Wall Street ignoruje złe dane. Możliwy wzrost na GPW
Specjalnością nowojorskiej giełdy w ostatnim czasie stały się wzrosty po publikacji słabych danych makro. Ten nawyk może przynieść dziś poprawę nastrojów w Europie do czasu publikacji kolejnych danych z USA.
27.05.2011 | aktual.: 27.05.2011 09:40
Kiedy wczoraj po południu podano, że PKB USA wzrósł w I kwartale o 2,3 proc. wobec pierwotnego odczytu na poziomie 2,8 proc., a w dodatku za słabsze tempo wzrostu odpowiadają konsumenci, którzy ograniczyli wydatki w obliczu drożejącej żywności i paliw, wydawało się, że reakcja giełd może być tylko jedna. Zwłaszcza, że w tym samym czasie podano, że liczba wniosków o zasiłki dla bezrobotnych nieoczekiwanie wzrosła o 20 tys. I rzeczywiście, końcówka notowań w Europie i początek sesji w USA przyniosły przewagę podaży.
Jednak w Stanach nie utrzymała się ona długo, w drugiej części dnia do głosu doszli kupujący reagujący na wieści ze spółek. Udało im się wyprowadzić indeksy na niewielki plus i zarazić optymizmem Azjatów, nie na długo jednak, bo po wzrostach na otwarciu większość indeksów kończy dzień niżej niż go zaczęła. Nikkei spadł o 0,3 proc. po informacji o spadku sprzedaży detalicznej o 4,8 proc. (oczekiwano spadku o 6,2 proc.) i pierwszej od 25 miesięcy inflacji (0,6 proc.). Choć pojawienie się inflacji powinno sprzyjać rynkom, to jednak inwestorzy mają świadomość, że jest to wydarzenie incydentalne, podyktowane wzrostem popytu na żywność i energię po trzęsieniu ziemi i jego skutkach. Kospi wzrósł o 0,3 proc. dzięki danym o wzroście nadwyżki handlowej i rekordowym eksporcie, a indeks giełdy w Szanghaju stoczył nieudaną batalię o utrzymanie wczorajszego minimum. Po spadku o 0,5 proc. (na godzinę przed końcem notowań) znajdował się najniżej od czterech miesięcy. Pozostałe indeksy zdołały utrzymać wzrosty z początku
sesji z lepszym skutkiem - akcje drożały w Dżakarcie, Singapurze czy Australii.
Europa, która negatywnie przyjęła wczoraj dane z USA, dziś na otwarciu może zechcieć odrobić swoją słabość. Jednak samo zachowanie Wall Street nie może być jedynym motorem zwyżki, bo ignorowanie słabych danych gospodarczych nie przyciągnie kapitału na dłuższą metę. Z porannych - korzystnych - informacji wymienić można poprawę nastrojów brytyjskich konsumentów oraz doniesienia prasowe o możliwym ominięciu twardych kryteriów kapitałowych dyktowanych przez Basel III przez niektóre największe europejskie banki. To już są argumenty, które mogą skusić popyt.
O 11:00 poznamy indeks nastrojów konsumentów w w strefie euro, ale ważniejsze dla losów rynków będą dane z USA. Chodzi o dochody i wydatki Amerykanów (14:30), indeks zaufania konsumentów (15:55) i indeks spodziewanych umów sprzedaży domów. Inwestorzy są przygotowani na słabsze dane o dochodach i wydatkach Amerykanów, więc są one wliczone w ceny i rozczarowanie nie powinno być widoczne w cenach akcji. Co z kolei daje nadzieję na to, że poranne zwyżki uda się dowieźć do końca dnia. Oczywiście zakładając, że nie pojawią się nowe okoliczności związane np. z długiem Grecji, czy rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie (obecnie większość inwestorów w Europie stara się gorączkowo ustalić znaczenie geopolityczne Jemenu).
W Warszawie mieliśmy wczoraj ruch boczny, który może zostać dziś przerwany. WIG20 może zmierzyć się z wczorajszym szczytem, ale jego pokonanie będzie zapewne uzależnione w dużym stopniu od przebiegu notowań w Europie. Naszym handicap rośnie dzięki wyraźnej poprawie atmosfery na rodzimym rynku długu, gdzie trafia coraz więcej środków przenoszonych z Europy Południowej. Stabilizacja rynku długu, czy nawet wzrost cen obligacji, mogą okazać się pomocne w podtrzymaniu wzrostów w Warszawie w dłuższym terminie.
Emil Szweda, Noble Securities