Trzęsienie ziemi w Nowym Jorku, rynki pogrążyły się w chaosie

Dzisiaj o godzinie 4.47 rano czasu lokalnego doszło koło Nowego Jorku do potężnego trzęsienia ziemi. Chwilę potem potężna fala tsunami zmyła miasto z powierzchni ziemi. Osoby o słabych nerwach od razu uspokajamy. Takie wydarzenie nie miało miejsca. Ten scenariusz jeszcze się nie ziścił, ale - zdaniem ekspertów - potężne trzęsienie ziemi w Nowym Jorku jest tylko kwestią czasu.

Trzęsienie ziemi w Nowym Jorku, rynki pogrążyły się w chaosie
Źródło zdjęć: © Wikipedia | botmultichillt

28.03.2011 | aktual.: 30.03.2011 11:06

- To się może stać bardzo szybko - mówi Won-Young Kim, który kieruje obserwatorium Lamont-Doherty. - Możemy się spodziewać wstrząsów w każdej chwili. Nie zdziwiłbym się, gdyby ziemia w Nowym Jorku zatrzęsła się jutro.

Zdaniem Kima dane historyczne wskazują, iż mocne trzęsienie ziemi w Nowym Jorku powinno się już wydarzyć. Według niego Nowy Jork, podobnie jak San Francisco, w około 100-letnich okresach jest narażony na wstrząsy sejsmiczne przekraczające 5 stopni w skali Richtera.

Skala zniszczeń byłaby ogromna, a trzeba też brać pod uwagę, że Nowy Jork to finansowa stolica świata. Co by było, gdyby Wall Street zniknęła z powierzchni ziemi? - To byłby armagedon nie do opisania - mówi analityk A-Z Finance Paweł Cymcyk. - PKB Stanów Zjednoczonych to w 90 proc. usługi, a z tych 90 proc. jedna trzecia przypada na sektor finansowy. Zniszczenie wschodniego wybrzeża USA to byłby straszliwy dramat gospodarczy. Koniec finansowego świata, jaki znamy.

Analityk podkreśla, że dewastacja Nowego Jorku oznacza zniszczenie nie tylko giełdy, ale także głównych siedzib wielkich korporacji międzynarodowych, amerykańskiego banku centralnego (FED), czy innych instytucji.

- Zniszczenie centrum dowodzenia USA, bo przecież nie tylko Nowy Jork by wtedy ucierpiał, ale i Waszyngton też, zmieniłoby zupełnie sytuację finansową, gospodarczą, czy geopolityczną świata - twierdzi Cymcyk.

O olbrzymiej skali tego dramatu mówią także inni analitycy. Zdaniem Marcina Kiepasa z X-Trade Brokers mielibyśmy do czynienia z sytuacją podobną do tej w Japonii, tyle że dziesięć albo i więcej razy mocniejszą. Wtóruje im w tym również ekonomista Marek Zuber.

Wszyscy trzej są przekonani co do jednego - na samym początku reakcja rynków będzie histeryczna i bardzo emocjonalna. Można to określić jednym słowem: chaos.

- Sami inwestorzy pewnie dużo by nie stracili, gdyż giełdy zostałyby na pewno od razu zamknięte - mówi w rozmowie z WP Paweł Cymcyk - Spodziewam się jednak, że mogłyby powstać alternatywne platformy obrotu, gdzie handel odbywałby się po bardzo niskich cenach. Mówimy tutaj o przecenach rzędu 50-80 proc. w jeden dzień.

Również Marcin Kiepas jest zdania, iż giełda amerykańska zostałaby zamknięta, tak jak to miało miejsce po atakach na World Trade Center w 2001 roku.

- Chodzi o to, by maksymalnie zniwelować straty. W reakcji na zamknięcie giełdy amerykańskiej inne rynki mogłyby zrobić to samo, również GPW - dodaje.

Jak twierdzi analityk XTB, największym problemem byłaby odbudowa tego, co było przed katastrofą - pozycji, zapisów w księgach, itp. Kłopot mógłby wystąpić również z zastąpieniem kadr. Sama giełda mogłaby zostać przeniesiona do innego miasta, na przykład do Chicago.

Z kolei ekonomista Marek Zuber uważa, iż raczej nie byłoby problemu z odtworzeniem danych księgowych czy zapisów giełdowych. Dane są kopiowane w co najmniej kilku serwerowniach na terenie USA. - Ich odzyskanie zajęłoby to tylko trochę czasu - twierdzi.

Ale ani Kiepas, ani Zuber nie podzielają pesymistycznej wizji Pawła Cymcyka. Zdaniem analityka XTB taka nerwowa sytuacja potrwałaby pewnie około dwóch tygodni, może miesiąc, a później na rynki powróciłaby nadzieja i... chciwość. Z pewnością zyskałyby spółki budowlane.

- Pamiętajmy, że Nowy Jork to nie cały świat. Ponadto USA raczej jest przygotowana na różnego typu sytuacje kryzysowe, nawet na wybuch nuklearny w Nowym Jorku.

Zuber podkreśla , że zarówno USA, jak i Japonia to jedne z trzech największych gospodarek świata - najbardziej twórcze i elastyczne.
- Taka tragedia to w dłuższym okresie będzie impuls do odnowy, rozwoju technologicznego.

Ekonomista zaznacza, iż wprawdzie trzęsienie ziemi i zniszczenie Nowego Jorku to byłby dramat, bo przecież zginęliby ludzie, lecz w dłuższej perspektywie nie odbiłoby się to zbytnio na gospodarce.

- W krótkim okresie na pewno rozwijałaby się gorzej, osłabiłoby się tempo rozwoju gospodarczego, lecz później nie miałoby to znaczenia.

Tsunami zatopiłoby dolara?

Dolar jest obecnie walutą bazową do rozliczeń na całym świecie. Czy olbrzymie zniszczenia w USA zachwiałyby jego pozycją?

- Przy każdym kryzysie do tej pory to dolar zyskiwał - mówi Rogalski. - Gdyby trzęsienie ziemi i tsunami spustoszyły wschodnie wybrzeże USA, sytuacja mogłaby być podobna do jesieni 2008 po upadku Lehman Brothers. Wszystkie pozycje oparte o kredyty i spekulacje nie byłyby pokrywane, a inwestorzy wracaliby do waluty bazowej, czyli do dolara.

Analityk podkreśla, że przez pierwsze dwa-trzy miesiące dolar ostro by zyskiwał. Jednocześnie inwestorzy mogliby zacząć się rozglądać za inną walutą rezerwową. - Co mogłoby zastąpić dolara? Euro? Ma problemy. Jen? Odpada. Chiński juan również, gdyż rynek chiński nie jest w pełni uwolniony, władzę sprawuje partia - dodaje.

Rogalski nie widzi również w tej roli franka szwajcarskiego. Analityk podkreśla, że w sytuacjach, gdy na świecie dzieje się coś złego, frank szwajcarski zachowuje się trochę jak waluta rezerwowa, ale nie nadaje się do tej roli.
- Problem z frankiem jest taki, że Szwajcaria to zbyt mały kraj. Stabilny, ale malutki - mówi.

Analityk zaznacza, że w przypadku takiego kryzysu można by wrócić do pomysłu wprowadzenia w takiej roli SDR-ów. Są to specjalne prawa ciągnienia, międzynarodowa jednostka rozrachunkowa, utworzona w celu stabilizacji międzynarodowego systemu walutowego w 1967 roku.

W dłuższym okresie dolar powinien się jednak bardzo mocno osłabić.
- Trzeba pamiętać, że rząd USA i bank centralny poniosą olbrzymi koszt takiej odbudowy. Zniszczenia byłyby przecież gigantyczne. Dolar będzie drukowany, stopy procentowe będą na niemal zerowym poziomie - twierdzi Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.

Historia lubi się powtarzać

Nowy Jork nigdy nie doświadczył trzęsienia ziemi na poziomie 6 czy 7 stopni w skali Richtera. Ostatnie duże trzęsienie w tym mieście miało miejsce w roku 1884 - 5,4 stopni z epicentrum pod wodą pomiędzy Brooklynem a Sandy Hook. Poważnemu zniszczeniu uległy wówczas budynki.

Zdaniem naukowców już nawet pięciostopniowe trzęsienie ziemi może spowodować spore zniszczenia, np. w podziemnej sieci metra, czy burzyć budynki z cegły.

- Dziś kiedy mamy znacznie więcej budynków i znacznie więcej ludzi, można się spodziewać strat sięgających w miliardy. Gdyby doszło do trzęsienia ziemi zapewne byłyby też ofiary śmiertelne – mówi John Armbruster, znany sejsmolog, cytowany przez nowojorskie gazety lokalne.

usatsunamiwaluty
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)