Wzrosty hamują złe dane
Publikacje makroekonomicznie ostatnio nie rozpieszczają inwestorów. Ci chcieliby kupować akcje, ale w obliczu nienajlepszych informacji są niejako przymuszani do ich sprzedaży.
30.09.2009 16:55
Ponadto polski rynek jest już gotowy do kolejnego „skoku” na północ, ale giełdy zagranicznie nie umożliwiają jego wykonanie.
Dzisiejsze kalendarium było wypełnione po brzegi. Najważniejsze informacje już tradycyjnie docierały zza oceanu. Raport ADP, który traktowany jest jako zapowiedź oficjalnych danych z amerykańskiego rynku pracy publikowanych w piątek okazał się gorszy od oczekiwań. Został jednak on dość szybko zneutralizowany przez lepsze dane o zmianie PKB za II kw. To co prawda już historia, ale inwestorzy lubują się tym wskaźnikiem. W tym czasie indeks notował już zdrowe wzrosty konsekwentnie budowane od rana. Poziom wsparcia się oddalał, a szczyt przybliżał. Cała gra popsuta została przez zaskakujący spadek indeksu Chicago PMI poniżej newralgicznego poziomu 50 punktów. Niedźwiedzie przejęły pałeczkę i kolor zielony zamieniono na czerwony.
Co jednak warte podkreślenia to relatywna siła naszego rynku, który zachowywał się zdecydowanie lepiej od zachodnioeuropejskich parkietów. Regionalne parkiety były w jeszcze lepszej kondycji, co świadczy o ciągłej obecności zagranicznych kapitałów, które z pewnością zainteresowane są dalszymi zwyżkami. Teraz te wzrosty w dużej mierze zależą od publikacji danych, jeżeli tylko zobaczymy pozytywne publikacje, tak ja było to dotychczas, to wzrosty wydają się nieuniknione.
Polski złoty zyskiwał do momentu ogłoszenia przez Radę Polityki Pieniężnej swojej decyzji o pozostawieniu stóp na niezmienionym poziomie. Po niej nasza waluta zaczęła trend deprecjacyjny. Złotemu szkodziły nieco dane o saldzie na rachunku bieżącym w II kwartale, gdzie deficyt był większy od prognoz. I kwartał zamknął się nadwyżką i teraz powoli wracają czasy permanentnych deficytów. Zastanawiające jest czy nasza gospodarka dozna podobnych przeobrażeń jakie miały miejsce w Azji Południowo-Wschodniej po kryzysie z 1998 roku. Tam deficyty zamieniono na nadwyżki. Z pewnością przydałyby się one również i nam, ale jak na razie jest to niestety mało prawdopodobne.
Łukasz Bugaj
analityk
Xelion. Doradcy Finansowi