Warszawa zlikwiduje sklep dla najuboższych? Awantura przed wyborami
Władze stolicy chcą eksmitować z miejskiego lokalu fundację prowadzącą w nim sklep socjalny. Powodem są bardzo duże zaległości w czynszu. Prezes fundacji Wolne Miejsce Mikołaj Rykowski zamierza postawić przed bramą ratusza dwa krzesła i czekać na wizytę Rafała Trzaskowskiego. - Zapraszamy, nie mamy nic do ukrycia - mówi WP Finanse Rykowski.
04.04.2024 | aktual.: 04.04.2024 15:20
Wspieranie słabszych to nasze wspólne zadanie. Warszawa jest solidarna. Warszawa jest dla wszystkich - fragment wpisu z mediów społecznościowych Rafała Trzaskowskiego sprzed trzech lat wisi dzisiaj wydrukowany na korkowej tablicy w Sklepie Społecznym Spichlerz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W co inwestuje Sebastian Kulczyk? Szczera rozmowa z prezesem KI Dawidem Jakubowiczem w Biznes Klasie
Po trzech latach, które minęły od otwarcia sklepu, nastroje są zgoła inne. Pod koniec marca w lokalu przy ul. Modzelewskiego 71 pojawił się komornik z pismem nakazującym eksmisję. Pracownicy obiektu czują się przez ratusz oszukani i mówią o niedotrzymaniu obietnic. Władze miasta ripostują: fundacja nie płaci czynszu od lat, mimo że wynosi on tylko kilka tysięcy złotych miesięcznie.
Ceny w sklepach socjalnych
By zrozumieć, dlaczego konflikt budzi emocje, warto wytłumaczyć, w jaki sposób działają sklepy socjalne. Placówki przyjmują do siebie towar z krótkim terminem przydatności do spożycia. Żywność przekazują im firmy, które w innym wypadku musiałyby płacić za jego utylizację.
Dzięki temu sklepy socjalne wystawiają jedzenie za ceny dużo niższe niż w zwykłych sklepach. Jego docelowa klientela to osoby, które liczą każdy grosz. Wśród nich jest wielu emerytów, których świadczenia nie wystarczą na prowadzenie normalnego życia, albo matki samotnie wychowujące dzieci.
Ceny? Chleb kosztuje kilkadziesiąt groszy. Makaron można dostać za 1,50 zł za kilogram. Fundacja wskazuje, że jej działalność ma wymiar społeczny. Warszawską placówkę odwiedza około 200 klientów dziennie. - Z każdym z tych ludzi rozmawiamy, znamy ich sytuacje życiowe i problemy. Robiąc zakupy u nas nie są pozbawiani godności. Czego nie do końca da się powiedzieć o instytucjach specjalizujących się w udzielaniu pomocy - mówi nam jeden z pracowników sklepu Spichlerz.
Fundacja podkreśla, że tylko na organizację spotkań wielkanocnych i wigilijnych wydaje rocznie ponad 200 tys. zł. Imprezy odbywają się w Warszawie w hali Expo i gromadzą tłumy potrzebujących.
Konflikt z władzami Warszawy
Początki współpracy z miastem wydawały się obiecujące. Ówczesnemu wiceprezydentowi Pawłowi Rabiejowi marzyło się powtórzenie sukcesu sklepów socjalnych z Wiednia. Stolica Austrii ma taką placówkę w każdej dzielnicy. Podobnie miało być w Warszawie, a stworzeniem sklepu i jego zarządzaniem miała zająć się fundacja Wolne Miejsce.
Mieliśmy know-how i doświadczenie, bo prowadziliśmy już taki sklep w Polsce. Zaproponowano mi umowę z czynszem, który będzie refundowany przez Radę Miejską. Zwrócone miały zostać także koszty remontu lokalu opiewające na kwotę 200 tys. zł. Wszystko to miało wrócić w postaci produktów spożywczych, które miasto miało z banków żywności - wspomina Mikołaj Rykowski.
Warszawa chciała mieć sklep dla najuboższych na wzór modelu działającego w stolicy Wiednia. Rykowski, który miał doświadczenie z prowadzenia podobnej placówki m.in. w Katowicach, dostał od miasta zielone światło na otworzenie "Spichlerza" w Warszawie. Sprzedawane miały być produkty z krótkim terminem, które miasto dostawało z banków żywności.
Problemy sklepu zaczęły się jednak praktycznie od pierwszego miesiąca działalności. Prezes fundacji Wolne Miejsce twierdzi, że następczyni Pawła Rabieja na stanowisku wiceprezydenta Warszawy, pani Aldona Machnowska-Góra, nie wywiązuje się ze złożonych obietnic.
Po pierwszej wpłacie okazało się bowiem, że miasto niczego zwracać nie zamierza. Ratusz trzyma się ustaleń zawartych na papierze. A tam, jak przyznaje Rykowski, jest mowa wyłącznie o kwocie czynszu. Fundacja twierdzi natomiast, że kwestia refundacji natomiast miała być ustalana ustnie, dlatego nie została ujęta w dokumentach.
Stąd konflikt, ponieważ miasto stoi na stanowisku, że Wolne Miejsce powinno płacić czynsz, tak jak inne organizacje pozarządowe. Fundacja jest innego zdania, dlatego wstrzymała przelewy. Kwota zadłużenia narasta od niemal trzech lat.
"Kontakt z miastem zaczął się urywać. Na pisma nie dostawaliśmy odpowiedzi albo były one wymijające" - mówi Mikołaj Rykowski.
Do tego doszła nierozliczona dotacja na 190 tys. zł przekazana na rzecz pomocy potrzebującym w trakcie pandemii. Miasto przekazało fundacji środki na przygotowanie paczek z żywnością. Większość tej kwoty nie została zafakturowana, co skłoniło ratusz do podejrzeń, że organizacja mogła je sobie przywłaszczyć.
Rykowski pokazuje nam fragment umowy z miastem - w każdej paczce miała znaleźć się porcja smażonego karpia, 2-3 rodzaje wędlin, kilka pierogów, barszcz czerwony z uszkami, kapusta z grzybami i ciasta. Według dokumentu koszt jednej paczki powinien zamykać się w około 30 zł.
- Realny koszt takiego zestawu wynosił 120 zł. Zaczęliśmy szukać pomocy u darczyńców. Dlatego część rozliczeń przedstawiliśmy miastu w postaci faktur, a resztę udokumentowaliśmy w notach księgowych. Wszystkie inne miasta, w których działamy, akceptują taką formę rozliczeń - tłumaczy prezes fundacji.
W TVN24 wiceprezydent miasta poddawała wyjaśnienia fundacji w wątpliwość. - Jak sam twierdzi pan Rykowski: nie ma faktur, ponieważ produkty dostał za darmo od darczyńców. Powstają zatem ważne pytania: co stało się z publicznymi pieniędzmi? Czy to oznacza, że reszta środków została wydana na inny cel - jaki? Zatrzymana przez fundację? - sugerowała.
Mimo tarć, miasto oficjalnie chwaliło się współpracą. W 2022 r. pisało o pomocy udzielanej przez Spichlerz mieszkańcom w miejskim serwisie internetowym warszawa19115.pl.
Rosnące długi sprawiły, że ratusz w końcu powiedział jednak "stop". Przed Wielkanocą w lokalu pojawił się komornik. Do egzekucji ostatecznie nie doszło, została ona odroczona na czas nieokreślony. Powodu tego odroczenia nie podano.
Widmo likwidacji wisi jednak nad Spichlerzem, a obsługa sklepu rozpoczęła strajk głodowy, który trwa od 28 marca. Część strajkujących nie wytrzymuje - w social mediach informowano o przypadkach zasłabnięć.
Ratusz: żądania fundacji niemożliwe do spełnienia
Los sklepu przy ul. Modzelewskiego wydaje się jednak przesądzony. Monika Beuth, rzeczniczka prasowa Urzędu m. st. Warszawy, mówi WP Finanse, że eksmisja została orzeczona przez sąd, a ratusz nie ma możliwości odstąpienia od tej decyzji.
"Mamy natomiast wynikający z przepisów prawa obowiązek dbania o mienie i pieniądze publiczne. Wyrok sądu jest następstwem faktu, że Fundacja od 4 lat nie płaci czynszu za zajmowany lokal. Stawka czynszu - na preferencyjnych warunkach, z uwagi na charakter działalności - została wynegocjowana z Fundacją zanim umowa została podpisana. Fundacja zapłaciła czynsz tylko jeden raz" - podkreśla Beuth.
Warszawski ratusz dodaje, że żądania prezesa Fundacji są niemożliwe do spełnienia. Miasto twierdzi, że na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie proponowało fundacji Wolne Miejsce rozmowy dot. spłaty zadłużenia. Woli do ich podjęcia, zdaniem ratusza, nie było.
Zamierzamy kontynuować strajk. Moglibyśmy rozdać towar i zakończyć działalność. Bronimy tego miejsca dla ludzi, którzy są w potrzebie. Liczymy, że miasto zacznie z nami rozmawiać. Prezydent Trzaskowski może jednym podpisem anulować długi i dać sklepowi drugie życie - słyszymy w fundacji.
Mikołaj Rykowski deklaruje, że jest gotowy do rozmów. Podkreśla, że fundacja prowadzi w całej Polsce siedem sklepów socjalnych, a eksmisja grozi jej tylko w stolicy. Organizacja stopniowo rozwija też swoją działalność. W środę Wolne Miejsce otwierało w Katowicach nowe pomieszczenia w założonym przez siebie Społecznym Ministerstwie do spraw Samotności.
"Nie ma dnia, by na mojego maila nie wpływały zapytania z kolejnych miast. Mierzymy jednak siły na zamiary i koncentrujemy się na placówkach, które już działają" - deklaruje Rykowski.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl