Wątpliwości za pięć dwunasta
Nadchodząca reforma procedury karnej wymaga remontu od fundamentów, aby nie kłóciła się z otoczeniem prawnym, mówiła poprawną polszczyzną oraz nadawała się do obsługi przez organy ścigania - pisze prokurator Beata Mik.
17.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:05
Promulgacja ustawy nowelizacyjnej z 27 września 2013 r. (dalej: nowela) w ubiegłorocznym DzU pod poz. 1247 oznacza, że tzw. wielką reformę procesu karnego ubrano już w oficjalny garnitur, w którym ma wmaszerować do systemu prawa krajowego 1 lipca 2015 r. Czemu więc służy natarczywy lobbing na rzecz założeń tejże reformy prowadzony przez byłego wiceministra sprawiedliwości dr. hab. Michała Królikowskiego, występującego tym razem w roli adwokata eksperta, w zapowiedzianym 1 grudnia na łamach „Rzeczpospolitej" cyklu „Dlaczego potrzebne są zmiany"? Kto musiał, w tym większość parlamentarna niezbędna do uchwalenia noweli, ten został dawno przekonany, a ten, kogo reforma niepokoi, i tak nikomu na słowo nie uwierzy. Jednocześnie jednak akurat ta inicjatywa autora jest cenna, gdyż dowodzi, że ów kontrowersyjny twór rodzimej myśli prawniczej sam siebie nie broni.
Remont ?przed oddaniem do użytku
Ocen krytycznych nowela doczekała się na pewno nie mniej niż jej oponenci klapsów od twórców. Kto był bliżej prawdy, pokaże praktyka. Pewne kwestie trzeba jednak raz jeszcze uwypuklić. Dopóki wystarcza czasu na - nie bójmy się prawdy - prolongatę okresu vacatio legis (spoczywania) reformy. Ona sama wymaga bowiem remontu od fundamentów, aby nie kłóciła się z otoczeniem prawnym, mówiła poprawną polszczyzną oraz nadawała się do obsługi przez organy ścigania, sądy karne i inne organizmy procedujące z użyciem przepisów karno-procesowych, jak choćby sądownictwo lekarskie czy Trybunał Stanu. Nie można też udawać, że nic się nie dzieje, gdy z mównicy nie schodzą złotouści teoretycy sekundujący określonej opcji politycznej na zamówienie albo bez zlecenia, z upodobania lub dla dodania sobie animuszu. No i najwyższa pora znów się sprzeciwić deprecjonowaniu en bloc, tak jak to czyni Michał Królikowski, prokuratury, tego etatowego chłopca do bicia za wszelkie zło we wciąż zmienianym na oślep prawie karnym.
I nagle przyszła zmiana
Problem tkwi w tym, że szukająca inspiracji za oceanem Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego przy Ministrze Sprawiedliwości, podjąwszy się prac nad projektem noweli, zapomniała o świętym dla naszej kultury prawnej podziale obowiązującego prawa na prywatne i publiczne. Mówiąc obrazowo, to pierwsze chroni interesy równorzędnych stron danego stosunku prawnego, drugie - interesy państwa dla dobra ogółu, dzięki czemu jest egzekwowane środkami przymusu państwowego. Podział ten sprawia, że w postępowaniu cywilnym kwitnie zasada kontradyktoryjności (równej walki w sporze o coś) i pozwanego się nie aresztuje, choćby nie wiedzieć jak dokazywał, a postępowanie administracyjne, rozgrywające się pomiędzy obywatelem a organem, daje przewagę organowi, przy czym zezwala mu na duży luz przy rozstrzyganiu spraw (tzw. uznanie administracyjne).
W polskim ustawodawstwie prawo karne, będące potomkiem prawa administracyjnego (obie gałęzie w znaczeniu materialnoprawnym i prawnoprocesowym), od zawsze gościło w sferze prawa publicznego. Ni stąd, ni zowąd w komisji powstał zamysł, by wywrócić ten ład do góry nogami w drodze upodobnienia procedury karnej do cywilnej. Tak oto doszło do wyznaczenia prokuratorowi w postępowaniu przed sądem karnym, w sprawach o przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego, statusu partnera oskarżonego, a w postępowaniu przedsądowym (przygotowawczym) - zbieracza dowodów przeciwko sprawcy przestępstwa we własnym interesie.
Co więcej, ambicja skłoniła do prześcignięcia procesu cywilnego w stężeniu elementów kontradyktoryjnych, skutkiem czego w procesie karnym, zgodnie z nowym art. 167 k.p.k., dowody miałyby przeprowadzać strony, a nie po bożemu, jak w każdym innym postępowaniu jurysdykcyjnym, sąd. Ta sama grupa przepisów zabrania sądowi karnemu, poza delficko brzmiącymi wyjątkami, dopuszczania i przeprowadzania dowodów z urzędu, podczas gdy sąd cywilny, w majestacie art. 232 k.p.c. zdanie drugie, może to sobie robić wtedy, kiedy uzna za stosowne.
Zepchnięciu państwa do roli pieniacza przed wyalienowanym sądem jako niezawisłym arbitrem na wieży z kości słoniowej towarzyszy zadekretowanie w art. 2 § 1 pkt 1 k.p.k. zasady prawdy formalnej, która w przeciwieństwie do dzisiejszej dyrektywy prawdy materialnej interesuje się faktami tylko w takim zakresie, w jakim przedstawiają je strony. Zmienia się mechanizm zasady in dubio pro reo. Dziś, w myśl art. 5 § 2 k.p.k., na korzyść oskarżonego tłumaczy się te wątpliwości, których obiektywnie nie da się usunąć wspólnym wysiłkiem sądu oraz stron. Jutro będą to wątpliwości nieusunięte w postępowaniu dowodowym, czyli w potyczce stron przed niemym składem orzekającym. Odpadnie zarazem możliwość dowiedzenia swego za pomocą środka odwoławczego (apelacji bądź zażalenia)
. Oczekujące przepisy art. 427 § 4 k.p.k. i art. 447 § 5 k.p.k. zakazują podnoszenia zarzutu nieprzeprowadzenia przez sąd określonego dowodu, jeżeli strona nie składała w tym zakresie wniosku dowodowego, podobnie jak zarzutu niedostatecznej aktywności
sądu w przeprowadzaniu dowodu. Ustaną wreszcie wędrówki po ratunek do Sądu Najwyższego, gdyż dodane zdanie drugie w art. 523 § 1 k.p.k. odbiera stronom prawo do zgłoszenia w kasacji zarzutu rażącej niesprawiedliwości wyroku sądu odwoławczego (naruszenia art. 440 k.p.k.).
Papiery dobre i lepsze
Całość zwalnia sądy karne z obowiązku dociekań, czy oskarżony jest naprawdę winny bądź niewinny. W efekcie postępowanie karne w stadium sądowym będzie przypominało cywilnoprawną pyskówkę o płot. Sprawiedliwość uhonoruje wszak stronę, która dostarczy sędziemu więcej „dobrych" papierów lub znajdzie „lepszych" świadków, i to pod warunkiem, że zdąży z tym w pierwszej instancji. I żeby sytuacja była jasna: wzrośnie ryzyko niesłusznych zarówno uniewinnień, jak i skazań. Ponadto nie będzie taniej ani szybciej. Energochłonną niemocą w dowodzeniu faktów mogą wszak grzeszyć nie tylko oskarżyciele publiczni, posiłkowi czy subsydiarni, lecz także ich przeciwnicy, nie wyłączając profesjonalnych zastępców - adwokatów oraz radców prawnych.
Że niby takie coś gdzieś się przyjęło i działa? OK. Ale to słaby argument. Stamtąd fruną też ponure drony (bezzałogowe cacka latające, wykorzystywane czasem do celów szpiegowskich lub w pozadyplomatycznych stosunkach z nieprzyjaciółmi), których nad Wisłę się nie zaprasza.
Pomysły złe i gorsze
Tyle o aksjologii noweli, czyli o wartościach, które legły u jej podstaw. To z nich powinien się wytłumaczyć minister sprawiedliwości przed społeczeństwem. Bez pośrednictwa lobbystów.
Wszelako więcej rzetelnych informacji należy się rodakom o tym, jak do reformy dostosowano organy procesowe, do których ją skierowano. Informacja byłaby krótka: nijak. Sądy karne nie potrzebują rekonstrukcji, ponieważ czeka je mniej pracy. Policja, specsłużby oraz pion finansowy (w sprawach o przestępstwa i wykroczenia skarbowe) zawsze wyjdą na swoje, a jeśli nie, to zrzucą winę na sądy i prokuraturę. Tę ostatnią zostawia się tymczasem na lodzie, choć przybędzie jej obowiązków bez liku i głównie ona będzie rozliczana z wyników zmagania się z przestępczością po amerykańsku.
Jak wiadomo, po zniesieniu w 2010 r. unii personalnej w sprawowaniu funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego osamotnieni piastuni pierwszego z tych urzędów szukali pretekstów, by wykazać, że niezależna prokuratura to byt chybiony. Z impetem wzięli się do pisania projektów ustaw, aby coś tej instytucji uszczknąć, czymś ją skrępować. Kolejny pomysł był gorszy od poprzedniego. Żaden dotychczas, na szczęście, nie wypalił. Grafomania przeszkodziła wszakże w zorientowaniu się, że zreformowany proces karny wymusza gruntowne zmiany całkiem innego rodzaju przynajmniej w tzw. regulaminie prokuratorskim, czyli w rozporządzeniu, które wydaje minister sprawiedliwości, czy chce mu się, czy nie chce, z ustawowego nakazu art. 18 ust. 1 ustawy z 20 czerwca 1985 r. o prokuraturze (DzU z 2011 r. nr 270, poz. 1599, z późn. zm.; dalej: u.p.). O regulacji wykonującej ten nakaz, która sprostałaby wyzwaniom reformy, ani słychu. Wydano natomiast rozporządzenie z 11 września 2014 r. - Regulamin wewnętrznego
urzędowania powszechnych jednostek prokuratury (DzU z 2014 r., poz. 1218), ustalające nowe reguły gry na bazie procedury karnej sprzed nowelizacji, z datą wejścia w życie 1 stycznia 2015 r.
Furda konstytucja
Treść aktu kojarzy się ze spisaną na kolanie instrukcją, jak poskramiać mrzonki prokuratorów o niezależności (instytucje: współreferenta, pracy w zespole oraz uaktywnienia zwierzchnika służbowego, czyli kierownika komórki organizacyjnej w danej prokuraturze, mimo że de lege lata nie jest on niczyim przełożonym i nie może nikomu wydawać poleceń, zarządzeń ani wytycznych).
Stoi tam również o sposobach dzielenia roboty między szczeble firmy według kryterium kwalifikacji prawnej przestępstw oraz katalogu zadań obciążających szeregowego prokuratora (instytucje tzw. sztywnej właściwości rzeczowej i obligatoryjnego referatu). Wiele wskazuje, że w drugim wypadku chodzi o zjednanie ekstremy prokuratorskiej braci w osobach przedstawicieli niszowego, bo reprezentującego kilka procent prokuratorów w stanie czynnym, zachowanego raczej przez przeoczenie, Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury, którego przewodniczący - podkreślmy - fachem się nie trudzi. Co tam, że produkt nie trzyma się ustawy matki, a nawet konstytucji! Cóż zdziała prokurator generalny swą miażdżącą opinią z 22 sierpnia 2014 r. (nr PG VII G 025/232/14) o projekcie regulaminu, opracowaną siłami wielu doświadczonych (i pracujących!) prokuratorów (publ. www.pg.gov.pl). Zanim właściwe biuro przygotuje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, a ten się nad wnioskiem pochyli, co zajmie ze trzy kwartały, resort
będzie górą. Szykuje się zabawa lepsza niż w nierealnym już trybie impeachmentu względem prokuratora generalnego (w przyszłym roku rozpocznie się proces wyłaniania nowych kandydatów na to miejsce i wybierzemy nowy parlament).
Lepiej zacząć od nowa
Niestety, ministerska zabawa trwa. Wbrew przysięgom puszczony w obieg za pięć dwunasta projekt zmian w świeżym regulaminie (w redakcji z 19 listopada) nie pozostaje w sensownym związku z rzeczywistością, w jakiej prokuratorzy mogą się znaleźć za pół roku. Oględnie ujmując, straszy tak samo jak pierwowzór, tyle że nie wszystkich. Próbuje uśpić czujność prokuratora generalnego bulwersującym uprawnieniem contra legem do konsultacji sposobu prowadzenia postępowania przygotowawczego w każdej sprawie z prokuratorem referentem lub kierownikiem jednostki (dodany ust. 3 w § 29 regulaminu). Wiele zagadnień plącze, niektórych po prostu nie zna. Ogrom zmian, w tym w formie przypadkowo dobranych zapożyczeń z obowiązującego regulaminu, rodzi konieczność wydania nowego rozporządzenia.
W rozważanym tu aspekcie najbardziej wymownymi symptomami intencji przyświecającej projektowi są propozycje co do ust. 2-3a w § 4. Ograniczają się one do unormowania zaledwie tego, że w skład prokuratur stopnia niższego niż generalna ma wejść co najmniej jedna komórka „zajmująca się łącznie sprawami z zakresu postępowania przygotowawczego i sądowego", a w skład generalnej - komórki wymienione w art. 17 ust. 17 u.p. Powinność podziału danej jednostki na komórki wraz ze wskazaniem ich zadań cedują zaś na prokuratora generalnego (w relacji do centrali i apelacji) oraz na prokuratora apelacyjnego (w relacji do okręgu i rejonu, za zgodą pryncypała). Słowem, projektodawca jawnie ucieka przed nałożonym nań w art. 18 ust. 1 pkt 1 u.p. obowiązkiem określenia wewnętrznej struktury organizacyjnej oraz zadań prokuratur powszechnych, czym uchybia nie tylko temuż przepisowi, ale i art. 92 ust. 2 konstytucji (zakaz tzw. subdelegacji). Ryzykuje dużo. Na co zatem liczy? Na uniknięcie odpowiedzialności za cięższy delikt
konstytucyjny - szkodzenia wymiarowi sprawiedliwości w sprawach karnych na skutek bezczynności wobec prokuratury. W nadziei, że publiczność słucha wyłącznie zwodzącego na manowce lobbowania.
Jaki będzie finał zabawy? Bóg wie. Najbezpieczniejszy wydaje się powrót do regulaminu, który obowiązuje, a potem lifting reformy. Jest to wykonalne rękami bodaj tylko prawników magistrów. Byleby zdążyć w grudniu.
Autorka jest prokuratorem Prokuratury Generalnej