację, że istnieje Klub Miłośników Zegarków i Zegarów założony przez Władysława Mellera. Zapisał się do klubu i szybko się przekonał, że zegarkowa choroba dotknęła nie tylko jego. - Myślałem wcześniej, że jestem wyobcowany w tej swojej pasji, ale zobaczyłem, że wielu ludzi też interesuje się zegarkami i jest to dla nich bardzo ważne - opowiada. I wspomina pierwszy organizowany w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie zjazd miłośników zegarków. Tam spotkał kolegów, z którymi wcześniej rozmawiał na forum internetowym. Uśpiona pasja zaczęła odżywać. Nie marzył jednak jeszcze wtedy o produkcji własnych zegarków. Dopiero kilka lat później, w 2010 r., wpadł na pomysł, że zajmie się tym zawodowo. Nawiązał współpracę z Merą Poltik, firmą produkującą kiedyś budziki i zegary, a teraz tachografy, wyłączniki czasowe, zegary szachowe, obrotomierze. - Dzięki współpracy z Merą i temu, że mój
kuzyn jest jej głównym udziałowcem, dostałem dostęp do maszyn i sprzętu - mówi. Najpierw jednak musiał udowodnić zarządowi firmy, że może stworzyć coś wartościowego.
Pierwsze próby
Zanim zabrał się do pracy, odświeżył wiedzę zdobytą w łódzkiej szkole zegarmistrzowskiej, którą skończył w 1976 r. Nie było to trudne, bo przez wszystkie lata, gdy zarabiał na życie naprawianiem maszyn do szycia, powracał do fachowych opracowań. - Miałem chyba wszystkie książki o zegarmistrzostwie, które wydano w Polsce. Dłubanie w zegarkach sprawiało mi przyjemność. To była moja pasja - dodaje.
Wymyślił sobie, że jako pierwszy stworzy zegar gabinetowy. Opracował do niego własny mechanizm ze wskazaniem faz Księżyca i siedmiodniową rezerwą chodu pokazującą, ile dni pozostało do ponownego nakręcenia zegara. Zastosował w nim niemieckie srebro, płytki ze stali chirurgicznej, kryształowe szybki. Drewnianą obudowę zlecił do wykonania artyście. Gdy powstał Lunar, wziął się do opracowywania drugiego modelu - gabinetowego Regulatora z trójpodziałem tarczy na wskazanie godzin, minut i sekund oraz 15-dniową rezerwą chodu (jako pierwszy i jak na razie jedyny w kraju zaprojektował i wykonał w całości własny mechanizm do zegara gabinetowego).
Gdy miał gotowe dwa modele zegarów gabinetowych, zaczął pracować nad zegarkiem naręcznym. - Nie było łatwo. W Polsce nie mamy żadnych tradycji zegarmistrzowskich. Nie miałem skąd czerpać wzorców - wspomina trudne początki. Z prośbą o pomoc w zaprojektowaniu koperty i logo zwrócił się do kuzyna, absolwenta Akademii Sztuk Pięknych. Wspólna praca trwała bardzo długo. Samo polerowanie zajęło 40 godz. W końcu stworzył prostą, masywną 42-milimetrową kopertę. Mechanizm zegarka kupił w Szwajcarii. Tak powstał wdzięczny Deja Vu - dzisiaj najbardziej klasyczny ze wszystkich zegarków naręcznych z porcelanową tarczą. Dumny ze swojej pracy pochwalił się nią prezesom Mera Poltik. Początkowo sceptyczni, zmienili zdanie, gdy zobaczyli wyniki jego pracy. Jankowski z ich błogosławieństwem założył firmę Chronos Art. Nazwę wymyślił sam. - Nie mogło być inaczej. Chronos to w mitologii greckiej bóg czasu, a Art - bo sam mam trochę artystyczną duszę. Zawsze rysowałem, malowałem, robiłem modele okrętów żaglowych - opowiada z
zapałem.
Łódzka manufaktura
Przez zaledwie cztery lata działalności powstało siedem modeli zegarków naręcznych i sześć gabinetowych, m.in. Deja Vu, Dekompresja, Antidotum, Pilot, Regulator, Impresja, Lunar i Endorfina. Początkowo Jankowski miał w swojej ofercie również zegary szachowe. Szybko jednak stracił do nich serce.
Chronos Art nie ma linii produkcyjnej ani nie zatrudnia sztabu ludzi. Zegarki robi ręcznie Paweł Jankowski we własnym mieszkaniu w Łodzi według wypracowanych w ciągu czterech lat standardów. Na każdy ręczny zegarek made by Chronos Art składa się szwajcarski mechanizm Ety, koperta ze stali chirurgicznej, tarcza (do wyboru: z porcelany, srebra, 24-karatowego złota bądź tytanu barwionego na kolor błękitny lub ciemnoniebieski bardzo rzadką metodą ogniową). Pozostałe składowe to wskazówki, koronka (pokrętło) i wiele drobnych, prawie niewidocznych dla oka elementów. Wszystko oprócz mechanizmu zaprojektowane i wykonywane przez Chronos Art. Jeszcze tylko opakowanie - inkrustowane drewniane pudełko z tropikalnego drzewa palisandru wykonane przez zaprzyjaźnionego artystę rzemieślnika.
Proces tworzenia zegarka jest bardzo czasochłonny, zajmuje blisko dwa miesiące. - To typowa praca manufakturowa. Wszystko trzeba dopasować, dobrać, dopieścić. Nie ma tutaj miejsca na najdrobniejsze niedopatrzenie - mówi Jankowski.
Łódzki pasjonat nie ściga się z innymi markami i ma dużo pokory wobec tego, co robi. - Omegi, patki, roleksy to inna liga. Omega był pierwszym zegarkiem na Księżycu. Patek ma blisko 200 lat tradycji. To są Himalaje zegarmistrzostwa. W tych firmach najmniejsza milimetrowa sprężynka robiona jest na miejscu. W Polsce na razie nie można stworzyć własnego mechanizmu do zegarka naręcznego. Nie ma ludzi ani maszyn, które potrafiłyby zrobić mikroskopijne detale. To są lata doświadczeń. Ale cieszę się, że robię coś swojego - przekonuje Jankowski.
Na miarę czasu
Zegarki szyte na miarę - to motto, które towarzyszy firmie od początku. Klienci mają możliwość nieograniczonej ingerencji w wygląd zegarka. Ograniczeniem jest jedynie ich wyobraźnia. Każdy może zamówić indywidualny grawer, kolor tarczy, pasek ze skóry (do wyboru: świńska, cielęca, z jaszczurki lub nawet z hodowlanego kajmana). Klient, jeśli chce, decyduje nawet o kształcie i wielkości koronki. Jedyną rzeczą, na którą nie ma wpływu, jest koperta zegarka. Ta musi mieć 42 mm.
- Zaczynamy od długiej rozmowy. Informuję klienta, jak wygląda cały proces. Mówię mu, że w każdym momencie produkcji ma wpływ na to, jak będzie wyglądał jego zegarek, i że wszystko możemy skorygować. Jak dotąd nie zdarzył się klient, który chciał mieć gotowy wyjściowy model. Prosił przynajmniej o grawer na deklu lub dedykację - wyjaśnia.
Pawła Jankowskiego nie przeraża wizja spełniania oryginalnych zachcianek potencjalnych nabywców. - Klient, któremu dedykuję zegarki, jest świadomy i dojrzały. Ma już kilka modeli zegarków, ale chce mieć coś innego, indywidualnego i stworzonego po części przez siebie - mówi.
W krótkiej historii firmy zdarzyły się ciekawe i oryginalne zamówienia. Jedna osoba zażyczyła sobie, by namalować na porcelanowej tarczy bażanta. Innej zamarzył się wizerunek marszałka Piłsudskiego i dawnej mapy Polski.
Indywidualizm i staranne wykonanie mają swoją cenę. Zegarki naręczne zaczynają się od 6 tys. zł, choć są i takie za 20 (jak model Regulator). Podobnie w przypadku zegarków gabinetowych. Jak podkreśla ich twórca, nie jest to wysoka cena, tylko Polacy za mało zarabiają. Na Zachodzie takie zegarki zaczynają się od 5 tys. euro.
Wszystkie fazy Księżyca
Paweł Jankowski snuje ambitne plany na najbliższe 50 lat. - Chciałbym jeszcze zrobić zegarek naręczny z fazami Księżyca. To byłby nie lada wyczyn - zdradza swoje pomysły.
Tymczasem pracuje nad limitowaną wersją dwóch zegarków naręcznych: Regulatorem i Deja Vu, na rok 2015. Na deklach 30 sztuk tych zegarków wygrawerowany zostanie Chronos. Dziesięć sztuk Deja Vu już zostało zarezerwowanych przez klubowiczów z forum prowadzonego na stronie internetowej firmy.