Zarabiają na nieaktualnych przepisach

Lekarze medycyny pracy zapewniają sobie rocznie łączny zysk około 60 mln zł. Jak to robią? Stosują nieaktualne rozporządzenie.

14.08.2007 | aktual.: 14.08.2007 16:49

Lekarze medycyny pracy zapewniają sobie rocznie łączny zysk około 60 mln zł. Jak to robią, pisze "Dziennik Bałtycki".

Lekarze stosują bowiem nieaktualne rozporządzenie ministerstwa zdrowia z 2002 roku, wystawiając orzeczenia lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych, potwierdzające zdolność pracownika do pracy. Zaświadczenie takie musi mieć każdy, kto sprzedaje lub przyrządza żywność, czyli wszyscy pracownicy barów, sklepów spożywczych, cukierni, a nawet osoby częstujące podczas promocji klientów hipermarketów sokami i innymi produktami żywnościowymi.

Wypisanie orzeczenia to koszt ponad 60 zł, a w myśl nowych przepisów z 2006 roku dokument powinni sporządzać bezterminowo. Pacjent badania powtarzać musi jedynie wtedy, gdy zmieni pracę, lub zachoruje. Lekarze jednak, stosując stare rozporządzenie, wypisują zaświadczenia tylko na rok i po tym terminie ponownie każą zgłaszać się do swojego gabinetu.

- Łupią nas - mówią z goryczą ci, którym zaświadczenie jest niezbędne do pracy.

- To nieprawda - odpowiada Andrzej Sokołowski, przewodniczący pomorskiego związku zawodowego lekarzy. - Wypisując zaświadczenia tylko na rok działamy w ważnym interesie społecznym. Nie po to się uczyliśmy i kończyliśmy renomowane uczelnie, aby teraz przymykać oko na buble legislacyjne ministerstw. To nowe rozporządzenie jest złe, krótko mówiąc - ustawodawca nie ma zielonego pojęcia, co naprawdę uchwalił, dlatego my stosujemy się do prawa medycznego, a nie urzędowego.

- Granda i skok na kasę - komentuje z kolei zachowanie medyków Jolanta Szczypińska z PiS, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji zdrowia. - Lekarze w Polsce nie stoją ponad prawem i powinni stosować się do nowego rozporządzenia ministra zdrowia. Nie robią nikomu żadnej łaski. Ich zachowanie to typowy ciąg na pieniądze. Niepoważny jest też argument, że ustawodawca nie wie, co uchwala. W ministerstwie zdrowia pracują specjaliści, którzy potrafią pod kątem merytorycznym ocenić rozporządzenia i ustawy.

W samym Trójmieście w branży gastronomiczno-spożywczej pracuje ponad 40 tys. osób. W całej Polsce takich pracowników, wliczając osoby zatrudnione w wakacje sezonowo, jest ponad milion. Łatwo więc obliczyć, że lekarze medycyny pracy, wypisujący orzeczenia tylko na rok, zapewniają sobie rocznie łączny zysk około 60 mln zł. - Oni myślą tylko o pieniądzach, dlatego stosują stare rozporządzenie, choć wszędzie w UE takich badań nie trzeba powtarzać co rok - mówi Weronika Koralewicz, pracująca na promocjach w trójmiejskich hipermarketach.

- Dla takich osób jak ja, postępowanie lekarzy jest bardzo uciążliwe. Nie jestem zatrudniona na etat, dlatego pracodawca nie refunduje mi kosztów wykonania badań. Tymczasem badanie krwi, moczu czy rentgen, łącznie z późniejszym wydaniem zaświadczenia o zdolności do pracy, kosztuje mnie 120 zł. Nie rozumiem, dlaczego będę musiała wykonywać to wszystko ponownie już za rok. Lekarze zrobili sobie z tego niezły interes. Przejrzenie wyników badań i wypisanie zaświadczenia o zdolności do pracy zajmuje im mniej niż 5 minut. W tym czasie lekko, łatwo i przyjemnie zarabiają ponad 60 zł.

Osoby, którym zostały wypisane zaświadczenia o zdolności do pracy na podstawie starego rozporządzenia, mogą składać skargi do Okręgowej Izby Lekarskiej. Ta, w przypadku wykrycia nieprawidłowości, może pozbawić lekarza nawet prawa wykonywania zawodu. Szanse na to są jednak małe, bo lekarze murem stoją za starymi przepisami. Andrzej Sokołowski mówi, że badanie pracowników pod kątem zakażeń co rok to konieczność.

- Sam prowadzę restaurację i nigdy bym się nie zgodził, aby pracowały w niej osoby, które raz na rok nie przejdą badań sanitarno-epidemiologicznych - mówi Sokołowski. - To zbyt duże ryzyko, a nowe rozporządzenie ministra zdrowia w tej sprawie jest kretyńskie. Chciałby pan jeść w restauracji, gdzie pracujący od kilku lub kilkunastu lat kelnerzy nie byliby przez ten czas badani, czy są zdrowi i nie mogą spowodować zakażenia żywności? Takie zdarzenie, jak zbiorowe zatrucie klientów, może podważyć renomę lokalu, spowodować też procesy o odszkodowania, które wypłacał będzie nie pracownik, lecz właściciel restauracji. Dlatego właśnie stosując stare rozporządzenie wykazujemy się odpowiedzialnością zawodową i rozsądkiem.
Szymon Szadurski - Dziennik Bałtycki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)