Za dużo sześciolatków w szkołach

Rodzice powinni decydować, czy słać sześciolatka do I klasy. Nowe badania dają argument zwolennikom tej tezy.

Za dużo sześciolatków w szkołach
Źródło zdjęć: © rp.pl | rp.pl

17.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:32

Im więcej sześciolatków w szkołach, tym słabsze ich osiągnięcia edukacyjne - wynika z analizy „Ogólnopolskiego badania umiejętności trzecioklasistów", które prowadzi Instytut Badań Edukacyjnych. Dotyczy ono tego okresu, kiedy sześciolatki rozpoczynały naukę na życzenie rodziców (w przyszłym roku szkolnym do I klasy pójdą już obowiązkowo wszystkie).

W edycji 2012 w badaniu wzięło udział ponad 11 tys. dziewięciolatków - to uczniowie, którzy rozpoczynając naukę w 2009 r., mieli sześć lat - oraz przeszło 266 tys. dziesięciolatków, czyli dzieci, które poszły do szkoły jako siedmiolatki.

W części matematycznej młodsi uczniowie zdobyli średnio 12,4 pkt na 18 możliwych, starsi o 0,5 pkt mniej, czyli 11,9. Proporcjonalnie więcej młodszych uczniów zdobyło maksymalną liczbę punktów. Taki wynik osiągnęło 5,8 proc. dziewięciolatków i 4,7 proc. dziesięciolatków.

Podobnie wygląda to w przypadku języka polskiego. Średni wynik młodszych uczniów to 20 pkt, starszych 19,3, na 27 możliwych. Także tu jest więcej młodszych uczniów, którzy osiągnęli wynik maksymalny (5,4 proc. wobec 4,5 proc. wśród starszych).

W kolejnych edycjach badania z 2013 i 2014 roku różnice w wynikach młodszych i starszych uczniów topnieją proporcjonalnie do wzrostu liczby tych pierwszych objętych badaniem. W 2013 r. pod lupę trafiło 23,5 tys. dziewięciolatków, rok później już ok. 40 tys. W tej ostatniej edycji, choć średni wynik wciąż wypada na korzyść młodszych, to różnica jest już minimalna i wynosi 7,98 do 7,90 pkt na 14 możliwych do zdobycia. Odsetek uczniów z maksymalnym wynikiem w obu grupach wiekowych jest identyczny.

Według części badaczy najlepszy wiek rozpoczynania nauki to sześć i pół roku

Zdaniem prof. Bogusława Śliwerskiego, szefa Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, te wyniki potwierdzają tezę, że o posłaniu sześciolatków do szkoły powinni decydować rodzice, a nie państwo. - W edycji badania z 2012 r., tej, w której sześciolatki osiągnęły najlepszy wynik, mamy ich niewielki odsetek. To pierwszy rocznik dzieci, których rodzice zdecydowali się posłać je do szkoły wcześniej. Zapewne zdiagnozowali ich gotowość szkolną, a dzieci mogą liczyć na ich wsparcie w nauce - mówi nam Śliwerski.

Dodaje, że osiągnięcia kolejnych, coraz liczniejszych roczników sześciolatków są słabsze, bo do szkół trafia coraz więcej dzieci słabiej przygotowanych do rozpoczęcia nauki. Tę tezę potwierdza prof. Krzysztof Konarzewski z Instytutu Badań Edukacyjnych. - Mówiąc kolokwialnie, z każdym kolejnym rokiem sześciolatki w systemie są coraz mniej przebrane, co niekorzystnie wpływa na obraz ich osiągnięć edukacyjnych - mówi.

Jakich należy się spodziewać wyników tych sześciolatków, które w tym roku szkolnym obligatoryjne poszły do szkół? Odpowiedź na to pytanie daje przeprowadzona przez prof. Konarzewskiego analiza wyników ponad 100 tys. dziesięciolatków z 25 krajów Europy w badaniu IEA TIMSS 2011.

Część tych dzieci poszła do szkoły w wieku sześciu, a część - siedmiu lat. Okazało się, że w tej samej klasie uczniowie starsi uzyskują lepsze wyniki z matematyki i przedmiotów przyrodniczych niż ich młodsi koledzy. Kolejna obserwacja potwierdziła, że im później uczniowie rozpoczynają naukę, tym dysproporcje edukacyjne wynikające z różnicy wieku są mniejsze. Z ustaleń prof. Konarzewskiego wynika, że optymalnym wiekiem rozpoczęcia nauki jest sześć i pół roku, dlatego sugeruje on, by zmienić datę, w której dzieci obejmowałby obowiązek szkolny, z 31 grudnia na 30 czerwca. To oznaczałoby, że do szkoły muszą iść tylko te dzieci, które skończyły sześć lat w pierwszym półroczu. Tak się stało w tym roku szkolnym.

- Wprowadzając tę zamianę na stałe, uzyskalibyśmy dwie korzyści. Po pierwsze, w szkole uczyłyby się naprawdę sześciolatki, po drugie, różnice wynikające z miesiąca urodzenia dzieci nie miałyby już tak dużego wpływu na przyswajanie przez nie wiedzy - przekonuje naukowiec.

Podobne rozwiązanie funkcjonuje m.in. w Niemczech, Czechach i na Węgrzech.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)