Wicepremier chce powrotu do kas mieszkaniowych
Czy znów każdy z nas będzie musiał - jak za PRL - odkładać pieniądze na książeczkach lub w kasach mieszkaniowych? Wicepremier Janusz Piechociński zapowiada ich powrót. To odpowiedź na larum podniesione przez bankowców, związane z wchodzącym od stycznia 2015 r. wymogiem posiadania coraz większego wkładu własnego, by zaciągnąć kredyt hipoteczny.
25.11.2014 | aktual.: 25.11.2014 12:46
Wymóg posiadania coraz większego wkładu własnego może istotnie ograniczyć dostęp do takich kredytów - alarmują bankowcy. Ich zdaniem konieczne są zmiany systemowe, które ułatwią oszczędzanie na cele mieszkaniowe.
Wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński powiedział, że w najbliższym czasie powinna się rozpocząć duża debata o kasach mieszkaniowych. - Zamierzamy projekt przedłożyć do publicznej dyskusji między lutym i marcem przyszłego roku - zapowiedział.
Wicepremier nie podał szczegółów planowanych rozwiązań. Podczas rozmowy z dziennikarzami wyjaśnił, że propozycje te nie będą wiązały się z wprowadzeniem nowych ulg podatkowych.
- Pomysł jest daleko zaawansowany. Będzie to bez ulg podatkowych, tylko w innej formule. Będziemy premiować tych, którzy systematycznie kilkaset złotych albo więcej będą rocznie odkładać. Myślę, że ten mechanizm jest stabilniejszy, bo tworzy także mocne źródło zasilania kapitałowego dla gospodarki - przekonywał Piechociński.
- Po perturbacjach z kolejnymi programami wspierania mieszkalnictwa jak Rodzina na Swoim czy teraz MdM potrzebny jest nam powrót do idei kas mieszkaniowych z premią za systematyczne, comiesięczne oszczędzanie i być może powiązanie tego z ubezpieczeniami, np. z trzecim filarem - uważa wicepremier.
- Chodzi o to, by oszczędzającym w takim systemie przysługiwała nie tylko premia z krajowego funduszu mieszkaniowego, ale jeszcze jakiś dodatkowy mechanizm z filara ubezpieczeniowego - tłumaczy.
Kasa mieszkaniowa to jedna z form oszczędzania i uzyskania pieniędzy na inwestycję mieszkaniową. Mechanizm ten wymaga zaangażowania banków, które prowadzą rachunki oszczędnościowo - kredytowe dla klientów indywidualnych i udzielają kredytów przeznaczonych na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych posiadacza rachunku.
Wszystkiemu winna Rekomendacja S
Zgodnie z wytycznymi tzw. Rekomendacji S Komisji Nadzoru Finansowego, od stycznia br. aby zaciągnąć kredyt mieszkaniowy, należy dysponować co najmniej 5-procentowym wkładem własnym.
Od stycznia 2015 r. trzeba będzie posiadać minimum 10 proc. wkładu własnego, a w kolejnych latach ma być to jeszcze więcej, w 2016 r. 15 proc., a rok później 20 proc.
Bankowcy nie ukrywają jednak, że odłożenie kwoty sięgającej 15 czy 20 proc. wartości kredytu, który chcemy zaciągnąć, będzie problemem dla znacznej części Polaków, zwłaszcza tych mniej zarabiających.
Za kilka lat by kupić na kredyt nieruchomość wartą 300 tys. zł, trzeba będzie mieć 60 tys. zł. Dlatego, jak przekonują, niezbędne są systemowe zmiany związane z kredytowaniem nieruchomości.
Ja dawniej bywało
W czasach PRL-u prawie każdy obywatel posiadał książeczkę mieszkaniową, która umożliwiała mu oszczędzanie na własne mieszkanie. Płatności wnosiło się w ratach, a po opłaceniu całego wkładu, można było uzyskać prawo do własnego lokum. To teoria, która w tamtych czasach mocno odbiegała od funkcjonujących realiów rynkowych. Mieszkań notorycznie brakowało i nawet opłacenie całego wkładu nie gwarantowało uzyskania własnego M. Co bardziej zapobiegliwi książeczki zakładali własnym dzieciom. Rok 1989 zmienił wszystko.
Po 1995 r. pojawił się nowy pomysł na finansowanie budownictwa mieszkaniowego, sięgający jeszcze do czasów przedwojennych. Powstał projekt kas oszczędnościowo-budowlanych. Niestety po zmianach przepisów nic z tego nie wyszło.
Wtedy to postanowiono rozwijać państwowe kasy mieszkaniowe, powstałe w 1996 r. Osoby, które zawarły umowę o kredyt kontraktowy z bankiem prowadzącym kasę mieszkaniową, uzyskali prawo do odliczenia od podatku 30 proc. wpłat, ale nie więcej niż 11 349 zł. Po okresie oszczędzania i zakupie lokum, brakująca kwota była finansowana korzystnie oprocentowanym kredytem. Z tej możliwości skorzystało ok. 70 tys. ludzi. W 2001 r., kiedy to cofnięto ulgę, ta forma oszczędzania przestała być opłacalna.
Jednym z kolejnych pomysłów, już nie całkiem nowych, jest powrót do kas budowlanych. Osoby oszczędzające corocznie byłby premiowane 20 proc. zwiększeniem zgromadzonych środków, jednocześnie doliczane byłyby też odsetki od posiadanej kwoty. Tak gromadzilibyśmy pieniądze na wymagany wkład własny.