Brazylia na piłkarskich kolanach i na krawędzi buntu społecznego

Katastrofa Brazylii w meczu z Niemcami może mieć tragiczne konsekwencje dla gospodarki tego kraju. Tuż przed mistrzostwami na ulice największych brazylijskich miast wychodziły setki tysięcy protestujących, po meczu kibice znów starli się z policją.

Brazylia na piłkarskich kolanach i na krawędzi buntu społecznego
Źródło zdjęć: © AFP | PEDRO UGART

Tłum domaga się rozliczenia gigantycznej korupcji przy inwestycjach w organizację mundialu, żądając podwyżek i poprawienia warunków życia. Pocieszeniem dla ludu miały być igrzyska, ale pod warunkiem dobrej gry reprezentantów kraju. Tymczasem ci, w półfinale ponieśli największą porażkę w historii, co dodatkowo może rozwścieczyć ulicę.

W ciągu ostatnich dziesięciu lat gospodarka Brazylii wzrosła czterokrotnie z 552 mld dolarów do 2 243 mld dolarów. Aż o 70 proc. zmalała liczba osób żyjących w ubóstwie, a aż 40 milionów ludzi awansowało do klasy średniej. W przeliczeniu na osobę produkt krajowy brutto wzrósł z 3,1 tys. do 11,3 tys. dolarów. Dla porównania, w tym samym czasie polski PKB zwiększył się "tylko" dwukrotnie z 216 mld do 516 mld dolarów oraz z 5,7 tys. do 13,4 tys. na jednego obywatela.

Nawet biorąc pod uwagę spadającą siłę dolara, skok Brazylii robi wrażenie. Na fali wznoszącej rząd postanowił urządzić w tym roku mundial, a za dwa lata letnie igrzyska olimpijskie. Wydatki na cele sportowe okazały się gigantyczne. Organizacja mistrzostw świata pochłonęła 11,3 mld dolarów - 0,5 proc. produktu krajowego Brazylii w 2013 r.

Wskaźniki zadłużenia pokazują, że organizacja igrzysk sportowych jest swoistym wyznacznikiem sposobu władz Brazylii na wzrost gospodarki. Ma być to wzrost finansowany długiem i przychylnością rynków finansowych, kupujących obligacje rządowe z niskim oprocentowaniem. Zadłużenie największego kraju Ameryki Południowej w ciągu dziesięciu ostatnich lat rosło niemal tak szybko, jak produkt krajowy brutto, bo z 412 mld do aż 1488 mld dolarów. Jak widać, roczny przyrost gospodarki o 1650 mld dolarów kraj okupił zwiększeniem zadłużenia o 1076 mld dolarów.

O ile jednak w latach 2003-2008 proporcja zadłużenia rządowego do PKB Brazylii spadała z 74,6 proc. do 63,5 proc., o tyle od 2008 do 2013 roku wzrosła już do 66,3 proc., co świadczy o tym, że inwestycje rządowe przestały produkować wzrost, a zaczynają obciążać gospodarkę. Ten balast to wynik nieefektywnych inwestycji w infrastrukturę potrzebną do obsługi igrzysk sportowych. Wzrost gospodarczy w ostatnich trzech latach miał już tylko symboliczny poziom.

Jak podaje tygodnik "Najwyższy Czas", nowoczesne stadiony stawiano w miastach, w których nie ma nawet trzecioligowych drużyn piłkarskich - Manaus, Natalu, Cuiabie i stołecznej Brasilii. Stadion narodowy w stolicy kosztował 0,7 mld dolarów, dwukrotnie więcej niż planowano, do dokończenia potrzeba jeszcze 131 mln dolarów, a i tak nie wiadomo... dla kogo jest budowany. Z 20 pierwszoligowych drużyn aż osiem to praktycznie bankruci, a ich zobowiązania płatnicze sięgają 1,5 mld dolarów i nawet najsłynniejszy klub z Rio De Janeiro - Flamengo - zalega z wypłatami aż 240 mln dolarów. Dodatkowo, wiele ważnych inwestycji infrastrukturalnych nie zostało dokończonych. Czy cała sytuacja czegoś nam aby nie przypomina?

O ile jednak w Polsce nastroje społeczeństwa nie są jeszcze rewolucyjne, o tyle Brazylijczycy są dużo bardziej żądni krwi. Niespełnione postulaty związków zawodowych i oskarżenia o korupcję wyprowadziły na ulicę setki tysięcy ludzi tuż przed mistrzostwami. Po sromotnej porażce reprezentacji z Niemcami pojawiły się informacje o spalonych przez rozwścieczonych kibiców samochodach w Sao Paolo. Mówi się już głośno, że zaplanowane na początek października wybory prezydenckie, parlamentu i na gubernatorów stanowych, skończą się porażką ekipy rządzącej, a na ulice zamiast kilkudziesięciu tysięcy wyjdzie kilkaset tysięcy ludzi.

Organizowanie igrzysk już w starożytności było sposobem na uśmierzenie złych nastrojów poddanych. Wystarczyło do rozrywki dodać chleb, a lud był zadowolony. Dzisiejsze igrzyska niosą ze sobą jednak jeszcze aspekt potrzeby zwycięstwa narodu, są formą bezkrwawej wojny i sukces sportowców jest traktowany jak kiedyś wygrana w wielkiej bitwie. Dlatego zdemolowani przez Niemców piłkarze mogą być gwoździem do trumny rządu Brazylii, ponieważ na kredyt rozbudzono zbyt duże nadzieje na sukces sportowy. Teraz wściekły, że nie było sukcesu lud będzie musiał spłacić ten dług.

Sytuacja przypomina to, co było w Polsce po mistrzostwach Europy 2012 roku. Tyle, że szczęśliwie dla ekipy Donalda Tuska, Polacy nie bardzo wierzyli w sukces naszych futbolistów i na temat ich talentu mają cały czas niezbyt pochlebne zdanie, więc i sukcesu, choćby w postaci wyjścia z grupy eliminacyjnej, nikt się nie spodziewał. Brazylijczycy mają inaczej i inaczej niż w Polsce wszystko się może skończyć.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (62)