Wszędzie dobrze, ale w internecie najlepiej
Gdy rzeczywistość nie jest różowa, ratunkiem okazuje się internet. Takie podejście sprawdza się również w realiach biznesowych. Dowód? Historie ludzi, którzy przenieśli swoją działalność do sieci. I dobrze na tym wyszli.
23.10.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:12
Ja życiową woltę zdecydowała się Ewa Mierzejewska. Wcześniej przez 17 lat pracowała w prasie kolorowej. Ostatnio jako redaktor naczelna w redakcji „Domu & Wnętrza". Rozpoczęła też współpracę z telewizją DOMO+, gdzie prowadzi autorski program „Wnętrze Ewy Mierzejewskiej". Odeszła z „Domu...", gdy tytuł zmienił właściciela. Wtedy postanowiła, że nie tylko będzie kontynuować działalność telewizyjną, ale też stworzy własny serwis online. - To było dla mnie wyzwanie, ponieważ wcześniej z internetem nie miałam wiele wspólnego - przyznaje.
Zamysł był prosty: zebrane doświadczenia dziennikarskie i znajomość rynku wnętrzarskiego można z powodzeniem wykorzystać w sieci. Ewa Mierzejewska przekonuje, że nie ma tam zbyt wielu miejsc, w których ludzie zainteresowani tematyką wnętrz - zwłaszcza tych luksusowych - mogliby dowiedzieć się czegoś nowego, zaskakującego. Tymczasem Polacy chcą poznawać ten świat. - Szukają więc po omacku. Nie znają firm, marek, nie rozumieją, dlaczego za jedną kanapę płacą 4 tys. zł, a za inną 40 - dodaje.
I tak powstał serwis Ewaiwnetrze.pl, gdzie głównym tematem jest właśnie luksus. Mierzejewska samodzielnie wybiera tematy i zdjęcia, sama też pisze teksty. Stawianie na jakość się opłaca. - We wrześniu ruch na stronie wzrósł o 100 proc. Podwoiła się liczba odwiedzin - chwali się właścicielka. Konkretnych liczb jednak nie podaje, zasłaniając się tajemnicą biznesową. Przekonuje natomiast, że nie zależy jej na dużym zasięgu. Chodzi bardziej o to, aby wokół serwisu skupić pasjonatów, wielbicieli pięknych wnętrz. Ale nie tylko, również ludzi z branży: architektów, stylistów, właścicieli firm i sklepów.
Z przeniesienia działalności z realu do internetu Ewa Mierzejewska jest bardzo zadowolona. Teraz przygotowuje się do pierwszej poważnej akcji promującej serwis. Następny etap to monetyzacja ruchu na portalu. Innymi słowy: przełożenie go na konkretne zyski. Bo z działalności pro publico bono długo nie sposób się utrzymać. I tu znów nie chce zdradzać planów. Mówi jedynie, że internet to nie tylko gigantyczne możliwości. To również coraz większa i bezwzględna konkurencja.
Co innego Marek Cieśla. Współtwórca Sher.ly oraz ojciec kilku innych start-upów nie ma nic przeciwko grze w otwarte karty. Zanim trafił do sieci, zdecydował się na tymczasową emigrację i jako pracownik fizyczny w Londynie usuwał ściany działowe w remontowanych domach. W stolicy Anglii poza pracą na dwie zmiany przeszedł wszystkie szczeble edukacji w branży IT.
Po przyjeździe do Polski trafił do firmy, w której również nie zagrzał długo miejsca. - Przeniosłem się do prawdziwie internetowej firmy typu start-up, a dokładnie DivX Inc. z San Diego - opowiada Marek Cieśla.
Najlepiej sprzedaje się powietrze
DivX zasłynął przede wszystkim ze stworzenia metody kompresji obrazu filmowego, dzięki której możliwe było zapisywanie na płycie filmu o długości ok. 90 min i jakości niewiele ustępującej DVD-Video. Rozwiązanie to, znane pod nazwą kodek DivX, pobrano od stycznia 2003 r. ponad 240 mln razy. - W DivX wraz z całą ekipą udało nam się z sukcesem wejść na giełdę. Z jednej strony było to opłacalne finansowo, ale z drugiej - praca stopniowo przestała mnie bawić - wspomina. I tłumaczy, że wraz z ofertą publiczną firma przekształciła się w korporację z inną kulturą pracy. W nowych realiach człowiek przestawał być twórcą sukcesu, a stawał się trybikiem w maszynie. Taka sytuacja stała się kolejnym bodźcem do zmiany pracy. - Wtedy przyłączyłem się do ekipy ALLPlayera, znanego odtwarzacza wideo. Razem stworzyliśmy kilka ciekawych produktów, takich jak Superkulki, ALLConverter, ALLPlayer.TV czy CatZillę, pierwszy polski benchmark do gier - wymienia.
Marek Cieśla jest również współautorem serwisu dla polskich projektantów designersko.pl i platformy do tworzenia scenografii 3D na podstawie zdjęć - thorskan.com. Niedawno przeprowadził też na Kickstarterze udaną kampanię. Internetowa społeczność doceniła Sherlybox, czyli rozwiązanie opracowane przez startup Sher.ly, pierwszą spółkę Marka Cieśli zarejestrowaną w USA. Sherlybox ma zmienić sposób, w jaki wymieniamy się dużymi plikami, i być alternatywą dla chmur publicznych. To niepozorne urządzenie o wymiarach 15 x 11 cm, dzięki któremu wymiana danych między użytkownikami komputerów i sprzętu mobilnego ma się stać jeszcze łatwiejsza.
Już wiadomo, że pomysł chwycił. Teraz informatyk doradza twórcom innego projektu, który niebawem wystartuje na Kickstarterze. Dlaczego wybrał internet? Kiedyś usłyszał od znajomego pozornie banalne słowa: „Najlepiej sprzedaje się powietrze". W wolnym tłumaczeniu chodzi o to, że w sieci nie ma rzeczy niemożliwych.
Rewolucja ze smakiem
Przekonali się o tym na własnej skórze Jola Słoma i Mirosław Trymbulak. Para, w pracy i w życiu, która przedsiębiorczość ma we krwi. I nie chodzi o to, że los był dla nich łaskawy i zasypywał propozycjami. Do wszystkiego doszli sami. Z nastawieniem, którego można tylko pozazdrościć. - Nasza praca od zawsze była naszą pasją i płynnie przenikała się z życiem prywatnym - opowiada z uśmiechem Mirosław Trymbulak. A konkretnie? - Od ponad dwóch dekad prowadzimy własne atelier w Gdyni i w Warszawie, gdzie realizujemy się jako projektanci mody. Tworzymy ubrania na miarę, dzięki czemu często towarzyszymy naszym klientom w najważniejszych chwilach ich życia.
Ich działalność nie ogranicza się jednak tylko do mody. Jest jeszcze, a może przede wszystkim, kuchnia. W przypadku Joli i Mirosława ewoluowała od tradycyjnej do wegańskiej i bezglutenowej. - Stworzyliśmy 12 serii programu „Atelier Smaku", który do dziś emituje Kuchnia+. Jednak z początkiem roku przenieśliśmy się do internetu, gdzie co tydzień pojawia się nowy odcinek programu - wyjaśniają. Stworzyli też pracownię kulinarną, w której cyklicznie prowadzą warsztaty, a w najbliższej przyszłości pojawi się również food truck Atelier Smaku. Będą z niego serwowane najróżniejsze dania bezglutenowej kuchni wegańskiej. - Oczywiście wszystko do nabycia także przez internet - dodają, jak zwykle, zgodnym tonem.
W ich życiu nie brakowało jednak silniejszych emocji. Jak chociażby wtedy, gdy postanowili, że nie chcą całego życia poświęcić wyłącznie gastronomii. Bo, wiadomo, dobra kuchnia nie może działać na pół gwizdka. I żeby przynosiła sukcesy, przyciągała nowych gości, trzeba spędzać w niej niemal dzień i noc. - Wtedy właśnie postawiliśmy na modę - tłumaczy Mirosław.
Jednak byli klienci nie odpuszczali i coraz częściej prosili o przepisy, rady. Przedsiębiorcza para nikogo nie odsyłała z kwitkiem. Poszła za ciosem i wydała książkę „Nakarmić duszę", czyli 365 przepisów kuchni wegetariańskiej z myślami na każdy dzień roku. To o niej psycholog Wojciech Eichelberger napisał: „Jedzenie dobre, pogodne, wolne od odium zabijania z pewnością wspomoże nasze wysiłki stawania się lepszymi, pogodniejszymi i bardziej współczującymi".
Ostatecznie Jola i Mirosław poszli na życiowy kompromis: postanowili, że będą równolegle zajmować się modą i kuchnią.
Przenosiny do internetu przyszły naturalnie. Mniej więcej wtedy, gdy współpraca z telewizją przestała się idealnie układać. Decyzji nie żałują. - Teraz wyłącznie od nas zależy, co gotujemy i co chcemy pokazać innym. Sami również dobieramy sobie współpracowników i firmy, z którymi działamy - przekonuje Mirosław Trymbulak.
Dziś nadal planują cotygodniową produkcję programów, przygotowują się do sesji wyjazdowych, warsztatów, spotkań. I cieszą się, że bezglutenowa oraz wegańska dieta zyskują w Polsce coraz więcej zwolenników. Mają na to swoje dowody. - Przybywa osób, które subskrybują nasz kanał na YouTubie. Oglądając nowe odcinki, poszerzają swoje umiejętności kulinarne - mówią, podkreślając jednocześnie zalety swojej pracy w sieci: - Nikt nie musi czekać na dokładną datę i godzinę emisji. Wszystko jest w zasięgu ręki.
Z firmy rodzinnej do korporacji
- Pokolenie dzisiejszych 30-latków robi w sieci blisko jedną czwartą wszystkich swoich zakupów - mówi Sucharita Mulpuru, wiceprezes i analityk Forrester Research. Dla firm, które chcą tę sytuację wykorzystać, niedoścignionym wzorem jest tu Amazon.com, pionier handlu detalicznego online, który w 1995 r. sprzedał pierwszą książkę przez internet.
Biznesem w internecie interesują się dziś praktycznie wszyscy. Decyduje zdrowy rozsądek. Przykład? Właściciele założonego w 1986 r. małego rodzinnego sklepu obuwniczego Footwear etc. Nie podejrzewali, że kiedykolwiek rozpoczną na wielką skalę sprzedaż online. Kiedy jednak firmy doradcze zaczęły wprowadzać usługi „from bricks to clicks", co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „z cegieł do kliknięć", zaczęli rozważać sprzedaż butów w sieci.
Elie Monarch, dyrektor generalna Footwear etc., wspomina, że jej firma musiała rywalizować w internecie z takimi gigantami jak Zappos. Wtedy stwierdziła, że trzeba to zmienić. - Postanowiłam wkroczyć w XXI w. - wspomina. Otwarcie sklepu internetowego nie było jednak proste. Największym wyzwaniem okazało się kontrolowanie zapasów. Po kilku nieudanych próbach Monarch zwróciła się o pomoc do Multidev Technologies, firmy oferującej oprogramowanie typu ERP (enterprise resource planning, czyli planowanie zasobów przedsiębiorstwa). I wtedy okazało się, że przejście „z cegieł do internetu" może być łatwe, proste i przyjemne. - To oprogramowanie dało nam pełną kontrolę nad naszą działalnością. Teraz doskonale wiemy, co znajduje się w magazynie, a co w sklepach - wylicza Elie Monarch, nie kryjąc zadowolenia. Dla Footwear etc. uruchomienie sprzedaży online było strzałem w dziesiątkę - zapewniło duży wzrost i pozwoliło się dalej rozwijać.
Nawet gwiazdy Hollywood dostrzegły w internecie szansę dla siebie. Doskonale z rozkręceniem biznesu poradziła sobie Jessica Alba, aktorka znana z takich filmów jak „Walentynki" czy „Sin City: Miasto grzechu". Razem z Christopherem Gaviganem, ekspertem w dziedzinie. żywienia dzieci, założyła sklep internetowy Honest.com, w którym oferuje nietoksyczne produkty dla niemowląt. Można tam znaleźć pieluchy, szampony, nawilżane chusteczki. Brzmi niepozornie, ale analitycy określili wartość jej przedsiębiorstwa na prawie 1 mld dol. Teraz Alba szykuje się do wejścia na giełdę.
Wnioski? Wystarczy dobry pomysł i spora doza cierpliwości, by z internetu uczynić stałe źródło niezłych dochodów. I wygląda na to, że mimo dużej konkurencji wciąż jest w nim miejsce na nowe przedsięwzięcia.