Amerykanie potwierdzają, że chęć sprzedaży akcji wygasa

W USA inwestorzy po 3 dniach odpoczynku wrócili pełni optymizmu. Przypominam, że już w piątek widać było dużą niechęć do sprzedaży akcji.

Amerykanie potwierdzają, że chęć sprzedaży akcji wygasa
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

17.02.2010 09:22

To z byle powodu musiało we wtorek zaowocować wzrostem indeksów. Szukanie uzasadnień typu raport kwartalny Barclays, czy sprawa Grecji (nadal tak zagmatwana jak była w piątek) nie ma sensu. Rynki chciały korekty (wzrostowej) i ją otrzymały.

Bykom pomagały we wtorek dane makro. Przepływ kapitałów do USA jest zawsze lekceważony i teraz też tak było. Odnotujemy, że napłynęło netto 63 mld USD (oczekiwano 50 mld). Indeks NY Empire State pokazujący jak zachowuje się w lutym gospodarka regionu Nowego Jorku wzrósł zdecydowanie mocniej niż oczekiwano (z 15,92 na 24,9 pkt.). Od dłuższego już czasu rynki lekceważą dane regionalne, ale tym razem gracze z przyjemnością wykorzystały ten raport. Również indeks rynku nieruchomości podawany przez NAHB wzrósł mocniej niż oczekiwano – z 15 na 17 pkt. To nadal bardzo niski poziom, ale z pewnością takie dane nie mogły zwiększyć podaży akcji.

Bykom na rynku akcji pomagało też zachowanie rynku walutowego. Po godzinie 16.00 rosnący przedtem umiarkowanie kurs EUR/USD ruszył gwałtownie na północ kończąc dzień wzrostem o dobrze ponad jeden procent. Takie duże zmiany kursu walutowego są bardzo rzadkie, ale tym razem całkowicie uzasadnione. Tegoroczne spadki kursu doprowadziły do takiego wyprzedania technicznego rynku, że mocne odbicie po prostu mu się należało. Nie miało to oczywiście nic wspólnego z jakością danych makro. Tak duże osłabienie dolara natychmiast przełożyło się na duże wzrost cen surowców.

Rynek akcji miał wsparcie w danych makro i w rynku surowcowym. Poza tym osłabienie dolara pomagało eksporterom. Indeksy szybko wzrosły już na początku sesji, a potem rynek na klika godzin wszedł w marazm. Skończył się on na 1,5 godziny przed końcem sesji, kiedy to byki znowu zaatakowały. Sesja zakończyła się bardzo dużymi zwyżkami indeksów, ale przypominam, że dopiero test okolic 1.104 pkt. (dla S&P 500) będzie dla rynku kluczowy i może zadecydować o tym, co będzie się działo w najbliższych tygodniach. Powinniśmy ten test zobaczyć w tym tygodniu.

GPW rozpoczęła wtorkowy handel od wzrostu indeksów, ale bardzo szybko wróciły one do poziomu neutralnego, gdzie rynek zamarł na ponad trzy godziny. Wystarczyło jednak, żeby po godzinie 13.00 indeksy w Europie wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia, żeby zlecenia koszykowe zaczęły niszczyć rynek. WIG20 bardzo szybko wylądował na solidnych, ponad jednoprocentowych minusach. Korygowały się przede wszystkim Pekao i PKO BP - na małym obrocie, wiec spadek nie ma wielkiego znaczenia, bo poprzednie zwyżki miały za sobą duży obrót. Mocno traciła też TPSA. Wzrosty BRE i KGHM nie mogły rynku obronić. Neutralnie zachowywał się rynek mniejszych spółek.

Po tym spazmie podaży indeksy zaczęły się po pobudce w USA podnosić, czemu sprzyjała poprawa nastrojów na rynkach europejskich i niezłe dane makro napływające z USA. Jednak nie udało się wyprowadzić WIG20 nawet w okolice neutralnego zamknięcia. Indeks spadł o 0,9 procent. W ten sposób rynek dał sygnał mówiąc nam: dwa wzrosty po dwa procent zlikwidowało stan wyprzedania technicznego, ale do dalszych zwyżek potrzebne są nowe impulsy, a nie tylko odbicie na rynkach europejskich.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)