Zmierzch prestiżu uczelni wśród pracodawców?

Czy faktycznie nazwa jednej uczelni na dyplomie zamiast drugiej sprawia, że dyplom nabiera większej wartości?

Zmierzch prestiżu uczelni wśród pracodawców?

19.09.2012 | aktual.: 24.09.2012 16:44

Czy faktycznie nazwa jednej uczelni na dyplomie zamiast drugiej sprawia, że dyplom nabiera większej wartości? Czy pracodawca otrzymuje lepszą gwarancję pracowitości i fachowości pracownika? Jeszcze niedawno oficjalne stanowisko, które słyszeliśmy w mediach, brzmiało „Tak, oczywiście, i po wieki wieków, amen”.

W tym przeświadczeniu utwierdzały nas informacje, że absolwenci uczelni zajmujących wyższe miejsca w rankingach średnio zarabiają więcej niż absolwenci uczelni zajmujących niższe miejsca w rankingach, i że wśród dyrektorów zarządzających firmami z listy Fortune 500, największą liczbę absolwentów mają Harvard, Stanford i Uniwersytet Pensylwania. Jednak w trakcie tysięcy odbywających się codziennie rekrutacji okazuje się, że w 2012 roku prestiż uczelni już nie otwiera tak łatwo drzwi do zatrudnienia. Także w Polsce.

Luiza Maksym, HR Advisor w agencji doradztwa personalnego i pracy tymczasowej Randstad, potwierdza, że w realizowanych obecnie procesach rekrutacyjnych rzadko kiedy kandydaci są odrzucani z powodu nazwy uczelni, jaką ukończyli. – Dla większości pracodawców liczy się sam dokument potwierdzający poziom wykształcenia, a nie konkretna uczelnia czy nawet zakres studiów – wyjaśnia. – Studia w większości przypadków nie dają wiedzy niezbędnej do wykonywania danej pracy. Zdobywa się ją poprzez faktyczne zaangażowanie zawodowe czyli staże, praktyki i samą pracę. Dlatego też pracodawcy coraz częściej patrzą na doświadczenie zawodowe, a nie dyplomy. Oczywiście zdarzają się wyjątki, w których pracodawcy nie tylko oczekują bardzo konkretnego wykształcenia, ale wręcz ukończenia wskazanej uczelni.

Skąd ta zmiana na rynku pracy? Zuzanna Syrocka, Recruitment Consultant z firmy Grafton Recruitment, międzynarodowego dostawcy pełnego zakresu usług rekrutacyjnych oraz pracy za granicą, twierdzi, że czynnikiem zmiany było spowszednienie dyplomu. – Każdego roku na rynku pracy pojawiają się nowi absolwenci. Na dobrą sprawę, ciężko jest znaleźć kogoś, kto nie posiada tytułu licencjata czy magistra. Dlatego typowe studia nie są już atutem – wyjaśnia. – Jednak cały czas istnieje zapotrzebowanie na absolwentów bardzo wyspecjalizowanych kierunków. W cenie są osoby kończące specjalności inżynieryjne, budownictwo, kierunki związane z automatyką, elektroniką oraz nowoczesnymi technologiami. Prym wiodą kierunki ścisłe, techniczne oraz medyczne, które w tyle pozostawiają nauki humanistyczno-społeczne.

Inna sprawa, że z każdym rokiem zmienia się sam rynek pracy: powstają nowe firmy, pojawiają się zupełnie nowe zawody. Programy studiów nie są w stanie za tym nadążyć. Stąd w późniejszej karierze zawodowej coraz większą rolę zaczynają odgrywać predyspozycje osobowościowe, charakter, postawy kandydatów, a nie wyuczone formułki. – Dziś specjaliści od rekrutacji chcą mieć pewność, że zatrudnią kandydata, który jest kompetentny do wykonywania pracy na danym stanowisku. Dlatego stosują rozmaite narzędzia wspierające proces wyboru pracowników – opowiada Anna Łukasiewicz, specjalista ds. PR w firmie manBase, dostawcy usług rekrutacyjnych opartych na testach psychometrycznych online. – Już na etapie selekcji kandydatów pracodawcy korzystają z testów kompleksowo badających kompetencje, predyspozycje osobowościowe, wiedzę i oczekiwania kandydatów. Pozwala to uniknąć sytuacji, w której trafią na stanowisko niedopasowane do posiadanych predyspozycji zawodowych i umiejętności. To w dłuższym okresie prowadzi do frustracji
pracownika, odejścia z pracy i powoduje koszty dla pracodawcy. Dlatego typowa rekrutacja polegająca na przejrzeniu cv i spotkaniu z kilkoma osobami odchodzi do lamusa.

Co więcej, wielu pracodawców już zrozumiało, że nie do każdej pracy potrzebne jest wyższe wykształcenie. Na stanowiskach niższego szczebla pracownicy bez dyplomu mogą sprawdzić się lepiej niż absolwenci szkół wyższych. – Głównym powodem jest ambicja absolwentów i niezadowolenie z zajmowanego stanowiska, a co za tym idzie – niska motywacja do pracy – komentuje Magdalena Seremak, Konsultant w firmie TeamQuest, specjalizującej się w prowadzeniu rekrutacji w branży IT. – Kończąc naukę na prestiżowym kierunku, poświęcając na to trzy i pół lub pięć lat życia, uważają, że od razu należy im się stanowisko specjalistyczne, a po roku kierownicze. Nie rozumieją, że poza wiedzą teoretyczną i często niezbyt aktualną, którą otrzymali na wykładach, w biznesie potrzebna jest znajomość rynku, obycie w kontaktach z klientami, praktyczne doświadczenie w zarządzaniu zespołem i projektami. Dlatego dla wielu pracodawców osoby bez wyższego wykształcenia są bezpieczniejszym wyborem: jest im trudniej znaleźć stałe zatrudnienie, więc
jeśli dostaną pracę za wynagrodzenie, które pozwoli im się utrzymać, prawdopodobnie będą bardziej lojalni względem pracodawcy i bardziej rzetelni w wykonywanych obowiązkach.

Skoro prestiż uczelni nie jest już ważnym kryterium w rekrutacji, czy coś zajęło jego miejsce? Zdania ekspertów są podzielone. Luiza Maksym z firmy Randstad uważa, że pracodawcy poszukują osób z ciekawym doświadczeniem, praktykami, znajomością języków i innymi umiejętnościami. Magdalena Seremak z firmy TeamQuest wskazuje na szkolenia i certyfikaty branżowe, zwłaszcza te kończą się testem sprawdzającym nabyte umiejętności lub wiedzę. Zuzanna Syrocka z firmy Grafton Recruitment radzi zwrócić szczególną uwagę na bardzo dobrą znajomość języków obcych, innych niż angielski. Anna Łukasiewicz z firmy manBase stawia na otwartość charakteru oraz łatwość zdobywania nowej wiedzy i umiejętności.

Wniosek jest zatem niezaprzeczalny – dyplom stracił magiczną moc zdobywania wysokiej pensji i bonusów. Pracodawcy powiedzieli „stop” temu chodzeniu na skróty. Chcesz pracę? Pokaż co konkretnie potrafisz, pokaż kim jesteś naprawdę, a dyplom schowaj do kieszeni.

Mario Ludwiński/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (21)