Uwaga, zwierzę na drodze. O odszkodowanie po zderzeniu z sarną czy łosiem niełatwo
Setki milionów złotych rocznie tracą polscy kierowcy przez znak A-18b. Co się za nim kryje? Skaczący jeleń oznacza jedno - na odszkodowanie nie ma co liczyć. A kolizji z udziałem dzików, saren czy lisów nikt nie jest w stanie już nawet oszacować.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Późny wieczór lub noc. Pusta droga prze las, żadnych samochodów świecących po oczach. Idealna okazja, by nadrobić ewentualne opóźnienia w podróży. Kierowca dociska gaz i nieświadomie zwiększa ryzyko groźnego w skutkach wypadku z udziałem sarny, dzika czy łosia.
Tylko do PZU kierowcy zgłosili 14 tys. kolizji
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2017 r. doszło do 195 wypadków z udziałem zwierząt. Śmierć poniosło w nich 10 osób, a 229 odniosło obrażenia. Rok wcześnie wypadków było o 10 mniej, ale zebrały bardziej krwawe żniwo (14 zabitych). Rekordowy pod tym względem okazał się rok 2015, kiedy to wypadków było 216 (do szpitali trafiło 265 osób, 10 poniosło śmierć).
Powyższe dane dotyczą tylko wypadków, a więc sytuacji, w których co najmniej jedna osoba odniosła obrażenia lub zmarła. Z informacji Ministerstwa Środowiska wynika, że w 2017 r. było ponadto co najmniej 10 tys. kolizji, czyli sytuacji, w których nie było ofiar. To bardzo niedoszacowane dane. W 2018 r. tylko do PZU, przyszło 14 tys. wniosków o wypłatę odszkodowania za uszkodzenie samochodu po zderzeniu z dzikimi zwierzętami.
Oszuści są cwani, ale ubezpieczyciele mają swoje sposoby. Sprawdzają wypłaty, korzystają z usług detektywa
Skąd wynika ta rozbieżność? Większość incydentów nie jest po prostu zgłaszana policji. Część nie chce czekać na funkcjonariuszy, inni boją się, bo przekroczyli prędkość.
- Do wypadków i kolizji rzadko dochodzi na drogach szybkiego ruchu, gdyż znajdują się tam różnego rodzaju bariery i mosty dla zwierząt. Z reguły są to drogi jednojezdniowe, przede wszystkim przebiegające przez lasy – wyjaśnia Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego KGP.
Znak drogowy to nie dekoracja
Kierowca, który ma wykupione AC, nie powinien mieć problemu z otrzymaniem pieniędzy. Przy zawieraniu umowy warto jednak sprawdzić, czy polisa obejmuje zderzenie ze zwierzęciem.
Znacznie gorzej, gdy kierowca takiego ubezpieczenia nie posiada. Na pieniądze raczej nie można liczyć, jeśli przy drodze, na której doszło do zdarzenia, stoi znak ostrzegający przed dziko żyjącymi zwierzętami (A-18b).
Gdy kierowca widzi taki znak, w głowie powinna mu się zapalić lampka ostrzegawcza.
- Ilekroć kierowca go mija, powinien zachować taką samą ostrożność jak przy dojeżdżaniu do skrzyżowania – instruuje Radosław Kobryś. – Dobrą praktyka jest redukcja prędkości.
Skoro kierowcy byli uprzedzeni o potencjalnym niebezpieczeństwie, to nie mogą mieć pretensji o to, że zdarzył się wypadek.
A jeśli do kolizji doszło na drodze, na której nie było znaku? Kierowca będzie musiał udowodnić, że brak tego znaku to zaniedbanie właściciel drogi (np. wójt lub GDDKiA). Aby to zrobić, powinien wystąpić do koła łowieckiego, nadleśnictwa lub na policję z wnioskiem o dane o wypadkach, które wcześniej zdarzyły się na tej drodze.
Krowa i owca z polisą
Znacznie prościej otrzymać odszkodowanie, jeśli "sprawcą" okazało się zwierzę gospodarskie, np. krowa czy koń (ale przepisy zaliczają do tej grupy również psy). Jeśli nie zostało ono upilnowane przez właściciela, odszkodowanie jest wypłacane z jego OC.
Rolnicy mają obowiązek posiadania polisy z tytułu prowadzenia gospodarstwa rolnego. Jeśli jednak jej nie wykupili, kierowca działa dokładnie tak samo jak w razie kolizji drogowej z innym kierowcą, który nie ma OC lub uciekł z miejsca wypadku. Zgłasza się do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG), który wypłaca odszkodowanie.
Nie wolno zostawiać rannego zwierzęcia
Niezależnie od tego, czy w wyniku kolizji ktokolwiek odniósł obrażenia, nie wolno pozostawiać rannych zwierząt na drodze. I nieważne, czy jest to będący pod ochroną jeż czy bezpański pies.
Należy postąpić dokładnie tak, jak w wypadku z udziałem ludzi.
Najpierw należy zabezpieczyć miejsce wypadku, np. poprzez postawienie trójkąta ostrzegawczego.
Następnie - powiadomić służby. Można zadzwonić pod 112, a operator zadecyduje, kogo wysłać na miejsce.
Nie należy bać się dzwonić po pomoc, bo za nieumyślne potrącenie nie jest przewidziana żadna kara. Co innego – za pozostawienie konającego zwierzęcia.
Ucieczka i pozostawienie zwierzęcia bez pomocy to wykroczenie, za które przepisy przewidują karę grzywny do 5 tys. zł lub pozbawienie wolności.
Poważniej ustawa o ochronie zwierząt traktuje kierowców, którzy celowo potrącili zwierzę. Niestety, takich przypadków nie brakuje i są kierowcy, którzy widząc przechodzącego przez ulicę psa czy kota, dociskają pedał gazu i kierują się wprost na Bogu ducha winne zwierzę.
Tak jak rolnik, który w 2016 r. widząc bezpańskiego psa na ulicy w Janowie Lubelskim, celowo zjechał na lewy pas i go potrącił. Miał pecha, bo zdarzenie widzieli świadkowie. Kierowca uciekł, ale internauci pomogli go namierzyć. Pies miał złamany kręgosłup i trzeba go było uśpić.
Bezduszność kosztowała go 5 tys. zł, musiał też pokryć koszty postępowania sądowego.
Znowelizowana niedawno ustawa o ochronie zwierząt podnosi odpowiedzialność za takie okrutne zachowania – do więzienia można trafić na 3 lata.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.