Wzrost cen najwyższy od dziesięcioleci. RPP sama tego nie zatrzyma
Inflacja w Polsce sięga już 17,2 proc., a najmocniej wpływają na nią rosnące ceny energii. To nie tylko nasze krajowe zjawisko, występuje ono w wielu państwach Unii Europejskiej i nie tylko. Dawid Pachucki, główny ekonomista PZU, ocenia, że takiej sytuacji nie było od dekad. A samo podnoszenie stóp procentowych może nie wystarczyć, by rozwiązać problem.
Wzrost cen konsumpcyjnych jest najwyższy od dziesięcioleci - wynika z opublikowanego w środę komentarza głównego ekonomisty PZU. Zdaniem Dawida Pachuckiego bardzo wysoka inflacja jest poważnym zagrożeniem dla koniunktury na świecie.
Ceny prądu napędzają drożyznę
"W dużej części podażowy obecnie charakter wzrostu cen wymaga podjęcia skoordynowanych działań po stronie polityki fiskalnej, regulacyjnej i monetarnej. Kryzysu energetycznego w Europie, którego skutkiem jest drastyczny wzrost cen prądu, nie da się, bez ogromnego kosztu dla gospodarki, rozwiązać tylko przez podnoszenie stóp procentowych" - komentuje ekspert.
Jak dodaje, jego zdaniem najpilniejszym problemem do rozwiązania w Unii Europejskiej wydaje się szok podażowy, jakim jest kryzys energetyczny. Pachucki podkreśla, że problem wysokich cen energii zagraża konkurencyjności UE, stąd konieczność podjęcia szybkich działań również po stronie rządów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzech liderów podwyżek cen w sklepach. "Efekt wojny i paniki zakupowej"
Przypomnijmy, że w Polsce inflacja we wrześniu 2022 r. wyniosła 17,2 proc. w porównaniu z wrześniem 2021. W tym czasie najbardziej podrożały nośniki energii - o 44,2 proc. Ceny paliw do prywatnych środków transportu wzrosły o 18,3 proc., a ceny żywności - o 19,3 proc. Szczyt nastąpi dopiero w lutym 2023 roku - prognozują eksperci Banku Pekao. Wskaźnik inflacji może wtedy sięgać ponad 20 procent.
Podwyżki cen energii są tak palącym problemem, że w ubiegłą środę Urząd Regulacji Energetyki przygotował nawet zestaw porad dla dłużników, dotyczących tego, co robić, by nie odcięto im prądu i gazu.
Inflacja nie przebije 20 procent?
Jak przypomina Dawid Pachucki w opublikowanym w środę komentarzu, Polska wprowadziła mechanizm zamrożenia cen energii gospodarstwom domowym zużywającym do dwóch megawatogodzin prądu rocznie (limit może wynieść trzy MWh w przypadku rodzin posiadających Kartę Dużej Rodziny oraz rolników i 2,6 MWh w przypadku gospodarstw domowych, w których żyją osoby z niepełnosprawnością).
Przy przekroczeniu limitów dane gospodarstwo nie traci prawa do zamrożonych stawek. Skorzysta z nich, ale tylko do określonego poziomu, a za każdą kolejną zużytą kilowatogodzinę ponad limit będzie już płaciło więcej - według najnowszego, ogłoszonego we wtorek przez rząd pomysłu na zamrożenie cen energii, ma to być nie więcej niż 693 zł za megawatogodzinę.
Zdaniem ekonomisty PZU mechanizm zamrożenia cen prądu do określonego limitu zużycia"wygładzi" ścieżkę inflacji w Polsce w 2023 roku. "GUS najprawdopodobniej w pierwszych miesiącach przyszłego roku nie wykaże w CPI (czyli inflacji konsumenckiej - przyp. red.) zmian cen prądu dla gospodarstw domowych, gdyż większość z tych gospodarstw nie przekroczy limitu zużycia przewidzianego ustawą" - ocenia Pachucki. "To istotnie zmniejsza ryzyko przekroczenia przez inflację granicy 20 proc., na temat czego ostatnio dość mocno spekulują media, choć istotna będzie też decyzja w spawie ew. przedłużenia Tarczy Antyinflacyjnej" - dodaje.
W ocenie Pachuckiego, wzrost cen prądu powinien ujawniać się stopniowo w trakcie roku wraz z przekraczaniem przez gospodarstwa domowe limitu zużycia prądu gwarantującego stałość ceny. "Wtedy z kolei powinniśmy już widzieć hamowanie inflacji rocznej w innych jej komponentach, chociażby z tytułu wysokiej bazy z tego roku" - dodał.
Polacy zaciskają pasa
Jak zauważa główny ekonomista PZU, gospodarstwa domowe w Polsce w obliczu wysokiego wzrostu cen silnie dostosowały do tej sytuacji swoją strukturę konsumpcji.
"W przypadku dóbr, od kilku miesięcy w Polsce rośnie w ujęciu r/r sprzedaż tylko tych podstawowych, jak żywność, odzież czy farmaceutyki. Zakupy dóbr trwałego użytku Polacy odkładają na później" - wskazuje Pachucki. Jak dodał, Polacy silnie odczuwają skutki wzrostu cen, na co wskazują np. badania GUS. Jego zdaniem redukują plany ważnych zakupów, gdyż muszą skupić się na opłaceniu bieżących rachunków.
"Ograniczenie w ujęciu realnym konsumpcji gospodarstw domowych w Polsce to jedna z głównych przyczyn spodziewanego silnego spowolnienia wzrostu PKB. Dodatkowo dochodzi spadek popytu zewnętrznego w związku ze spowolnieniem aktywności u naszych partnerów handlowych oraz ogólny wzrost ryzyka, który może prowadzić do ograniczenia akcji inwestycyjnej" - ocenia główny ekonomista PZU.
Jak dodaje, to pewnie przyczyny, dla których Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się zrobić w październiku pauzę w cyklu podwyżek stóp procentowych, pomimo wzrostu inflacji. Tym samym stopa referencyjna została utrzymana na poziomie 6,75 proc. w skali rocznej; stopa lombardowa wynosi nadal 7,25 proc. w skali rocznej; stopa depozytowa 6,25 proc. w skali rocznej; stopa redyskonta weksli 6,80 proc. w skali rocznej; stopa dyskontowa weksli 6,85 proc. w skali rocznej.