Wszystkiemu winni są Rosjanie
Można powiedzieć, że za przecenę na globalnych rynkach finansowych odpowiadają Rosjanie. To jest oczywiście żart, ale jak czytało się depesze agencji informacyjnych to można było dojść do takiego właśnie wniosku.
16.06.2009 09:19
Można powiedzieć, że za przecenę na globalnych rynkach finansowych odpowiadają Rosjanie. To jest oczywiście żart, ale jak czytało się depesze agencji informacyjnych to można było dojść do takiego właśnie wniosku.
Rzeczywiście impulsem do przeceny mogło być umocnienie dolara, a trochę wzmocnił go A. Kudrin, minister finansów Rosji, który zapewnił podczas szczytu G-8 Timothy Geithnera, sekretarza skarbu USA, że Rosja nie planuje w najbliższym czasie zmian w strukturze swoich rezerw.
Każdy logicznie rozumujący człowiek wie, że taka, kurtuazyjna wypowiedź nie mogła przecenić kursu EUR/USD o blisko dwa procent. Podobno z powodu tej wypowiedzi rosły też ceny obligacji (spadała rentowność)
, ale to już jest kompletne nieporozumienie. Po prostu przecena akcji i surowców przedłużyła korektę na rynku obligacji (bardzo mu się już to należało), a dolar się wzmacnia reagując na spadek apetytu na ryzyko. Wzmacniał się mimo tego, że dane o przepływie kapitałów do USA były tak bardzo zaskakujące. W kwietniu odpłynęło 53 mld USD (netto), oczekiwano napływu 23 mld USD. Poza tym po raz pierwszy od sierpnia zeszłego roku spadła wartość obligacji w rezerwach rządu Chin. Raport rynek rzeczywiście zazwyczaj lekceważy, ale informacje z Chin w normalnych warunkach zaszkodziłyby dolarowi.
Przecena EUR/USD pociągnęła za sobą podobną przecenę miedzi, ropy i złota. W niczym nie zmieniło to "byczego" obrazu rynku. Na tak spekulacyjnie nadmuchanych rynkach spore korekty są normą. Spadek cen surowców automatycznie przeceniał akcje w sektorze surowcowym. Poza tym graczom niezbyt podobały się zapowiedzi płynące ze szczytu G-8 (przywódcy myślą o tym, kiedy zacząć wycofywać bodźce pobudzające gospodarkę). Swoją cegiełkę dołożył też Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA. Powiedział między innymi, że ożywienie gospodarcze będzie powolne, bezrobocie będzie jeszcze rosło przez dłuższy czas, a biznes czeka trudny okres.
Zaszkodziły też bykom dane makro. Publikacja indeksu NY Empire State (opisuje sytuację gospodarki regionu) bardzo rozczarowała. Okazało się, że spadł z minus 4,55 pkt. do minus 9,41 pkt. Oczekiwano wzrostu do - 2,1 pkt. Nowy Jork i okolice to bardzo "usługowy" region, a usługi to ponad 80 procent gospodarki USA. Takie dane nie mogły się graczom spodobać. Negatywnie zaskoczył też indeks rynku nieruchomości podawany przez NAHB. Ostatnio całkiem mocno wzrósł - oczekiwano, że teraz w najgorszym razie się nie zmieni. Spadł jednak z 16 na 15 pkt. Niewiele, ale jednak dał niedźwiedziom kolejny argument do ręki.
Jak widać powodów do sprzedawania akcji było sporo, a w sytuacji, kiedy indeks S&P 500 przez dwa tygodnie, dzień w dzień, bez powodzenia szturmował opór w okolicach 944 pkt. (piątkowe mikro-naruszenie w ostatniej minucie nie jest uznawanym przez analizę techniczna przełamaniem) taki, opisany wyżej układ musiał doprowadzić do przeceny. Indeksy rozpoczęły sesję dużym spadkiem, szybko pogłębiły go do ponad 2,5 procent i weszły w stabilizację. Końcówka sesji nieznacznie zmniejszyła skalę porażki byków. Dolne ograniczenie kanału trendu zostało nieznacznie naruszone, a opór w okolicach 944 pkt. dodatkowo się wzmocnił. I tyle tylko można powiedzieć, bo jedna korekta nie zmienia trendu.
GPW, podobnie jak inne giełdy europejskie, rozpoczęła sesję od spadku indeksów. W trakcie pierwszych trzech kwadransów popyt walczył, ale potem doszlusowaliśmy do innych giełd europejskich. WIG20 spadał, ale nieco mniej niż indeksy na innych giełdach. Obóz byków bronił psychologicznego wsparcia na poziomie 2.000 pkt. Najmocniejsze były akcje TPSA, która odrabiała straty z piątku. W okolicach południa również na GPW rozpoczęło się leniwe odbicie. Trwało krótko poczym rynek wszedł w marazm powielając to, co obserwowaliśmy na innych giełdach europejskich.
Tuż przed rozpoczęciem sesji w USA indeksy ruszyły na północ. Skala spadków jednak zmniejszyła się znacznie, ale negatywne rozpoczęcie sesji w Stanach nie pozwoliło na kontynuowanie odbicia. WIG20 zakończył sesję na prawie najniższym, sesyjnym poziomie. Obrót był nieduży, co sygnalizowało, że rynek po prostu wszedł w fazę wyczekiwania na kolejne impulsy. Gracze przecież nie byli pewni jak zakończy się sesja w USA. Teraz już wiedzą, że zakończyła się spadkami na małym obrocie, co sygnalizowało, że trwa korekta, ale nie jest to powrót do bessy.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi