Większość klubów przeciw projektom zmian w Kodeksie pracy
Możliwość wydłużenia do roku okresu rozliczeniowego czasu pracy oraz
obcięcie stawek za nadgodziny proponują rząd i PO w projektach nowelizacji Kodeksu pracy i Ustawy o
związkach zawodowych. Projekty wzbudziły zdecydowany sprzeciw większości klubów.
07.03.2013 | aktual.: 08.03.2013 12:51
O odrzucenie obu projektów w pierwszym czytaniu zgodnie zawnioskowali posłowie klubów: PiS, RP, SLD i SP.
Zdecydowany sprzeciw wobec projektów zapowiedział też NSZZ "Solidarność". Związek już kolportuje w całym kraju ulotkę-plakat pt. "Nie daj się orżnąć", w której ostrzega przed skutkami nowelizacji: pracą ponad siły, nawet przez 12 godzin dziennie od poniedziałku do soboty przez ponad pół roku.
"Nowelizacja Kodeksu pracy i wprowadzenie rocznego okresu rozliczeniowego zrobią z ciebie pracownika na rozkaz. Nigdy nie będziesz mieć pewności, ile będziesz pracować i ile zarobisz" - alarmuje "S".
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej Radosław Mleczko prezentując rządową propozycję podkreślał, że ma być ona korzystna nie tylko dla pracodawcy, ale i dla pracownika, dając mu np. wpływ na organizację czasu pracy. Temu miałoby służyć wprowadzenie ruchomego czasu pracy (pracodawca wskazuje nie godzinę, ale przedział czasowy, w którym pracownik ma się pojawić w pracy i przepracować określoną liczbę godzin).
Rządowy projekt przewiduje też możliwość wydłużenia do 12 miesięcy okresów rozliczeniowych czasu pracy. Mleczko przypomniał, że obecnie w podstawowym systemie czasu pracy (8 godzin na dobę) dopuszczalny okres rozliczeniowy wynosi do 4 miesięcy (choć ustawa przewiduje wyjątki np. w rolnictwie i hodowli czy przy pilnowaniu mienia lub ochronie osób - do 6 miesięcy). Przedłużenie okresu rozliczeniowego ma pozwolić pracodawcom na "bardziej elastyczne gospodarowanie czasem pracy pracowników - zależnie od zapotrzebowania na pracę w poszczególnych miesiącach" - głosi uzasadnienie projektu.
Według propozycji pracownicy mieliby gwarantowane wynagrodzenie minimalne w sytuacji, gdyby przyjęty na dany miesiąc harmonogram sprawiał, że w ogóle nie świadczyliby pracy.
Mleczko zastrzegł, że proponowane rozwiązania nie naruszają obecnych norm ochronnych z Kodeksu pracy, jak np. 11-godzinny, nieprzerwany wypoczynek dobowy czy 35-godzinny, nieprzerwany wypoczynek tygodniowy. Każda zmiana organizacji czasu pracy mogłaby się odbyć jedynie po akceptacji przez załogę, np. poprzez układ zbiorowy pracy.
Projekt autorstwa klubu PO idzie dalej niż rządowy. Oprócz wydłużenia okresów rozliczeniowych obniża stawki za pracę w godzinach nadliczbowych (z obecnych 100 proc. w niedzielę i święta oraz 50 proc. w każdy inny dzień - do odpowiednio 80 i 30 proc.); pozwala wydłużyć niepłatną przerwę w pracy do ponad 60 minut pod warunkiem, że pracownik złoży w tej sprawie indywidualny wniosek, zmienia zasady rekompensowania pracy w dzień wolny - pracodawca miałby możliwość oddania dnia wolnego nie tylko w danym, ale także kolejnym okresie rozliczeniowym.
Występujący w imieniu wnioskodawców poseł Adam Szejnfeld (PO) przekonywał, że bez wprowadzenia proponowanej nowelizacji i uelastycznienia prawa pracy Polska stanie się mniej konkurencyjna na tle innych krajów Europy, gdzie podobne przepisy już funkcjonują. Odniósł się też do kosztów pracy w Polsce, mówiąc, że Polska ze swoimi stawkami za nadgodziny należy do najdroższych krajów Europy. "Jesteśmy drożsi od Niemców, Francuzów, Włochów" - mówił dodając, że np. w Wielkiej Brytanii nie ma żadnych stawek za nadgodziny, chyba że pracodawca dogada się w tej sprawie z pracownikiem.
Izabela Katarzyna Mrzygłocka (PO) podkreślała, że nowelizacja przyniesie Polsce liczne korzyści m.in. w postaci lokowania w Polsce nowych inwestycji, a zatem tworzenie nowych miejsc pracy.
PSL też miało uwagi. "Zajmując się całe życie prawem pracy, nie sądziłem, że tak szybko po 89 r. dojdziemy w Polsce do takiej sytuacji, kiedy niestety prawa pracownicze będą spychane na dalszy plan. Z tym PSL zgodzić się nie może. Będziemy dyskutować" - zapowiedział Józef Zych (PSL). Dodał, że jego klub na pewno nie poprze wniosku o zmniejszenie wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych.
Stanisław Szwed (PiS) przekonywał, że pod pozorami walki z kryzysem projekty rządowy i PO wprowadzają szkodliwe rozwiązania, które sprawią, że pracownik stanie się "towarem, a nie partnerem pracodawcy". Według PiS nowelizacja wprowadziłaby ograniczenie praw pracowniczych i relacje, z jakimi mieliśmy do czynienia między pracodawcami i pracownikami w XIX w.
Anna Grodzka (RP) podkreślała, że nowelizacja wprowadzi ogromne pole do nadużyć i wykorzystywania pracowników. Podała przykład, że możliwość wydłużenia czasu rozliczeniowego w połączeniu z możliwością wypłacenia godzin nadliczbowych w formie dnia wolnego spowoduje, że w branży handlowej np. przed świętami pracownik będzie mógł pracować ponad siły, po kilkanaście godzin dziennie, a gdy spadnie zapotrzebowanie, zostanie odesłany na bezpłatny urlop.
Ryszard Zbrzyzny (SLD) ocenił, że projekty prowadzą do przerzucenia na pracowników kosztów pracy i narastającego w Polsce kryzysu gospodarczego. "Pracownik ma być przetransformowany na niewolnika", a "takiej dawki cynizmu i arogancji" nie spotkał w żadnej dotąd nowelizacji Kodeksu pracy. "Powiem, że aż ciśnie mi się na usta coś w stylu +Arbeit macht frei+, a więc - praca, praca i kromka chleba i troszkę odpoczynku" - powiedział.
Arkadiusz Mularczyk (SP) ocenił, że projektodawcy dokonali "cudu", jednocząc wszystkie opozycyjne kluby w sprzeciwie przeciwko projektom. Również on oceniał, że projekt zrobi z pracowników "niewolników".
Głosowanie nad projektami ustaw zaplanowano na piątek. (PAP)