Z czego żyje pisarz?

Książka to nie jest literatura, książka to jest zysk

Z czego żyje pisarz?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

19.06.2012 | aktual.: 19.06.2012 11:49

*Książka to nie jest literatura, książka to jest zysk – mówi Aleksander Jurewicz, pisarz w rozmowie na temat finansowej sytuacji w tej profesji. Zysk rzecz jasna dla wydawnictw, bo pisarz dostanie zaledwie kilka procent od sprzedanego egzemplarza książki. - Lord Byron powiedział, że gdyby miał napisać ewangelię na nowo, wydawca byłby Barabaszem – mówi Aleksander Jurewicz. *

Pisarz jest oficjalnie zarejestrowanym w Polsce zawodem. Ale pytanie czy rzeczywiście nim jest, może rodzić wiele wątpliwości. Wszak wykonywanie zawodu powinno być źródłem dochodów. A z pisarzami różnie to bywa. Są tacy, co za pisarstwo zbierają niewyobrażalne honoraria. W Polsce jest ich niewielu, ale np. Katarzyna Grochola, współczesna pisarka, która doczekała się największej ilości ekranizacji powieści na finanse zapewne narzekać nie może. Ale cóż mają czynić Ci pisarze, którzy nie schlebiają popularnym gustom? Piszą i pisać będą, bo jak mówi wielu z nich, to nie pieniądze są ważne w pisaniu. - Nigdy nie traktowałem bycia pisarzem jako zawód i między innymi dlatego zawsze starałem się mieć jakieś dodatkowe wsparcie – zajęcie, które zapewni ubezpieczenie i pozwoli zapłacić czynsz. Tak, żebym zamiast pisać, nie myślał o pieniądzach – mówi Aleksander Jurewicz, pisarz i poeta, którego książki wypełniają niszę na rynku wydawniczym.

Od lat pracuje w bibliotece. To praca, która nie przeszkadza mu w tworzeniu. Choć historia literatury zna przypadki takich fenomenów jak Witold Gombrowicz czy Franz Kafka, którym praca w szeregach sformalizowanych instytucji nie przeszkadzała w pisaniu. Gombrowicz pracował w banku, Kafka w zakładzie ubezpieczeń. Pisarz musi znać jedną prawdę: - Na książkach się nie zarabia – mówi Aleksander Jurewicz. Zwłaszcza w Polsce, choć hołubiona przez wielu np. Anglia nie jest aż takim rajem dla pisarzy, jak mogłoby się to wydawać. Wszędzie zarabiają nazwiska. Jedna z mniej popularnych angielskich autorek przeliczyła swoje honorarium za książkę na godziny, jakie spędziła nad jej przygotowaniem. Jej stawka godzinowa wynosiła 6 pensów. – Ja takiej buchalterii nie prowadzę, bo to jest bez sensu. Ważna jest droga – mówi Aleksander Jurewicz. Czyżby pisarze nie chcieli zarabiać?

Problem leży gdzie indziej, bo przecież czy nie dobrze jest mieć dochód robiąc coś, co się kocha? Dobre wydawnictwo podnosi rangę książki. Jest się zapraszanym na spotkania, promocje, ale z płaceniem jest już gorzej. Andrzej Pilipiuk w swoim tekście „Ile zarabia pisarz”, który ukazał się w Portalu Pisarskim, wspomina jak w 1998 roku pewien wiodący koncern pisarski zaproponował mu za każdą sprzedaną książkę 70 gr. – „(…)w dodatku rozliczane w pełnych tysiącach, co sprowadzało się do tego, że jeśli sprzeda się np. 1700 sztuk, to zapłacą za 1000” – pisze Pilipiuk. O tym jak to wygląda dzisiaj, nikt oficjalnie nie chce mówić, ani pisarze, ani wydawnictwa. Nieoficjalne wiadomo, że wydawnictwa płacą za egzemplarz sprzedanej książki do 10 proc. jej wartości. Najpierw jest zaliczka, potem rozliczają ze sprzedanych egzemplarzy. Ale ta stawka może się zmniejszyć nawet do 5 proc. Wielu pisarzy zakłada, że nie o pieniądze w pisaniu chodzi. - Dla mnie pisanie to przygoda, a dodatkowo spełnienie młodzieńczych marzeń - jak
to jest gdy się zostanie pisarzem. To podróż w nieznane – zaczynasz od A, ale nie wiesz, co będzie po drodze do Z. Kiedy jednak już tę podróż odbędę, tracę zainteresowanie, tym co zrobiłem. Nie czytam ani swoich książek, ani recenzji – mówi Aleksander Jurewicz. Choć zdarzają się sytuacje, kiedy pieniądz przyjdą nieoczekiwanie lub książka cały czas zarabia na autora. - Tak było z moją „Lidą”, która wyszła kilkanaście lat temu. A to film był powtórzony, a to słuchowisko. To sprawia mi frajdę nie tyle materialną, co daje poczucie, że ta książka gdzieś nadal funkcjonuje – mówi Aleksander Jurewicz.

Przez jakiś czas dorabiał też na uczelni, ale specjalizacja pisarska, którą prowadził została zamknięta. - Wspomagałem się też przez około trzy lata felietonami, kiedy jeszcze był czas, że w gazetach były felietony. To był rzeczywiście niezły dopływ gotówki – wspomina. Przywołuje sytuację z tym związaną. - Przyszedł do mnie redaktor jednej z codziennych gazet z propozycją na cykl czterech felietonów w miesiącu. Zapytał ile chcę. Powiedziałem, że 250 zł. Myślałam, że to na miesiąc, a on mi mówi, że za felieton – opowiada Aleksander Jurewicz.

Pisanie książki może trwać latami. – Najdłuższą swoją książkę pisałem siedem lat – mówi Aleksander Jurewicz, autor „Lidy” nagrodzonej Nagrodą Czesława Miłosza. Poczytni autorzy sprzedają rocznie około 40 tys. egzemplarzy. Na jeszcze większą sprzedaż mogą liczyć Ci, których powieści doczekały się komercyjnych ekranizacji. Gorzej mają pisarze, których książki wychodzą w mniejszym nakładzie i trafiają do mniejszego grona czytelników. Czy powinni zwiększyć częstotliwość pisania? Pytanie tylko ile dobrych książek np. w ciągu roku można napisać. Niektórzy idą na ilość, a nie na jakość. To popularna metoda wśród autorów tzw. czytadeł. Choć i do tego niewątpliwie potrzebny jest pewien talent, którym nie każdy piszący jest obdarzony. Niezłe tempo pisania swego czasu utrzymywał na przykład Stephen King. Dlatego na protest wydawcy część książek wydał pod pseudonimem Richard Bachman.

Większość pisarzy musi jednak szukać dodatkowego zajęcia. Paweł Huelle jest Kierownikiem Literackim Teatru Miejskiego w Gdynii, a także naczelnym „Blizy”, Stefan Chwin od lat jest Profesorem Instytutu Filologii Polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Taka praca jednak bezpośrednio wiąże się pisarstwem. Inni chałturzą - piszą teksty komercyjne, redagują instrukcje, uprawiają ghostwriting, a nawet pracują przy zajęciach kompletnie niezwiązanych, gdy do gara nie ma co włożyć. Niektórzy do tego się nie przyznają, inny otwarcie stronią od chałtur. – Nigdy nie zdarzyło mi się brać żadnej chałtury. Chyba bym się ze dwa tygodnie nie golił. Nie wszystkie drogi prowadzą do pieniędzy – twierdzi Aleksander Jurewicz. - Jeden z moich ulubionych autorów Joseph Conrad powiedział , że „fortuny nie należy szukać w kałamarzu”. Pisząc, lepiej nie myśleć, ile zarobię. Choć często to wszystko bywa zmienne, np. przychodzą niespodzianki w postaci adaptacji – mówi. - Ten, kto w pisaniu nastawia się na pieniądze to „copywriter” –
komentuje Aleksander Jurewicz.

Mimo to w czasach, w których za wszystko trzeba zapłacić pieniądzem, ludzie decydują się pisać. Dziś każdy może wydać książkę, między innymi właśnie dlatego, że wystarczy za to zapłacić. Niektórzy pisarze nawet rezygnują ze współpracy z wydawnictwami, żeby samemu się tym zająć, bo twierdzą, że lepiej na tym wychodzą finansowo. – Tu działa nadal mit romantycznego pisarza, oczywiście już nie tego przymierającego głodem na francuskiej mansardzie – mówi Jurewicz. - Ludzie chcą wydawać książki, bo chcą po sobie pozostawić jakiś ślad. Jak to powiedział Bursa, „jak dobrze, dobrze być poetą” … Dlaczego dobrze być poetą? Sam się zastanawiam. Wszyscy mówią „on pisze”, może to lepszy status społeczny. Książek powstaje od cholery, tylko czy ktoś to czyta … - zastanawia się Aleksander Jurewicz. Status społeczny to pisarz miał w PRL-u. Choć niejednokrotnie byli represjonowani, zajmowali szczególne miejsce w społeczeństwie, cieszyli się powszechnym szacunkiem. – Byłem wtedy młody, ale posunę się do gloryfikacji tamtego
stanu – funkcja pisarza była bardzo znacząca. Pisarz to był ktoś, teraz to się jakoś rozmyło – mówi Jurewicz.

Dziś pisarz najlepiej jak będzie artystą i menedżerem zarazem. W Polsce brakuje profesjonalnych agentów, albo pisarze nie chcą się dzielić i tak niskim zyskiem. Problem wraca do punktu wyjścia, czyli tego, ile na książce zarobi wydawnictwo, a ile sam autor. Do tego dochodzi jeszcze problem czytelnictwa w Polsce, który jest i tak przerażająco niski. Według badania CBOS, przeprowadzonego w 2011 roku, aż 68 proc. Polaków nie przeczytało żadnej książki w ciągu ostatniego miesiąca. Jednak problem ten nie dotyczy tylko Polski. W ubiegłym roku „Forbes” ogłosił koniec złotej ery książki. Stało się to tym, jak sprzedaż książek dla dorosłych w Stanach Zjednoczonych spadła w pierwszej połowie 2011 roku o 23 proc.. To bardzo dużo, bo w całym 2010 roku, zmalała jedynie o 5,1 proc – podawał „Forbes”. Mimo to wyłonił listę pisarzy, którzy na przestrzeni ostatnich lat zarobili fortunę. Zamykała ją na 13 miejscu JK Rowling z dochodem 5 mln dolarów. W pierwszej trójce znaleźli się James Patterson – 84 mln dol., Danielle Steel
- 35 mln dol. I Stephen King – 28 mln dol.. Nie tylko dlatego, że są autorami popularnej i przystępnej literatury, schlebiającej przeciętnym gustom. „Forbes” tłumaczy, że to „dzięki szybko rozwijającemu się rynkowi e-booków, a także franchisingowi i multimedialnym ofertom pisarzy, skierowanym do młodych odbiorców.

W Polsce coraz bardziej popularny staje się self-publishing – autor sam przygotowuje książkę od A do Z. - „Jego zarobek wynosi od kilkunastu do nawet 90 proc. wartości sprzedanych egzemplarzy” – podaje Czwórka Polskie Radio. Tylko co z tego, kiedy rynek się przesyca. - Książki się kupuje, książki się ogląda, tylko czy ktoś to czyta …? Tego jest za dużo – mówi Aleksander Jurewicz. A czytelnictwo w Polsce, o zgrozo, wygląda tak, jak na jednym z krążących po internecie filmów.

MD/MA

[

Obraz

]( http://praca.wp.pl/zarobki.html )

artystaile zarabiająpisarz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)