"Zabija nas nuda". Oto jak pustoszeje polskie miasteczko
Konin to jedno z najszybciej pustoszejących miast w Polsce. W ciągu ostatnich lat jego populacja zmniejszała się średnio o tysiąc osób rocznie. - Zabija nas nuda, brak perspektyw i miejsc pracy - tłumaczą mieszkańcy. Ratusz ripostuje: Nasze ulice nie będą tętnić życiem jak Krakowskie Przedmieście.
"Idź drogą Ewy Pajor. Zostań piłkarką Medyka" – wita osoby, wjeżdżające do południowej części miasta wielki baner.
Ewa Pajor to kobiecy odpowiednik Roberta Lewandowskiego. 27-letnia piłkarka właśnie z klubu z Konina wypłynęła na wielkie wody światowej piłki. Od tego czasu zdążyła kilkukrotnie zdobyć mistrzostwo Niemiec, stać się gwiazdą FC Barcelony i jedną z najlepiej opłacanych zawodniczek kobiecego futbolu.
Idealny wzór dla młodych dziewczyn z Konina? Być może. Baner przykrywa jednak widok, który rozpościera się po drugiej stronie płotu. Rozpadający się stadion piłkarski.
Młodzi ludzie uciekają z naszego miasta. Tu nie ma żadnych perspektyw - słyszmy od jednego z przechodniów.
Depopulacja polskich miasteczek
Na początku roku Polska Agencja Prasowa podała, że Konin znalazł się na liście 139 najszybciej wyludniających się miast w Polsce. Od 2022 r. miasto traci średnio ponad 1000 mieszkańców rocznie. Na początku wieku Konin osiągnął rekordową w swojej historii liczbę ponad 83,5 tys. mieszkańców. Na koniec 2024 r. liczba zameldowanych mieszkańców spadła do niecałych 65,4 tys.
Co się stało? Eksperci jako przyczynę wskazują najczęściej zamykanie przez spółkę ZE PAK (Zespół Elektrowni "Pątnów-Adamów-Konin" - red.) odkrywek węgla brunatnego i opalanych nim elektrowni. W szczytowym momencie jeszcze przed prywatyzacją, w zakładach pracowało 10 tys. osób. Obecnie mniej więcej jedna czwarta tej liczby.
W ubiegłym roku prezes ZEA PAK poinformował, że węgiel z kopalni węgla brunatnego "Konin" po prostu się kończy. Ostatnia odkrywka zostanie zamknięta w 2026 r.
Nadzieje koninian na zwiększenie liczby miejsc pracy rozpala wizja budowy w okolicy elektrowni atomowej. Jej lokalizacja jest jednak wciąż niepewna. Decyzja ma zapaść w przyszłym roku. Eksperci większe szanse dają jednak Bełchatowowi.
W rozmowach z mieszkańcami Konina temat elektrowni nie pada zresztą ani razu. Dwie kobiety, które spotykamy w jednym z parków, tłumaczą, że ich córki i siostrzenice dawno z Konina uciekły. Opowiadają, że w mieście otwierane są głównie markety, gdzie zatrudnienie znajdują przede wszystkim starsi ludzie. Ich zdaniem, brakuje dobrych zakładów pracy, w których młodzież chciałaby pracować.
Dzieciaki studiują w Warszawie, Poznaniu, nawet w Bydgoszczy. Wszędzie tylko nie Konin. A jeżeli ktoś jednak zdecyduje się na nasze miasto to nie wie, czy znajdzie potem tutaj pracę. Moja córka jest po lingwistyce stosowanej, zna trzy języki. W Koninie nikt by tego nie docenił. A w Poznaniu? Poproszono ją by powiedziała, ile chce zarabiać. Aż zaniemówiła, bała się podać kwotę, żeby nie przesadzić - mówi nam jedna z mieszkanek Konina.
- Rektorzy, którzy przyjeżdżają tu z poznańskich uczelni, przyznają, że różnica między studiowaniem w naszej filii, a na głównej uczelni jest ogromna. To zupełnie inny prestiż. Trudno się dziwić, że młodzież wyjeżdża - podkreśla druga rozmówczyni.
Obie zgodnie dodają, że ich zdaniem Konin to mało ciekawe miasto. - Wieczorami nie ma co robić, zabija je nuda. Jeżeli z mężem chcemy iść wieczorem do kina, to musimy wybrać seans o godz. 17.00. Wybierając późniejszą godzinę, po seansie pozostałby nam tylko powrót do domu. Restauracje i kawiarnie są już pozamykane – opowiada mieszkanka Konina.
Wśród mieszkańców popularna jest jedna anegdota. Na Facebooku padło kilka lat temu pytanie: "Jestem przejazdem z Warszawy, a w Koninie będę spędzał weekend. Gdzie mogę się zabawić?" Poradzono mu: "Złap pociąg do Poznania".
Pytani przez nas o konkrety mieszkańcy szybko wymieniają: Dyskoteki? Jest ich mało i są oblegane przez osoby w wieku 40+. Teatru brak. Ceny w kawiarniach i restauracjach dorównują warszawskim. - Za kawę i ciastko przyjdzie zapłacić 40 zł - słyszymy.
"O pracę jest trudno"
- Gdy kończę pracę wieczorem, jedynym otwartym miejscem w Koninie jest McDonald’s - potakuje młoda baristka w jednej z kawiarni. Tłumaczy, że obecną pracę znalazła 5 lat temu. Nie zamierza jej zmieniać. - Szukanie roboty jest tu trudne. Znam osoby, które od roku nie mogą znaleźć zatrudnienia. Wiele z nich wyjeżdża - precyzuje.
Filip Walkowiak, architekt i prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Konina zauważa, że praca wymagająca wyższego wykształcenia umarła wraz z reformą administracyjną, likwidującą system 49 województw. To wraz z nią ze średniej wielkości miast zniknęły urzędy i oddziały ogólnopolskich instytucji, dające zatrudnienie w administracji i biurach.
Obecnie brakuje nam dużych, lokalnych liderów rynku - ocenia.
Problemy pojawiają się też z miejscami pracy dla kobiet. Walkowiak wspomina, że kiedyś w mieście istniała dla nich szeroka oferta zatrudnienia, m.in. w dużych szwalniach czy branży spożywczej. Obecnie z takich miejsc pozostają głównie dyskonty i markety.
Według aktywisty Konin zabija także "samochodoza". Walkowiak mówi, że według danych CEPiK miasto osiągnęło już niemal poziom 1000 aut na 1000 mieszkańców.
Koninianie już nie chodzą. Wszędzie jeżdżą. W konsekwencji ulice handlowe zamierają, a mieszkańcy wyprowadzają się na przedmieścia, nakręcając trend depopulacji miasta - dodaje Walkowiak.
"Chęć mieszkania w Koninie wzrosła"?
O recepty na powstrzymanie tego zjawiska pytamy w konińskim ratuszu. - Nie jesteśmy najbardziej wyludniającym się miastem w Polsce, ani nawet w Wielkopolsce. Kaliszowi ubyło w tym samym czasie prawie 1,5 tys. mieszkańców. U nas ubyło nieco ponad 1 tys. Mieści się w ogólnym trendzie dla małych i średnich miast – zastrzega na początku rozmowy z WP Finanse Paweł Adamów, zastępca prezydenta Konina ds. gospodarczych.
Władze miasta podkreślają, że od kilku lat aktywnie rozwijają politykę mieszkaniową. - Mamy sukcesy w tym aspekcie, widzimy duży ruch na rynku nieruchomości mieszkaniowych w Koninie - słyszymy.
Paweł Adamów dodaje, że miasto dysponuje atrakcyjnymi gruntami. - Zależy nam na odpowiednim promowaniu tych działek, sprzedaży gruntów i zachęcaniu deweloperów. Bardzo mocno postawiliśmy również na budownictwo społeczne. Istnieje duża grupa ludzi, którzy nie chcą kupować mieszkania lub ich na to nie stać. Należy stworzyć dla nich ofertę mieszkaniową w postaci mieszkań z TBS-ów i mieszkań komunalnych - tłumaczy.
Koniński ratusz podkreśla, że jeszcze w 2019 roku trudno było znaleźć chętnych deweloperów. Mieszkania były wtedy na poziomie 3-4 tysięcy za metr. Przez ostatnich kilka lat cena skoczyła nawet do poziomu 8-9 tysięcy, czyli dwukrotnie. - Oceniam to pozytywnie. To znaczy, że chęć zamieszkania w Koninie wzrosła, tak samo, jak i prestiż miasta - mówi zastępca prezydenta.
Ratusz nie zgadza się także z negatywną opinią dotyczącą życia kulturalno-towarzyskiego. Wskazuje, że mieszkańcy mają czasami niewspółmiernie wysokie oczekiwania.
- Porównują nasze miasto, mając perspektywę największych aglomeracji. Natomiast muszą pamiętać, gdzie mieszkają. Konin byłoby właściwiej porównywać z Ostrowem, Piłą czy Lesznem. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Ulice nie będą tętnić życiem jak Krakowskie Przedmieście. Mamy za to prężnie działające prywatne i publiczne placówki kultury, organizacje pozarządowe, kluby sportowe, w mieście rocznie odbywa się kilkaset imprez kulturalnych czy wydarzeń sportowych. Są też kluby dla seniorów. Naprawdę dzieje się bardzo dużo - przekonuje koniński magistrat.
Bezrobocie? W ostatnim ćwierćwieczu nie zdarzyło się, żeby było niższe. Wynosi 5 proc. Gdy rozmawiam z konińskimi firmami, szczególnie średniej wielkości słyszę, że cierpią na deficyt pracownika. Wszyscy szukają rąk do pracy. W Koninie problemu z bezrobociem po prostu nie ma i jest to obiektywna opinia - kończy Paweł Adamów.
Pleszew przykładem dla Konina?
Czy jednak miasto ma realny wpływ na zatrzymanie zjawiska odpływu mieszkańców? Prof. Przemysław Śleszyński z Komitetu Nauk Demograficznych PAN wskazuje, że duże ośrodki przemysłowe po wygaśnięciu swojej funkcji na ogół podupadają. Przykład? Region wałbrzyski, który wyludnia się w błyskawicznym tempie.
Zdaniem badacza, państwo powinno opracować dokument dotyczący rozwoju regionalnego całego kraju. Taki, do którego urzędnik, prezydent miasta, czy jego zastępca mógłby zajrzeć i dowiedzieć się, jakie są kierunki rozwoju w skali całego kraju.
Po chwili namysłu profesor dodaje, że w Polsce widzi pozytywny przykład. Jest nim - Kołobrzeg. - Ale on rozwinął się na bazie funkcji turystycznej. Ma zasoby w postaci morza - tłumaczy prof. Śleszyński.
Konin dostępu do morza nie ma i na miano kurortu raczej nie może liczyć. - Samorząd w takich poprzemysłowych miastach ma niestety mniejsze możliwości oddziaływania niż w miastach, które mają funkcję administracyjną, jak na przykład Zielona Góra czy Gorzów Wielkopolski - mówi prof. Śleszyński.
Filip Walkowiak zachowuje więcej optymizmu. Wskazuje na przykład Pleszewa. 16-tysięcznemu miastu udało się zatrzymać proces wyludniania. Jak? - Postawiono szeroko na budownictwo socjalne – wskazuje architekt.
Przypadek Pleszewa szerzej opisywał "Dziennik Gazeta Prawna". W rozmowie z DGP burmistrz Arkadiusz Ptak wyliczał, że na budowę 140 mieszkań wydano 48 mln zł. Tylko 9 mln pochodziło jednak ze środków własnych. Reszta to pieniądze pochodzące z rządowego wsparcia i partycypacji ze strony mieszkańców.
"Kiedy budowaliśmy mieszkania na wynajem z opcją dojścia do własności, to 20 proc. było skierowane do osób, które nie były mieszkańcami miasta i gminy Pleszew. To ma być efekt miastotwórczy. Jeszcze nie wiemy, czy to tendencja trwała, ale efekt jest taki, że od trzech lat więcej osób melduje się w Pleszewie, niż wymeldowuje" – wskazywał burmistrz Arkadiusz Ptak, cytowany przez "Dziennik Gazetę Prawną".
- Trzeba zapewnić mieszkańcom podstawowe potrzeby mieszkaniowe. Obecnie wynajem bywa u nas trudniejszy niż w dużym mieście. A przecież Konin nadal może być atrakcyjnym miejscem do życia – przekonuje Walkowiak.
Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl