Wagi z pomiarem tłuszczu to hit. Ich skuteczność jest jednak wątpliwa
Wagi z funkcją pomiaru składu ciała kosztują w marketach od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Eksperci ostrzegają jednak, żeby nie przepłacać. - Nawet bardzo drogi sprzęt z atestem medycznym często podaje niemiarodajne wyniki, jeśli nie zostaną spełnione odpowiednie warunki pomiarów – mówi Martyna Smolińska z Poradnictwa Dietetycznego DIET24.
06.10.2019 12:50
W dobie bycia "fit" na popularności zyskują wagi łazienkowe z funkcją pomiaru składu ciała – czyli pokazujące, ile procent naszej masy ciała to tłuszcz, mięśnie, woda i kości. Ceny takich wag zaczynają się już od 45 zł.
Bardziej "wypasione" modele dodatkowo potrafią podawać szacowane zapotrzebowanie kaloryczne. A te najbardziej zaawansowane możemy nawet połączyć z naszym telefonem za pomocą technologii Bluetooth i przesyłać pomiary wprost do naszego mobilnego urządzenia. Te wagi kosztują już nawet kilkaset złotych.
Na zdjęciach powyżej widzimy te tańsze modele - aktualnie jest ich naprawdę dużo i niemal każda firma ma tego typu wagę w ofercie.
Z kolei tutaj możemy zobaczyć, że cena tego modelu to "zaledwie" 130 zł.
Kiedy parę lat temu usłyszałam o tym po raz pierwszy, pomyślałam – jak? Do tej pory takie "bajery" kojarzyły mi się tylko ze specjalistycznymi gabinetami. Jednak w obu przypadkach do pomiaru składu ciała używa się technologii impedancji bioelektrycznej (w skrócie: BIA).
Co to oznacza? Mówiąc najprościej - ta metoda opiera się na założeniu, iż tkanka tłuszczowa i mięśniowa w inny sposób przewodzą impulsy elektryczne. Pomiar polega na przesyłaniu impulsu o małej mocy przez elektrody umiejscowione w określonych punktach na ciele (w przypadku wag łazienkowych są to czujniki, na których stawia się gołe, czyste stopy).
Czy to faktycznie działa? Postanowiłam zapytać o to specjalistkę ds. żywienia Martynę Smolińską z Poradnictwa Dietetycznego DIET24. Okazuje się, że nie wszystko jest takie proste.
- Wagi łazienkowe wykonujące pomiar metodą impedancji elektromagnetycznej (BIA), obarczone są dużym błędem. Metoda BIA może zaniżać poziom tkanki tłuszczowej nawet o kilkanaście procent, dlatego wyników nie uznaje się za wiarygodne. Nawet bardzo drogi sprzęt - powyżej 12 tys. zł - z atestem medycznym często podaje niemiarodajne wyniki, jeśli nie zostaną spełnione odpowiednie warunki pomiarów – mówi.
"Przykładowo, analiza składu ciała przy zastosowaniu BIA, wykonywana po posiłku, może doprowadzić do niedoszacowania ilości tkanki mięśniowej nawet o kilka kilogramów. Podobnie może się dziać w przypadku odwodnienia organizmu. Wykonanie badania po wysiłku fizycznym może natomiast dawać efekt odwrotny, w postaci przeszacowania ilości masy beztłuszczowej i zaniżenia poziomu zatłuszczenia. Tutaj rozbieżności mogą sięgać – uwaga – kilkunastu kilogramów" – podaje portal potreningu.pl
A jaka jest różnica między drogim sprzętem w gabinetach (analizatory medyczne) a domowymi wagami? Jest parę istotnych kwestii.
- Uważa się, że analizatory medyczne cechują się znacznie wyższą dokładnością niż ich marketowe imitacje. Związane jest to z wieloma czynnikami m.in. rozmieszczeniem elektrod oraz parametrami dodatkowymi, które znaczna część urządzeń bierze pod uwagę, takimi jak wiek czy płeć, a niekiedy nawet aktywność fizyczna. W praktyce oznacza to, że wpisanie do urządzenia innej zmiennej dotyczącej tych parametrów wpłynie na uzyskiwany wynik, co trudno uznać za właściwość pożądaną. Niestety ten mankament posiadają wszystkie wagi łazienkowe z opcją pomiaru składu ciała, a także znaczna część urządzeń medycznych wykorzystywanych przez dietetyków i lekarzy. Trzeba jednak podkreślić, że przy zastosowaniu profesjonalnego sprzętu błędy pomiarów są nieporównywalnie mniejsze niż te obserwowane w przypadku wagi łazienkowej i ręcznego, przenośnego analizatora - rozwiewa wątpliwości potreningu.pl
Z tego wynika jeszcze jeden problem - jeżeli chcielibyśmy sprawdzić dokładność poszczególnych modeli domowego zastosowania poprzez porównanie ich ze sobą, musielibyśmy stanąć na każdej wadze gołymi stopami. W warunkach sklepowych nie jest to zbyt higieniczna rzecz i pomysł nie spotka się raczej z aprobatą obsługi.
Warto czy nie warto?
Zdaniem Martyny Smolińskiej kupowanie wagi, która została wyposażona w funkcję bioimpedancji i kosztuje kilkaset złotych, nie ma większego sensu ze względu na bardzo niską wiarygodność pomiarów.
- Ważenie to podstawowa metoda kontroli postępów w odchudzaniu, choć nie do końca miarodajna. W domowych warunkach warto mierzyć swoje obwody centymetrem. Jest to bardziej precyzyjne, o ile wykonujemy pomiar poprawnie – informuje mnie na koniec Martyna Smolińska.
Wydaje mi się o tyle istotna informacja, że takie wagi potrafią kosztować naprawdę dużo. Czy warto zapłacić kilkaset za niepewny pomiar? To już zostawiam do decyzji każdego z czytelników.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl