Znamy zwycięzcę debaty!

Leszek Balcerowicz w sposób bardziej przekonujący prezentował argumenty podczas telewizyjnej debaty niż Jacek Rostowski - wynika z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badania Opinii Homo Homini.

Znamy zwycięzcę debaty!
Źródło zdjęć: © WP.PL

21.03.2011 | aktual.: 25.03.2011 10:31

51 proc. ankietowanych uznało, że to argumenty Balcerowicza były bardziej przekonujące, podczas gdy do 37, 2 proc. bardziej trafiały wywody Jacka Rostowskiego. 11,8 proc. nie miało wyrobionego zdania.

Większość ankietowanych, aż 52 procent, uważa, że przyszli emeryci stracą na rządowych zmianach w systemie emerytalnym. Tylko 12 procent jest zdania, że zyskają. Aż 31 procent respondentów nie ma zdania na ten temat. Badanie przeprowadzono telefonicznie po debacie telewizyjnej na ogólnopolskiej próbie losowej 500 osób, liczebnie reprezentatywnej dla ogółu Polaków ją oglądających.

Wyniki sondażu Homo Homini pokrywają się z badaniem przeprowadzonym przez CBOS na zlecenie Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, w którym ponad połowa Polaków (54 proc.) uznała, że zmniejszenie składki przekazywanej do OFE będzie niekorzystne dla członków tych funduszy. Ponad połowa badanych jest przekonana, że proponowane zmiany podważają zaufanie do państwa.

SPECJALNIE DLA WP Ryszard Petru, ekonomista
W tej debacie nie usłyszeliśmy żadnych nowych argumentów. Materia, o której mowa, jest na tyle skomplikowana, że nie udało jej się w trakcie tego spotkania wyjaśnić, a zwykli ludzie mogli nie zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. Osoby, które były przekonane do zmian, są do nich przekonane, które nie były - też zdania nie zmieniły. Ja jestem zwolennikiem reformy z 1999 roku, ale obawiam się, że osoby, które nie miały wyrobionego zdania, wciąż mogą go nie mieć. Dyskusje na tematy emerytalne powinny odbywać się na papierze w gronie ekspertów, a ta debata miała na celu pokazanie „kto ma rację”, nic więcej. Sama dyskusja niestety moim zdaniem nie wniosła nic.

Obraz

SPECJALNIE DLA WP prof. Wojciech Otto, Uniwersytet Warszawski

Obaj dyskutanci zgodzili się co do niepodważalnej roli otwartych funduszy emerytalnych w zakresie składki, jaką OFE inwestują w akcje. Wyraźna kontrowersja dotyczyła tego, czy rozwiązania rządowe zmniejszą inwestycje OFE w akcje czy też nie. Strona rządowa dokonała tu pewnych zmian, które otwierają możliwości większego (procentowo) zaangażowania w akcje, co może skompensować skutki obniżonej skali środków ogółem przeznaczanych na inwestycje przez OFE. Jest to jednak tylko możliwość. Zmiany dotyczą bowiem podniesienia GÓRNEGO LIMITU inwestycji w akcje. Do tej pory limit ten wynosił 40%, ale OFE - w różnych okresach czasu inwestowały w akcje od dwudziestu paru do 37-38%. Nie istniał bowiem, i nie istnieje nadal, żaden mechanizm skłaniający do utrzymywania zaangażowania w akcje niewiele niższego od narzuconych limitów. Pozostawiając obowiązujące regulacje bez głębszych zmian i podnosząc limit, powiedzmy, do 60%, pozostawiamy odpowiedzialność za wybór na barkach OFE. Łatwo je będzie potem oskarżać o zbyt niskie
zaangażowanie w akcje (co w długim horyzoncie czasu będzie niekorzystne dla uczestników), łatwo też będzie oskarżać o coś odwrotnego - jeśli przy zaangażowaniu bliskiemu górnej granicy dojdzie do głębszych spadków notowań na giełdzie.

Odrębnym problemem powodującym pewne nieporozumienia jest utożsamianie inwestycji w obligacje z inwestycjami w dług publiczny, a więc obligacje emitowane przez rząd i/lub NBP. Rzeczywiście, tymczasem tak jest, ale należy spodziewać się, iż rozwój rynku obligacji korporacyjnych (a więc emitowanych przez przedsiębiorstwa w celu pozyskania kapitału) może tę sytuację istotnie w przyszłości zmienić.

W debacie trochę umknął problem polegający na tym, że zabiegi rządu zmierzające do powstrzymania procesu narastania długu publicznego dotyczą jedynie jawnej części długu publicznego, a więc takiej jego części, która odpowiada łącznej wartości wyemitowanych przez rząd obligacji. Zabieg przekierowania do ZUS lwiej części składki trafiającej tymczasem do OFE zmniejsza dług jawny, zwiększając równocześnie dług ukryty. Ukryta część długu to zobowiązania ZUS w stosunku do przyszłych emerytów, księgować się będzie (zgodnie z propozycjami rządu) większą składkę na ich kontach w ZUS. Broniąc sensu takiego zabiegu mówi się często, że za dług jawny rząd musi płacić odsetki, zaś za dług ukryty odsetek nie płaci. Nic bardziej bałamutnego - różnica polega jedynie na tym, że odsetki od długu jawnego płacimy już dziś, podczas gdy odpowiednikiem odsetek od długu jawnego są przyrosty kapitału zapisywanego na naszych kontach w ZUS z tytułu dorocznych waloryzacji. Tymczasem kwot wynikających z przeprowadzanych waloryzacji
płacić nie trzeba, ale zwiększają one odpowiednio emerytury, które w przyszłości ZUS będzie obowiązany wypłacać. Jest to tak, jakbyśmy spłatę odsetek od zaciągniętego długu finansowali nowymi emisjami obligacji. Jeśli więc przekonując społeczeństwo do swoich propozycji rząd podaje argument, że stany kont w ZUS-ie bis będzie waloryzował w sposób "korzystny dla przyszłych emerytów", a więc stopami wyższymi niż stopy odsetek płaconych od obligacji, pojawia się pytanie, dlaczego rząd woli zamienić dług niżej oprocentowany na wyżej oprocentowany. Czy tak bardzo chodzi o te 100 złotych do dyspozycji dzisiaj, że przestaje być ważne, ile za nie zapłacimy jutro? Czy może chodzi o to, że w razie niekorzystnej sytuacji gospodarczej łatwiej się wycofać z części zobowiązań emerytalnych ZUS, niż zawiesić spłatę obligacji?

- W debacie telewizyjnej Jacek Rostowski lepiej przedstawił argumenty tym widzom, którzy nie znają się na finansach, a Leszek Balcerowicz bardziej trafiał do tych, którzy znają się na sprawach związanych z ekonomią - uważa dr Norbert Maliszewski, specjalista w zakresie marketingu politycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Maliszewski powiedział IAR, że biorąc pod uwagę, iż debata była adresowana raczej do szerokiej publiczności, wygrał ją Rostowski.

Zdaniem doktora Sergiusza Trzeciaka merytorycznie to Leszek Balcerowicz wygrał debatę z Jackiem Rostowskim. - Minister Rostowski prezentował dynamiczną mowę ciała, a Balcerowicz był bardziej konkretny - uważa doktor Sergiusz Trzeciak.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)