Środowa wzrostowa sesja w USA nie pozostawiała europejskim inwestorom większego wyboru - rynek miała opanować strona popytowa. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostawała skala zwyżek.
W dniu wczorajszym doszło do wyhamowania dynamiki tendencji wzrostowej,
na co wpływ miała przede wszystkim stosunkowo niewielka odległość od ważnego
technicznego oporu wyznaczonego przez strefę 1.780-1.800 pkt.
Po mocno wzrostowej sesji w USA (DJIA +4,9%; S&P500 +6,5%) oraz Japonii (Nikkei +5,2%) należało spodziewać się kontynuacji wzrostów na warszawskim parkiecie.
Gigantyczna przecena na giełdach w USA, której towarzyszyło przebicie minimów bessy z 2002 roku, nie wywołała spodziewanej paniki na warszawskim parkiecie. Zamknięcie tokijskiego parkietu na plusach oraz mocne wzrosty kontraktów na amerykańskie indeksy, zaowocowały optymistycznymi nastrojami na WGPW.
Otwarcie kontraktów wypadło wczoraj powyżej ważnej strefy wsparcia Fibonacciego: 1563 – 1573 pkt. Jak mogliśmy się przekonać, wskazany przedział rzeczywiście odegrał na sesji ważną rolę, gdyż tak naprawdę notowania kontraktów bezustannie „zahaczały” właśnie o ten rejon cenowy.
Udana obrona istotnych wsparć na giełdach w USA, potwierdzona optymistyczną końcówką, nie znalazła odzwierciedlenia na innych światowych parkietach. Wprawdzie kontrakty serii grudniowej rozpoczęły środowy handel na plusie (1 597 pkt), lecz szybko to sprzedający zdobyli przewagę.
Otwarcie FW20Z08 wypadło wczoraj nadspodziewanie wysoko (poziom: 1692 pkt., wobec ceny odniesienia: 1690 pkt.), biorąc pod uwagę piątkową przecenę za oceanem.
Poniedziałkowe notowania kontrakty rozpoczęły z niemal identycznego do piątkowego zamknięcia poziomu, tj. 1692 pkt. Od początku było nerwowo, przed otwarciem rynku kasowego strata do odniesienia wynosiła nawet ponad 30 pkt., do 9:30 szybko jednak została zniwelowana.
Po środowej, niezwykle silnej przecenie na GPW zakończonej zupełnie nieoczekiwaną eksplozją popytu, wczorajszy dzień również nie zapowiadał jakiejś wyraźnej zmiany jakościowej w obowiązującym obecnie układzie sił na parkiecie.
Otwarcie kontraktów wypadło wczoraj na poziomie: 1831 pkt., co w sumie trzeba było uznać za spory sukces byków. Zarówno bowiem w poniedziałek jak i we wtorek giełdy na świecie spadały.
Wprawdzie należało spodziewać się korekty na warszawskim parkiecie, w związku z wtorkową przeceną na światowych rynkach, kiedy to na WGPW nie handlowano, lecz mało prawdopodobne jest, aby ktoś przewidział jej skalę.
W wyniku piątkowego triumfu byków za oceanem otwarcie kontraktów wypadło w poniedziałek powyżej strefy cenowej: 1850 - 1860 pkt. Jak widać na wykresie 30-minutowym kontraktów, ten przedział odegrał w minionym tygodniu stosunkowo ważną rolę, gdyż tutaj właśnie swój kres osiągały krótkoterminowe ruchy wzrostowe, inicjowane przez kupujących.
W związku z tym, że giełda nie pracowała we wtorek należało się spodziewać, że poniedziałkowy handel będzie przebiegał w długo weekendowych nastrojach.
Rozpoczęcie piątkowych notowań FW20Z08 na poziomie zbliżonym czwartkowemu zamknięciu (1 793 pkt), pomimo 5% spadków głównych amerykańskich indeksów w czwartek, pokazało, że inwestorzy zdyskontowali już niepokojące informacje z USA.
Czwartek upłynął pod znakiem powrotu niepewności na warszawski parkiet. Wprawdzie należało spodziewać się spadków na przedostatniej sesji w tym tygodniu, jednak jej przebieg świadczy o narastającej nerwowości.