ZUS do podziału na mniejsze fundusze. W Holandii to działa
Zamiast ZUS, kilkaset niezależnych od rządu funduszy - tak Holendrzy rozwiązali kwestię wypłat emerytur. Dzięki temu rząd nie może manipulować przy waloryzacji, a system emerytalny nie obciąża budżetu.
02.08.2013 | aktual.: 06.08.2013 16:07
W ramach trwającego przeglądu emerytalnego rząd skoncentrował się na kwestii II filara, czyli na OFE. Tymczasem większym problemem jest brak zbilansowania w ZUS-ie, do którego co roku trzeba dopłacać miliardy złotych z budżetu.
- W tej chwili ZUS nie jest w stanie zaspokoić potrzeb emerytów, które zostały zapisane w ustawach i stanowią prawa nabyte. Jedyne, co można by zrobić, to zaniechać waloryzacji emerytur, ale to jest śmierć polityczna - zauważa Mirosław Gronicki, były minister finansów. Ponieważ politycy nie decydują się na trudne decyzje, wypłaty emerytur są dotowane z podatków. - Sytuacja jest taka, że dziś osoby pracujące płacą podwójnie, a przyjmując retorykę Ministerstwa Finansów, nawet potrójnie, wliczając OFE. Chodzi o to, żeby było wiadomo, na co się płaci i za co się płaci - dodaje Mirosław Gronicki.
Zamiast jednego, kilkaset ZUS-ów
Choć może trudno to sobie wyobrazić, to ZUS wcale nie musi posiadać monopolu w I filarze. Na przykład w Holandii działa kilkaset funduszy emerytalnych, które zbierają składki i wypłacają na emerytury na zasadzie repatriacyjnej. W ramach pierwszego filara panuje konkurencja, a nad stabilnością systemu czuwa bank centralny.
- Bank centralny, pełniąc nadzór, nie pozwala, by wypłaty były wyższe od zebranych przez fundusz składek. Nie ma czegoś takiego jak dotacje do emerytur - wyjaśnia Mirosław Gronicki.
Oczywiście wszystko ma swoją cenę. Brak dotacji do emerytur z systemu repatriacyjnego oznacza, że gdy spadają wpływy ze składek, spada również wysokość emerytur. Tak było np. w 2009 r., gdy na skutek wzrostu bezrobocia świadczenia emerytalne były niższe niż rok wcześniej.
- W przypadku holenderskim tempo wzrostu emerytur zależy od tego, w jakiej kondycji jest gospodarka, gdy w lepszej jest wyższe, gdy w gorszej - niższe, a nawet mogą zdarzyć się obniżki - przyznaje Mirosław Gronicki, ale zaznacza, że wysokość świadczenia zależy też od wyboru funduszu. - Jest wolna konkurencja, każdy może wybrać fundusz. Ludzi się informuje, które fundusze są dobre, a które złe. U nas jesteśmy skazani na jednego dostawcę emerytur w I filarze - dodaje.
Jak przed wojną
Niestety w obecnej sytuacji na przekształcenie ZUS-u na wzór holenderski nie ma co liczyć. Problem ponownie leży w niezbilansowaniu systemu. Jak wyjaśnia Mirosław Gronicki, obecnie i tak trzeba by dotować I filar, tyle tylko że pieniądze trafiałyby do kilkuset podmiotów, co powiększyłoby koszty. Nie oznacza to jednak, że całą ideę należy odrzucić jako nierealną.
- Rozwiązanie to nawiązuje w pewnym sensie do tego, co działało w Polsce przed wojną - mówi Mirosław Gronicki. - Gdy powstał ZUS, to z zasady był niezależny od rządu i z zasady miał się bilansować. Nie dopuszczano takiej sytuacji, by mógł dostawać dotację z budżetu, bo wówczas siłą rzeczy zależałby od rządu.
Jednak w momencie reform ustrojowych w latach 1989-1990 nie powrócono do przedwojennych rozwiązań, tylko odziedziczono postkomunistyczny system, który zdaniem Mirosława Gronickiego obecnie jest kulą u nogi polskiej gospodarki i finansów publicznych.
Górnik, żołnierz i policjant popsuli system
Zmiany prowadzące do zbilansowania wypłat państwowych emerytur podjęto w reformie z 1999 r., ale, jak zauważa Mirosław Gronicki, przez kilkanaście lat system popsuto. Przede wszystkim poprzez wydzielenie grup uprzywilejowanych.
Zasada jest prosta. Jeżeli ktoś dostaje wyższą emeryturę na innych zasadach niż wszyscy, to pozostali albo dostaną niższe świadczenia, albo do wspólnej kasy trzeba dopłacać z innych źródeł.
- Jeżeli chcieliśmy stworzyć różne systemy, takie jak emerytur mundurowych i górniczych na takiej zasadzie, że finansujemy je z naszych podatków, to trzeba było zadać pytanie w referendum, czy naród zgadza się na przywileje dla pewnych grup. Takie pytanie nie padło, tylko te grupy to wymusiły - podsumowuje Mirosław Gronicki.