"Wyślij maila do 40 osób, zarobisz fortunę"

Czym są elektroniczne "łańcuszki szczęścia", ile można na tym zarobić i czy to jest legalne?

"Wyślij maila do 40 osób, zarobisz fortunę"

11.01.2011 | aktual.: 11.01.2011 11:37

"Wyślesz maila do 40 osób, zarobisz minimum 15 tys. zł. Wkład - 5 zł" Wielu z nas otrzymuje łańcuszki, których celem ma być zbiórka pieniędzy dla chorego dziecka. Otrzymujemy maila ze zdjęciem cierpiącego dziecka, wzruszamy się i ... wysyłamy drobną kwotę na podane konto. Kto się wzbogaca? Nietrudno się domyślić. Ale naiwnych wciąż nie brakuje. Czym są elektroniczne "łańcuszki szczęścia", ile można na tym zarobić i czy to jest legalne?

Dwadzieścia, trzydzieści lat temu - czyli zanim nastała era powszechnego Internetu, łańcuszki szczęścia krążyły dzięki usługom poczty. Chyba każdy w dzieciństwie, ewentualnie w bardzo wczesnej młodości, choć raz dał się skusić na udział w tej zabawie. W końcu inwestycja niemal żadna, a obiecywany zysk - oszałamiający.

Całe przedsięwzięcie polegało na tym, by wysłać określoną kwotę do osoby będącej na szczycie listy nazwisk, a potem przepisanie listu kilka razy, dopisując na dole listy swoje dane. Gdy osoby, do których wysłaliśmy list, zrobią to co my, a potem również kolejni adresaci i gdy nasze nazwisko trafi na szczyt - powinniśmy zostać zasypani górą pieniędzy.

Największym wyczynem było przepisanie listu kilkadziesiąt razy i wysłanie go znajomym. Dziś sprawa jest znacznie prostsza. Łańcuszek wysyłamy mailem, kopiując treść listu, wklejamy kilkadziesiąt adresów z listy i po pięciu minutach cała praca wykonana. No prawie cała. Musimy jeszcze zrobić przelew. Zazwyczaj 5 - 10 zł na umieszczone na górze listy konto. Na jej dole dopisujemy własne. Potem - jak w wersji tradycyjnej - już tylko czekamy i mamy nadzieję, że nasz łańcuszek nie zostanie "olany" przez adresatów i w końcu my trafimy na szczyt listy i na nasze konto zaczną spływać bajońskie kwoty. Jak duże? To zależy.

Łańcuszek, który trafił do mojej skrzynki kilka dni temu, obiecywał mi zarobek minimum 15 tys. zł. Wkład 5 zł. List należy wysłać do 40 osób. Lista kont - 5, czyli 5 stopni piramidy. Teraz trochę matematyki. Wysyłamy pięć złotych na konto nr jeden, kasujemy je i wpisujemy się na miejsce nr 5. List wędruje do 40 osób. Zakładamy, że one wyślą je do kolejnych 40 osób itd. Czyli jesteśmy na miejscu nr 5, a w zabawie uczestniczy 40 osób. Gdy nasze konto trafi na miejsce 4, będzie to już 40 x 40, czyli 1600. Gdy dojdziemy na miejsce trzecie 1600 x 40 = 64 tys. Miejsce drugie - 2560000 (czyli ponad 2,5 mln) ludzi.
Oznacza to, że gdy dojdziemy na szczyt to ponad 102 mln ludzi powinno wysłać nam 5 zł. Rachunek jest prosty - 512 mln zł za dwadzieścia minut zabawy. W liście jest jednak obietnica, że dostaniemy 15 tys. zł. Dlaczego? Bo założenie jest takie, że od pierwszego etapu zabawy bierze w niej udział około 12,5 proc. osób, do których trafi łańcuszek. Część osób, chcąc podnieść swoje szanse na duży zarobek wysyła znacznie więcej maili. Inne zakładają strony internetowe albo wrzucają list na bloga, by dotrzeć do jeszcze większej grupy. Jak dotąd wszystko wygląda obiecująco.

Tyle, że 25 lat temu też tak wyglądało, a dzieciaki były bardziej naiwne niż teraz i chętniej uczestniczyły we wszystkich tego typu przedsięwzięciach. A jednak mało kto zbijał na tym kokosy.

- Dwa razy bawiłam się w łańcuszek szczęścia - mówi 32-letnia Ewa z Gdańska. - Za pierwszym razem miałam może ze 12 lat - cała szkoła tym żyła i wszyscy moi rówieśnicy. Pieniądze wysyłało się normalnie w liście. Nie pamiętam ile to było - bo wtedy mieliśmy jeszcze stare pieniądze - ale jakieś grosze. Chyba więcej kosztowały same znaczki - wspomina kobieta. - Pamiętam, że z "wygranej" wystarczyło mi na walkmana, czyli zarobek był całkiem fajny jak na dzieciaka – opowiada Ewa. - Za drugim razem było już znacznie gorzej. Kończyłam już wtedy liceum, wysyłało się po 5 zł, chyba do 12 osób. Wróciło do mnie chyba 40 zł - czyli kiepsko. A moja najlepsza koleżanka, którą wciągnęłam zarobiła 10 zł.

Aby zachęcić kolejnych uczestników do zabawy, w treści łańcuszkowego listu zawsze są wypowiedzi szczęśliwców, którzy dorobili się sporych pieniędzy. Jeśli jednak poczytamy komentarze na blogach - zauważymy znacznie mniej entuzjazmu.

Ckwilk napisał, że wysłał list aż do 200 osób i „nie zadziałało”. Inny internauta czeka na swój zysk już 5 lat. Nie dostał ani złotówki. Dlaczego? Bo większość osób po pierwszym zdaniu kasuje maila i nie bierze udziału w zabawie. Wystarczy, że na pierwszym etapie nikt się nie włączy i już nie mamy szans nawet na 5 zł. Przed podjęciem decyzji, czy wziąć udział w tej piramidzie „szybkiej kasy”, warto wiedzieć jeszcze jedno - takie łańcuszki szczęścia, to nic innego tylko piramida finansowa. A w Polsce piramidy są nielegalne. Ich organizowanie bądź kierowanie nimi zagrożone jest karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
- Dziś działają ludzie, którzy zaproszenie do udziału w takim łańcuszku wysyłają do kilku tysięcy osób, również do firm, instytucji na całym świecie. Najczęściej takie maile traktujemy jako spam, kasujemy je. Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto da się naciągnąć, wyśle pieniądze. Osobom, które rozpoczynają ten łańcuszek przecież opłaca się poświecić na to czas. W mailach zawsze znajduje się informacja, że pieniądze są zbierane na jakiś szczytny cel. Dowiadujemy się, że możemy pomóc choremu dziecku albo uchodźcy z Afryki. Tak naprawdę zarabia ten kto łańcuszek rozpoczął - mówi Jarosław Pierzchała, adwokat z gdyńskiej kancelarii.

Agata Dutkowska (agka)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)