500 plus i papierosy od ruskich
- To trudny teren - mówią o Braniewie pracownicy lokalnego urzędu pracy. Bo choć bezrobocie przekracza tu 19 proc., chętnych do pracy brak. Legalnie się nie opłaca. Ludzie wolą handlować papierosami i paliwem z Rosji.
- To zawsze było specyficzne miejsce - mówi pan Marcin, którego spotykam przed lokalnym pośredniakiem. W Braniewie mieszka od urodzenia. Ma jakieś 50 lat. - Za komuny, jak jeszcze przejście w Gronowie nie działało tak jak teraz, to tu się właściwie wszystko kończyło. Dalej nie było już po co jechać. Same pola i PGR-y. To co się dziwić, że ludzie do ruskich jeżdżą? A gdzie mają jechać?
Pytam, czy zna kogoś, kto jeździ regularnie i przywozi rosyjskie paliwo czy papierosy.
- Czy znam? Panie, sam bym jeździł. Tylko czasu nie mam. Ruskie paliwo, jak ktoś przywiezie, to u nas po 4 złote sprzedaje. No to tam muszą po maksymalnie 3 tankować. Fajki na bazarze po 5-6 zł za paczkę pan kupi. Ale niech pan lepiej nie kupuje, szkoda zdrowia na te ich fajki. Sam rzuciłem, jakieś 10 lat temu - mówi.
Do najbliższego przejścia granicznego z centrum Braniewa jest około 8 kilometrów. Jednorazowo można przewieźć 200 sztuk papierosów i tyle paliwa, ile zmieści się w baku.
Kto miał jeździć, ten jeździ
Do 2016 roku na granicy z Obwodem Kaliningradzkim funkcjonował mały ruch graniczny, czyli umowa międzynarodowa, która umożliwiała przekroczenie granicy na uproszczonych zasadach. Obejmowała tylko mieszkańców terenów przygranicznych.
- Wszyscy wtedy jeździli. Jeśli człowiek jechał codziennie, to zarobił więcej niż gdziekolwiek w okolicach Braniewa - mówi pan Marcin.
W roku 2016 mały ruch graniczny zawieszono ze względu na szczyt NATO i Światowe Dni Młodzieży. I tak zostało. Teraz, żeby przekroczyć granicę, trzeba mieć wizę.
- Przez chwilę się uspokoiło, ale potem wróciło. Kto miał jeździć, to się postarał o wizę i jeździ - mówi właścicielka niewielkiego baru. - Z papierosami najczęściej na bazarze stoją - dodaje.
Idę więc na bazar. Nie mam szczęścia. Nad Braniewem przeszła burza i wygląda na to, że zaraz rozpęta się kolejna. Czynnych jest tylko kilka niewielkich sklepików z ubraniami, pod dużą wiatą stoi tylko jeden stragan.
- To ta pogoda. Normalnie ludzie handlują - mówi klientka sklepu. - Ale to i tak nie jest ten handel, co parę lat temu. Wtedy to deszcz nikogo nie odstraszał. Z tymi papierosami od ruskich też ludzie stoją, ale lepiej ich nie palić. Zresztą, w ogóle lepiej nie palić - dodaje.
Pytam o bezrobocie. Drugie największe w Polsce, zaraz po Szydłowcu. - Bezrobocie? Chyba na papierze - śmieje się moja rozmówczyni.
- Ludzie wolą brać zasiłki i na czarno pracować - mówi ekspedientka małego sklepiku, która wyszła na chwilę zapalić papierosa. - Legalna praca się tutaj nie opłaca. Dostaniesz najniższą krajową i tyle. A tak? Zasiłek, rodzinne, 500 plus i do tego dorobisz bez umowy. Albo sezonowo, albo za granicę pojedziesz parę razy i masz. Wie pan, że od lipca wizy są za darmo? Ruscy wprowadzili. Turystyczne.
19 proc.
W sierpniu stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 5,2 proc. Z roku na rok systematycznie spada. W całym kraju. W Braniewie też. Tylko w nieco innym tempie.
W tej chwili wynosi nieco ponad 19 proc. To i tak nieźle, bo jeszcze niedawno była na poziomie 23 proc.
W lokalnym urzędzie pracy ofert jednak nie brakuje. Na tablicach ogłoszeniowych są głównie te, które zachęcają do podjęcia pracy w służbach mundurowych. Bo największym lokalnym pracodawcą w Braniewie, obok zakładu meblarskiego i browaru Namysłów, są właśnie służby - stacjonuje tu wojsko, straż graniczna, policja, jest też areszt śledczy, który potrzebuje funkcjonariuszy.
- Sukcesywnie są prowadzone nabory - mówi Agnieszka Zdanowicz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Braniewie. - Ani straż graniczna, ani policja nie mogą dokonać pełnego naboru - rozkłada ręce.
Najtrudniej znaleźć pracownika wykwalifikowanego, np. kierowcę kat. C, CE czy kierowcę autobusu. Tych stale na lokalnym rynku pracy brakuje. Ale poszukiwani są też niewykwalifikowani pracownicy. Np. w rolnictwie.
- W naszej gminie jest hodowla gęsi. Rolnik bezskutecznie szuka ludzi do pracy, podczas gdy oni wolą podejmować prace interwencyjne, tylko po to, by przepracować okres potrzebny od ponownego otrzymania zasiłku dla bezrobotnych - mówi Krzysztof Łabuda, sekretarz gminy Braniewo. - Dlatego to bezrobocie można traktować trochę jako sztuczny wskaźnik. Praca jest, tylko brakuje osób, które chciałyby się jej podjąć.
- Teren jest po prostu specyficzny - mówi Agnieszka Zdanowicz. - Niewielu jest nowych inwestorów, są bardzo duże koszty utrzymania, w przyszłym roku wzrośnie pensja minimalna, a jeśli przedsiębiorcy nie stać na koszty utrzymania pracownika, to nie zatrudni - wyjaśnia.
Najniższa krajowa czy zasiłek?
Motyw zasiłku i kalkulacji pojawia się zawsze, gdy pytam w Braniewie o bezrobocie. W sklepie, w barze, na targowisku, czy w urzędzie.
- Jak ktoś sobie dobrze policzy zasiłek dla bezrobotnych, rodzinne, dodatek mieszkaniowy, zasiłek z MOPS, to wychodzi, że nie jest wcale najgorzej. To po co pracować? - mówi klientka sklepu, którą spotykam niedaleko targowiska. - Ludzie kombinują. Trochę pracują bez umowy, trochę legalnie, jak stracą prawo do zasiłku - tłumaczy.
- Świadczenia mogą demotywować do podjęcia pracy. Osoba zarejestrowana jako bezrobotna ma zapewnione ubezpieczenie zdrowotne. Nasze ogłoszenia to też w większości oferty za najniższą krajową, więc niektórzy kalkulują, czy w ogóle taką pracę opłaca im się podejmować. Przy proponowaniu osobom bezrobotnym ofert pracy, często odmawiają one z uwagi na niskie wynagrodzenie - mówi Agnieszka Zdanowicz.
Często okazuje się, że jeśli się opłaca, to na krótko, bo wśród zarejestrowanych w urzędzie pracy jest spora rotacja.
Efekt jojo
Projekty, które mają aktywizować osoby bezrobotne, organizuje nie tylko urząd pracy, ale jeszcze wiele innych podmiotów, jak np. fundacje, stowarzyszenia czy OHP. Pieniądze na staże i szkolenia pochodzą przede wszystkim z funduszy unijnych.
- Dużo osób bezrobotnych wypełnia deklaracje przystąpienia i bierze udział w takich projektach. Na czas trwania projektu są wykreślane z rejestru bezrobotnych, bo podlegają wtedy ubezpieczeniu - mówi Agnieszka Zdanowicz. - Są takie projekty, gdzie po zakończeniu stażu osoby muszą być zatrudnione np. przez miesiąc albo przez trzy miesiące na pół etatu. Osoby te najczęściej podejmują zatrudnienie, ale po tym obowiązkowym okresie wracają do naszych rejestrów - wyjaśnia.
- Wie pan, co jest ciekawe? Mnóstwo ludzi chce podejmować prace interwencyjne. Zamiast znaleźć normalną robotę, to ludzie są trochę na zasiłku, trochę pojeżdżą za granicę, trochę popracują. Nie wiem, skąd się bierze taka ciągota do kombinowania - mówi nieoficjalnie jeden z lokalnych urzędników.
Mentalność PGR-u
Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy wskazuje jeszcze jedną przyczynę dwucyfrowego bezrobocia - komunikację. A właściwie jej brak. Bo z okolicznych gmin do Braniewa, bez własnego samochodu, nie jest wcale tak łatwo dojechać.
- Mamy autobusy szkolne, ale one nie jeżdżą w miesiącach wakacyjnych i w ferie, więc część osób jest praktycznie odcięta od komunikacji - mówi Agnieszka Zdanowicz. - Jest wiele osób, które mieszkają w odległych miejscowościach, na terenach dawnych PGR-ów. Często wskazują one na to, że brak komunikacji jest dla nich powodem odmowy przyjęcia propozycji pracy - tłumaczy.
Zdarzają się miejscowości, do których komunikacja publiczna nie dojeżdża w ogóle. W urzędzie słyszę, że niektórzy wynajmują samochód tylko po to, żeby dojechać na wizytę w PUP.
Zdaniem niektórych urzędników wykluczenie komunikacyjne to jednak tylko pretekst.
- Gmina ma obowiązek zapewnić dzieciom dojazd do szkół. Mamy więc podpisaną umowę z PKS-em i cała gmina jest w czasie roku szkolnego skomunikowana. To jest normalny kurs PKS, którym dzieci jeżdżą bezpłatnie, bo bilet miesięczny finansuje gmina. Jak ktoś dorosły chce, może sobie kupić bilet i nim pojechać - mówi Krzysztof Łabuda. - Fakt, nie jest to taki rozkład, który pasowałby każdemu co do minuty, ale jest. Poza tym nie mówimy tutaj o miejscowościach, w których w ogóle nie ma samochodów. W niektórych gospodarstwach są czasem i po dwa. Czy naprawdę nie można się dogadać z sąsiadem? - pyta retorycznie.
Za utrzymujące się dwucyfrowe bezrobocie, zdaniem części urzędników, odpowiada jednak nie komunikacyjne wykluczenie, a niechęć mieszkańców do podejmowania pracy i brak samodzielności. Bo transformacja ustrojowa nie obeszła się z mieszkańcami okolic Braniewa zbyt łagodnie.
- Gdy likwidowano PGR-y, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wyprzedawała byłym pracownikom mieszkania za bardzo niską cenę - mówi jeden z lokalnych urzędników. - Tym ludziom zrobiono straszną krzywdę. To było jak przywiązanie im kotwicy do szyi. Potem zlikwidowano autobusy i zostawiono ich tam, gdzie nie ma nic. A to są ludzie przyzwyczajeni do tego, że do pracy albo ich ktoś woził, albo mieli przez ulicę i nic nigdy nie było ich - dodaje.
Urzędnik mówi o tym "mentalność PGR-u". Bo mieszkańcy dawnych państwowych gospodarstw kompletnie nie potrafią sobie poradzić z nową rzeczywistością.
- Ci ludzie przez lata mieszkali w mieszkaniach, w których nawet żarówki nie było im wolno wymienić. Z każdą bzdurą chodzili do administratora. Dzisiaj nie potrafią inaczej, czekają, aż ktoś zrobi coś za nich. Nie potrafią wsiąść na rower czy nawet przejść tych kilku kilometrów i poszukać pracy, bo ta praca zawsze była tuż obok - mówi.
Podaje przykłady mieszkań, w których wycinano krokwie dachowe, żeby palić nimi w piecu. Bo do lasu po drewno było tym ludziom za daleko.
Potrzeba inwestora, inwestor potrzebuje
Od początku roku do pierwszych dni września PUP w Braniewie przyjął 351 oświadczeń o powierzeniu pracy cudzoziemcowi i wydał 62 zezwolenia na pracę sezonową. Przyjeżdżają ludzie ze Wschodu.
- W skali innych powiatów to niewiele, ale obserwując poprzednie lata, jest tego coraz więcej - mówi Agnieszka Zdanowicz.
Duża inwestycja na pewno poprawiłaby sytuację - przynajmniej część ludzi w końcu poszłaby do stałej, legalnej pracy za niezłe pieniądze. Z drugiej strony wiedząc, że mimo wysokiego bezrobocia o pracowników jest trudno, to ściągnięcie inwestorów też łatwe nie będzie.
- Jedna z firm z branży meblarskiej buduje właśnie nową halę. Na razie nie dostaliśmy żadnej propozycji współpracy, ale liczę na to, że trochę tych miejsc pracy może się pojawić - mówi Agnieszka Zdanowicz. - Ale z drugiej strony może być też tak, że właściciel postawi na automatyzację albo na pracowników z Ukrainy - kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl