20 lat na zasiłku, bo praca się nie opłaca?

Nie mają pracy od lat. Niektórzy regularnie korzystają z pomocy społecznej. Inni pracują na czarno. Czy osoby długotrwale bezrobotne są naciągaczami i chcą tylko żyć na koszt państwa. A może rzeczywiście nie ma dla nich pracy?

20 lat na zasiłku, bo praca się nie opłaca?

22.04.2010 | aktual.: 22.04.2010 16:19

Nie mają pracy od lat. Niektórzy regularnie korzystają z pomocy społecznej. Inni pracują na czarno. Czy osoby długotrwale bezrobotne są naciągaczami i chcą tylko żyć na koszt państwa. A może rzeczywiście nie ma dla nich pracy?

Są regiony, w których 80 proc. korzystających z pomocy społecznej pobiera ją nieprzerwanie od kilkunastu lat. Od 20 lat nikt nie zmienił zasad przyznawania pomocy społecznej i wiele osób się od niej uzależniło.

Nie pracują dzieci, a nawet wnuki

Jest coraz więcej gmin, w których z pomocy państwa żyje nawet co drugi mieszkaniec, a korzystanie z pomocy społecznej dla wielu tysięcy Polaków stało się niemal zawodem - wynika z najnowszego raportu GUS.

PAP cytuje autora opracowania dr Krzysztofa Jakubika, dyrektora krakowskiego oddziału GUS, który stwierdził: "taki kliencki sposób życia z zasiłków jest już dziedziczony przez dzieci, a nawet wnuki". Zdaniem wielu specjalistów, pomoc społeczna zamiast aktywizować, utrwala biedę

"Trochę uzbieram, trochę dostanę z pomocy społecznej"

Janek codziennie zbiera puszki po piwie, szuka też w śmietnikach elementy metalowe, które potem sprzedaje. Zarabia na tym miesięcznie ok. 2 tys. zł. Jak mówi, jeśli nie znajdzie lepiej płatnej pracy, nie zrezygnuje ze złomu.
- No przecież się nie opłaca. Całe dnie zajmuje mi zbieranie złomu. Gdybym pracował na etacie nie miałbym czasu na zbieranie. A nie chcę zarabiać 500 zł. Na razie jestem zdrowy, dlatego nie odprowadzam składek, mam gdzie mieszkać, urlop robię sobie kiedy chcę. Sam sobie jestem szefem. Na piwo idę, kiedy tylko mam ochotę. Czasem dostaję jakiś zasiłek celowy z pomocy społecznej, na ciepłą kurtkę albo na buty – mówi Jan Rogowski.

Anna od 10 lat nie ma pracy, ale w urzędzie pracy zarejestrowała się kilka miesięcy temu. Zależało jej na bezpłatnej opiece medycznej. Jak mówi, gdy straci status bezrobotnego, znów pójdzie się zarejestrować. Nie ma środków do życia i musi znajdować się na liście bezrobotnych, żeby dostać pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Wiem, że z tym zwlekałam. Ale od jakiegoś czasu sama wychowuję dziecko, mój były mąż wyjechał i uchyla się od płacenia alimentów. Musiałam się zarejestrować, inaczej zapomoga by przepadła. Do pracy nie pójdę, bo kto zajmie się dzieckiem - mówi Anna Chorzowska, bezrobotna z Gdańska.

Kto zajmie się dzieckiem?

Adam wrócił z Wielkiej Brytanii. Był nawet w urzędzie pracy. Ale nie podobały mu się oferty. Jak mówi, "nic nie wybrał dla siebie".
- Oczywiście mógłbym pracować fizycznie, nie ma z tym problemu. Ale nie za tysiąc złotych. Jak zobaczyłem ofertę – „ w magazynie, za tysiąc złotych”, to się roześmiałem. Wcześniej nosiłem towar, ale na miesiąc zarabiałem 4 tys. zł. Szkoda fatygi, żeby harować za tak małą kasę. Na razie mam z czego żyć, poczekam na coś lepszego – mówi Adam Wielkoruski, ma 23 lata, jest po szkole zawodowej, którą ukończył w Toruniu.

„Skandal, co te urzędy proponują”

Joanna mówi, że zarobki w wysokości tysiąca złotych są dla niej upokarzające. Chociaż nie ma kwalifikacji, „nie widzi się w pracy proponowanej przez urząd pracy”.
- Miałam iść do kuchni. Jako pomoc kuchenna w jakiejś tam szkole. No ale powiedziałam, że niezbyt lubię dzieci, mam alergię na cebulę i nie mogę jej kroić oraz że miejsce pracy jest daleko od miejsca zamieszkania – 2 kilometry. No proszę wybaczyć, ja nie będę jeszcze wydawać na dojazdy do tej ich pracy. Skandal, co te urzędy pracy proponują. A jak usłyszałam, że to wszystko za tysiąc złotych, to odwróciłam się na pięcie i wyszłam – mówi Joanna, ma 24 lata, nigdy nie pracowała dłużej niż pół roku, była opiekunką do dzieci, sprzedawczynią, sprzątała w zakładzie fryzjerskim, nie ma żadnego wykształcenia. Nie ma dochodów, pomaga jej matka - emerytka, która chodzi do ośrodka pomocy społecznej i ubiega się o zasiłki (od ok. 100 do 500 zł). Otrzymuje je, bo sama nie może pracować, jest schorowana. Pieniądze daje Joannie, która z kolei mieszka i z matką, i ze swoim bezrobotnym chłopakiem.

Doradcy: 30% bezrobotnych naciąga

Doradcy personalni i urzędnicy nie mają wątpliwości: wielu długotrwale bezrobotnych to zwykli naciągacze. Z raportów resortu pracy wynika, że średnio 30% zarejestrowanych bezrobotnych to osoby, które zarejestrowały się w „pośredniaku” po to, by skorzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej albo ze świadczeń z pomocy socjalnej. W ogóle nie szukają pracy lub szukają nieefektywnie.

Krzysztof Winnicki

ubóstwobezrobociezatrudnienie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (627)