Udowodnienie molestowania seksualnego to droga przez mękę. To dlatego ofiary nie idą do sądów

Przed kilkoma tygodniami setki kobiet na całym świecie - również w Polsce - opisywały przypadki molestowania seksualnego w ramach akcji #metoo. Ale w statystykach polskich sądów molestowanie w miejscu pracy praktycznie nie istnieje. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w ostatnich pięciu latach zaledwie 70 ofiar wystąpiło o odszkodowanie.

Udowodnienie molestowania seksualnego to droga przez mękę. To dlatego ofiary nie idą do sądów
Źródło zdjęć: © East News
Martyna Kośka

29.12.2017 | aktual.: 29.12.2017 16:14

- Molestowanie seksualne najczęściej zdarza się pod nieobecność osób trzecich i w takiej sytuacji zazwyczaj mamy słowo przeciwko słowu. Niezmiernie rzadko występują takie przypadki, aby świadkami niestosownych zachowań były inne osoby, które ewentualnie mogłyby zostać przesłuchane w sądzie. Ponadto, takie incydenty mają miejsce przeważnie z zaskoczenia, a więc kobieta również nie jest przygotowana na to, aby zadbać o zgromadzenie jakichkolwiek dowodów – wyjaśnia adwokat Kamilla Kasprzak, zapytana o przyczyny tak małej liczby spraw o molestowanie seksualne w sądach.

Zgodnie z art. 6 kodeksu cywilnego, ciężar dowodu spoczywa na tym, kto się na dane fakty powołuje. Jeśli więc ofiara chce dochodzić swoich spraw w sądzie, musi przedstawić twarde dowody – najlepiej, gdy są to zeznania świadków, maile czy smsy zawierające niestosowne propozycje.

Molestowanie seksualne w pracy dotyka wielu pracowników, choć nie ma precyzyjnych danych dotyczących liczby. I choć niejedna ofiara obiecuje sobie, że sprawy nie odpuści, gdy orientuje się, jak trudno w sądzie udowodnić swoje racje, po prostu odpuszcza i albo dalej znosi nieakceptowalne zachowania, albo odchodzi z pracy z nadzieją, że w kolejnym biurze już się z tym nie zetknie.

Nie każdy żart o zabarwieniu seksualnym to molestowanie

Molestowanie to nie tylko obłapywanie czy zmuszenie do stosunku seksualnego, ale też erotyczne aluzje czy żarty z podtekstem seksualnym. Zgodnie kodeksem pracy molestowanie seksualne to każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie pracownika. Mogą je powodować działania werbalne, fizyczne lub pozawerbalne (np. powieszenie w ogólnodostępnym miejscu kalendarza z aktami).

To też komentarze czy długotrwałe, krępujące dla kobiety patrzenie przez przełożonego na jej biust – pod warunkiem jednak, że kobieta wyraźnie powie, że nie życzy sobie takiego zachowania. Samo patrzenie trudno zakwalifikować jako przestępstwo, ale skoro kobieta zaznaczyła, że źle się w tej sytuacji czuje, to kontynuowanie tego staje się bezprawne.

Od molestowania seksualnego należy odróżnić "zwykłe" molestowanie, czyli zachowanie, którego celem - lub skutkiem - jest naruszenie godności albo poniżenie lub upokorzenie pracownika.

Patrząc tylko na przepisy, można pomyśleć, że nasze ustawodawstwo daje osobie molestowanej całkiem sporo narzędzi do obrony swoich praw. Naprzeciw wychodzą przepisy prawa pracy i prawa cywilnego i nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z obu ścieżek jednocześnie. W rzeczywistości dowiedzenie swych racji jest bardzo trudne.

Molestowanie nasze powszednie

88 proc. kobiet doświadczyło molestowania seksualnego – tak wynika z przeprowadzonego w 2015 r. raportu o przemocy seksualnej Fundacji na Rzecz Równości i Emancypacji "Ster". Autorzy przyznają, że badania nie zostały przeprowadzone na reprezentatywnej grupie respondentek, niemniej wyniki wiele nam o społeczeństwie mówią.

78 proc. najczęściej doświadczały molestowania seksualnego w formie nieprzyzwoitych dowcipów i niechcianych rozmów o podtekście seksualnym. 61 proc. doświadczyło sytuacji, w których ktoś się przed nimi obnażał w miejscu publicznym. Ponad połowa kobiet spotkała się z obscenicznym zachowaniem (55 proc.) i obraźliwymi uwagami dot. ciała i seksualności (52 proc.).

Aż 42 proc. respondentek sugerowano w miejscu pracy seks, 50 proc. było dotykanych wbrew swojej woli, a 7 proc. było szantażowanych konsekwencjami zawodowymi, jeśli nie zgodzą się na stosunek.

Zobacz też:

Dla oceny, czy zachowanie sprawcy było molestowaniem seksualnym czy też nie, nie ma znaczenia jego intencja, a więc czy chciał wywołać u ofiary określone uczucia. Ważne, jak w tej sytuacji poczuła się osoba molestowana, która wcześniej zarysowała granice tego, co jest gotowa zaakceptować. Z przywołanego badania wynika, że 94 proc. kobiet, które doświadczyły jakiejś formy molestowania, nie zgłosiło tego faktu pracodawcy, bo albo same rozwiązały problem, albo uznały sytuację za zbyt błahą. Gdyby chciały dochodzić sprawiedliwości w sądzie, musiałyby się uzbroić w cierpliwość i być przygotowane na bardzo szczegółowe sprawdzanie wszystkich przywołanych przez nie okoliczności.

Można odejść albo walczyć

- Osoba, która padła ofiarą molestowania seksualnego przez pracodawcę, może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia z winy pracodawcy, gdyż takie zachowania stanowią ciężkie naruszenie praw pracownika. W takiej sytuacji pracownik może domagać się odszkodowania w wysokości wynagrodzenia za okres wypowiedzenia oraz odszkodowania w związku z naruszeniem zasady równego traktowania, gdyż molestowanie seksualne jest formą dyskryminacji ze względu na płeć – wyjaśnia adwokat Kamilla Kasprzak.

Ofiara może też rozważyć, czy zachodzą podstawy do złożenia pozwu o ochronę dóbr osobistych (godność człowieka jest dobrem chronionym przez prawo), w którym domagać się będzie zaprzestania określonego zachowania lub przeprosin. W takim postępowaniu może żądać też zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny, a jeśli molestowanie wyrządziło jej szkodę majątkową, może żądać jej naprawienia. W skrajnych przypadkach może złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, np. doprowadzenia do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności poprzez nadużycie stosunku zależności.

Same lubieżne spojrzenia nie zostaną potraktowane jako przestępstwo i nie stanowią podstawy do podjęcia kroków, ale jeśli towarzyszą im groźby czy nękanie, to jest to punkt wyjścia do podjęcia kroków przez policję lub prokuraturę.

Gwałt zagrożony jest karą od 2 do 12 lat pozbawienia wolności, a doprowadzenie do obcowania płciowego poprzez nadużycie stosunku zależności – do lat 3.

Tylko że znów kluczowe są kwestie dowodowe. W prawie karnym wątpliwości są rozstrzygane na korzyść oskarżonego, więc wnoszący skargę musi dysponować czymś więcej niż tylko opisem zdarzeń, do których doszło po godzinach pracy, gdy nikt nie widział.

Molestować w miejscu pracy może nie tylko pracodawca czy przełożony

- Sprawcami molestowania mogą być również inni pracownicy, w tym zarówno ci na kierowniczych stanowiskach, jak i ci zajmujący w zakładzie pracy pozycję równą pozycji pracownika molestowanego – pisze Karolina Kędziora w publikacji "Niemoralne propozycje. Molestowanie seksualne w miejscu pracy".

O zdarzeniu należy poinformować pracodawcę, bo jego odpowiedzialność dotyczy nie tylko sytuacji, gdy sam molestował pracownika, ale też wiedział o takim patologicznym zachowaniu i nie zareagował. Tolerowanie w firmie oznak dyskryminacji ze względu na płeć czy przymykanie oczu na molestowanie seksualne to naruszanie praw pracownika, które, jeśli jest uporczywe, zagrożone jest karą ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)