W jednej firmie wytrzymują tylko 6 miesięcy

Dlaczego młodzi pracownicy często pracują tylko od 3 do 6 miesięcy w jednej firmie? A potem zmieniają zatrudnienie? Specjaliści mówią nawet o syndromie pierwszego półrocza.
Twierdzą oni, że winni są rekruterzy, którzy wprowadzają kandydata z wysokimi kwalifikacjami w błąd, mówiąc że praca w firmie jest jego spełnieniem marzeń. Chcą szybko pozyskać specjalistę i zgarnąć premię.

W jednej firmie wytrzymują tylko 6 miesięcy
Źródło zdjęć: © thinkstock

19.07.2011 | aktual.: 19.07.2011 13:37

Pensja dobra, ale obowiązki nie te

To właśnie w ciągu pierwszego półrocza współpracy najwięcej pracowników podejmuje decyzję o rozstaniu z firmą – informuje Rynekpracy.pl.

Źródłem rotacji nie jest znużenie czy wypalenie. W większości przypadków o odejściu decyduje rozczarowanie - niezadowolenie z zakresu obowiązków, organizacji, kierownika lub współpracowników. Są to tzw. czynniki wypychające, które - pomimo pełnej satysfakcji z finansowych warunków zatrudnienia - mogą przyczynić się do wypowiedzenia umowy o pracę.

Rozczarowanie potęgują współpracownicy

Jak podaje Rynekpracy.pl rozczarowanie "świeżych" pracowników potęguje zła atmosfera w pracy. Problem stanowią również niewłaściwe działania specjalistów ds. rekrutacji. Starając się pozyskać dużą ilość aplikacji, przedstawiają przyszłego pracodawcę w jak najlepszym świetle. Niestety, rozbudzone oczekiwania nowozatrudnionych często rozmijają się z rzeczywistością. Skutkuje to poczuciem rozczarowania, a w konsekwencji rozstaniem z firmą.

Szefowie i rekruterzy zwyczajnie kłamią

O takim rozczarowaniu mówi Janek Wildmann, który przez 2 lata pracował w urzędzie wojewódzkim, zrobił w tym czasie studia podyplomowe i wyspecjalizował się w kontaktowaniu się z unijnymi instytucjami. Jego praca polegała m.in. na pozyskiwaniu unijnych funduszy, nauczył się też wypełniać i korygować skomplikowane formularze. Zaczął szukać innej pracy – liczył na wyższe zarobki. Jedna z pomorskich firm zaoferowała mu atrakcyjne warunki pracy. Jak powiedziano mu podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie tylko miał kierować grupą pracowników, ale też ją szkolić. Oferowano mu dokształcanie się, częste wyjazdy i dużo wyższe zarobki niż w poprzednim miejscu pracy. Nie było się nad czym zastanawiać. Oferta była bajeczna. Niestety szef nie spełnił ani jednego z punktów zamieszczonych w ofercie pracy.

- Zwyczajnie mnie oszukano. Oczywiście szef tłumaczył, że nie wyjeżdżam, bo akurat nie negocjujemy z zagraniczną instytucją. Nie szkolę innych pracowników, tylko robię wszystko sam, bo po prostu firma nikogo więcej nie zatrudniła. Zaś moje zarobki są dużo niższe niż obiecywano, bo nagle są one uzależnione od nowych umów, których nie było. Szef oczywiście dodawał, że są to trudności tymczasowe i za miesiąc wszystko wróci do normy i będę zadowolony. Szef nie rozumiał dlaczego się denerwuję, przecież tego typu praca tak właśnie wygląda. Wyszło na to, że to ja miałem wygórowane oczekiwania. Mogłem zrobić jedno, odejść. I tak zrobiłem po 4 miesiącach pracy. Szef jeszcze mnie zrugał, że szkoda było wysiłku rekruterów. Chciałem wrócić do poprzedniego miejsca pracy, ale już zatrudniono kogoś na moje miejsce. Obecnie pracuję na zlecenie, wypełniam dokumentację dla firm, fundacji, instytucji – twierdzi Janek.

Rekruterzy, PR i premia

Podobnych sytuacji nie brakuje. Szefowie i rekruterzy idealizują pracę, a kandydaci być może również mają zbyt wysokie oczekiwania. Zdarza się, że do nieatrakcyjnej firmy trafia świetny specjalista.

- Rekruterzy też prowadzą PR, mówią, że kandydat aplikuje do cudownego miejsca pracy. Opowiadają, że firma jest rajem, zwyczajnie kłamią. Często za sprawne i szybki pozyskanie kandydata z wysokimi kwalifikacjami otrzymują premię. Tylko że to tylko szkodzi firmie. Kandydat wytrzymuje pół roku, a firma musi znów wydać pieniądze na rekrutację. Pieniądze i czas traci też oczywiście kandydat. Dziś naprawdę trudno o dobrych rekruterów i dobre rekrutacje – mówi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog biznesu.

(toy)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)