Walka o przesyłki pocztowe
Nie cichnie zamieszanie związane z przejęciem przesyłek pocztowych i prokuratorskich przez Polską Grupę Pocztową. Poczta Polska zapowiada walkę o odzyskanie utraconej części rynku, a w Internecie aż roi się od historii opisujących kuriozalne sytuacje związane ze świadczeniem usług przez nowego operatora.
24.01.2014 | aktual.: 25.01.2014 10:12
W listopadzie ubiegłego roku Polska Grupa Pocztowa wygrała przetarg o wartości 500 mln zł na dostarczanie przesyłek sądowych i prokuratorskich. Oferta PGP okazała się tańsza od propozycji Poczty Polskiej o ok. 80 mln zł. Jednym z podstawowych warunków było posiadanie placówki pocztowej w każdej gminie. Stworzono więc sieć obejmującą ponad 7 tys. punktów, w tym 5 tys. to placówki kiosków Ruchu. W grudniu podpisano umowy, a od stycznia pisma sądowe zaczęły trafiać w nowe miejsca. Adresaci, którzy nie do końca orientowali się w zmianach, byli nie lada zaskoczeni.
Przesyłki są, ale ich nie ma
Wraz z przejęciem tej części rynku przez nowego operatora zaczęły pojawiać się w Internecie nieprzychylne komentarze. Tak jak wcześniej klienci narzekali na państwowego doręczyciela, tak teraz front się odwrócił, a prywatna firma stała się celem lawiny oskarżeń. Ludzie są wściekli, że aby móc odebrać list, muszą jechać do punktu oddalonego często o kilkadziesiąt kilometrów. Ale to nie odległość jest największym problemem, raczej ogólna jakość usług.
"In Post się w końcu u nas zjawił... Przyjechał i... zrzucił 125 listów... Zażalenia, apelacje itp... Wcześniej nie przyjeżdżał, bo >>czekali aż się uzbiera więcej korespondencji, co by nie jeździć na pusto<<... Ponieważ dla naszego kodu pocztowego nie ma wyznaczonej placówki pocztowej (de facto kiosku lub budy z winem) to będą przyjeżdżać raz na dwa, trzy tygodnie - jak się uzbiera..."
"List z sądu został dostarczony do osoby pod tym samym imieniem i nazwiskiem, ale pod zupełnie inny adres! To karygodne, że wasi pseudo listonosze nie wiedzą pod jaki adres się udać! Warto zastanowić się nad wyposażeniem ich w nawigację! Żądam wyjaśnień." To tylko małe próbki z komentarzy na oficjalnym profilu Polskiej Grupy Pocztowej na portalu Facebook. Pojawiły się nawet oskarżenia, że punkty odbioru przesyłek były ustalone w tak oryginalnych miejscach jak sex shop.
- Podkreślamy, że pojawiające się informacje odnośnie Punktów Obsługi Klienta ulokowanych w sex shopach są nieprawdziwe! Żaden Punkt Obsługi Klienta nie mieści się w sex shopie - zapewnia Leszek Żebrowski, prezes zarządu Polskiej Grupy Pocztowej SA.
Żebrowski dodaje, że wszystkie punkty, w których można odbierać awizowane przesyłki sądowe i prokuratorskie, mają uprawnienia do świadczenia usług pocztowych, a cała procedura odbywa się zgodnie z przepisami prawa, które obowiązuje wszystkich operatorów pocztowych. Podkreśla także, że każdy z podmiotów - PGP, InPost, Ruch - ma status operatora pocztowego zarejestrowanego w Rejestrze Operatorów Pocztowych UKE.
Sprawa zrobiła się jednak na tyle głośna, a też poważna, że dotarła do sejmu. Podczas debaty wiceminister sprawiedliwości Stanisław Chmielewski zapewnił, że ministerstwo przygląda się uważnie sytuacji i zbierane są informacje z sądów o ewentualnych problemach. Do tego została podjęta decyzja o przeprowadzeniu kontroli w PGP przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. Jak powiedział Chmielewski, podczas swojego wystąpienia w sejmie rząd otrzymał deklarację od PGP, że "wszystkie niedogodności związane z siecią placówek, w których można odbierać awizowane przesyłki sądowe, ustaną do końca lutego".
PGP vs. PP
Oczywiście przeciwko PGP występuje Poczta Polska, która utraciła kontrakt o wartości 0,5 mld zł. Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy państwowego operatora, przekonuje, że tylko PP ma niezbędną infrastrukturę, doświadczenie i kompetencje, by w bezpieczny sposób obsługiwać korespondencję nadawaną przez sądy i prokuraturę. - Wątpliwości wzbudza między innymi możliwość spełnienia przez PGP, która ma realizować to zlecenie, jednego z warunków przetargu, jakim jest wymóg dysponowania placówką pocztową w każdej gminie - tłumaczy Baranowski.
Tymczasem prezes PGP Leszek Żebrowski zaznacza, że "sieć placówek udostępnianych przez PGP jest analogiczna do tej, którą dysponuje operator do tej pory obsługujący korespondencję z sądów i prokuratur".
- Zgodnie z informacjami udostępnianymi na stronie internetowej Poczty Polskiej S.A., na 7621 faktycznie działających placówek Poczty Polskiej tylko 20 proc. jest czynne w soboty (1491), a 2 proc. w niedziele (146). Tymczasem na 7543 placówki udostępniane przez PGP aż 76 proc. (5726) jest oddanych do dyspozycji klientów w soboty, a w 613 odbierzemy przesyłkę także w niedzielę - podkreśla Żebrowski.
Odpierając zarzuty, że prywatna firma nie ma odpowiedniego doświadczenia i sieci odbioru przesyłek, Żebrowski przypomina oficjalne dane Poczty Polskiej. - Z deklarowanej na koniec 2012 r. sieci 8459 urzędów - 3701 placówek PP S.A. jest prowadzona przez agentów pocztowych, a więc prywatnych przedsiębiorców, często w małych sklepikach spożywczych, sklepach z artykułami papierniczymi lub nawet prywatnych domach. I bynajmniej nie budzi to społecznego oburzenia - stwierdza prezes PGP.
Poczta Polska się nie poddaje
Rzecznik Poczty Polskiej wciąż potwierdza wcześniejsze deklaracje. Firma planuje "wykorzysta wszelkie dostępne kroki prawne, by udowodnić swoje racje i przekonać, że obecnie jest jedynym podmiotem mogącym zapewnić bezpieczną realizację tak skomplikowanych zleceń, jak między innymi obsługa polskiego wymiaru sprawiedliwości". - Pomysł Poczty Polskiej, by wykorzystywać wszystkie możliwe kroki prawne, by udowodnić, że jest jedyną firmą, która może w bezpieczny sposób obsługiwać korespondencję wymiaru sprawiedliwości, uznajemy za akt desperacji - kwituje krótko Żebrowski.
Adwokaci przeciwko zmianom
Poczta Polska ma sojusznika po swojej stronie w walce z prywatnym operatorem. Swoje negatywne stanowisko w sprawie zmiany wyraziły Naczelna Rada Adwokacka oraz okręgowa z Łodzi. Szczególnie ostro wypowiedział się łódzki oddział rady. To oni pierwsi zwrócili uwagę na fakt, że "nowy doręczyciel korespondencji sądowej zorganizował punkty odbioru (…) nie tylko w kioskach czy sklepach spożywczych - ale odważył się na powierzenie organizacji odbioru korespondencji sądowej w sklepach monopolowych (!)". Zdaniem rady nie spełnia to "minimalnych kryteriów godnościowych".
W uchwale z 17 stycznia zwrócono uwagę na to, że pracownicy PGP nie są odpowiednio przeszkoleni - zdarzają się sytuacje błędnych pouczeń o terminach awizowania przesyłek i mówienie, że wynosi on 16 dni.
Kolejnym zarzutem wobec pracowników PGP jest to, że nie znają oni prawa i nie wiedzą, jak poprawnie doręczyć sądowe przesyłki. Często próbują pozostawić list osobom nieupoważnionym i np. zamiast przekazać go adresatowi, próbują wcisnąć go personelowi sprzątającemu. - Implikuje to patologię doręczeń polegającą na odmowie złożenia awiza i wpisywania nieprawidłowej adnotacji, że adresat odmówił przyjęcia korespondencji i zwrotu jej do nadawcy - stwierdzono w uchwale.
Z kolei Naczelna Rada Adwokacka zauważa, że chociaż dzięki zwycięstwu PGP Skarb Państwa ma zaoszczędzić 80 mln zł, to mogą okazać się to oszczędności pozorne wobec kłopotów, jakie wynikają z obecnej sytuacji. NRA ostrzegała, że istnieje ryzyko konieczności powtarzania postępowań sądowych - już teraz wiadomo, że niektóre odwołano, bo nikt się nie stawił, a i sąd nie dostał wiadomości, czy adresaci zostali odpowiednio powiadomieni. Trzeba teraz ponownie wyznaczać terminy, wysyłać powiadomienia, co generuje koszty, a i tak nie wiadomo, czy kolejne przesyłki dotrą tam, gdzie powinny.