Aptekarze ujawniają prawdę o wielkim spisku. "To zagraża zdrowiu pacjentów!"
Leki niezbędne tysiącom Polaków w tajemniczy sposób znikają z rynku. Winą za to obarczani są głównie aptekarze, którym zarzuca się odsprzedawanie za granicę refundowanych medykamentów. Oni bronią się wskazując, że główna część procederu odbywa się bez ich udziału, a spisek sięga znacznie wyżej.
Pod koniec listopada w Polskę poszła informację, że na południu kraju brakuje medykamentów ratujących życie. W wielu aptekach w Krakowie i Katowicach nie można było kupić insuliny, leków przeciwzakrzepowych, kardiologicznych czy onkologicznych (CZYTAJ WIĘCEJ).
Winą za taką sytuację media obarczyły przede wszystkim aptekarzy, zarzucając im udział w procederze nazywanym odwróconą dystrybucją. Polega on na tym, że refundowane leki są odsprzedawane po znacznie wyższych cenach za granicę. W efekcie nie trafiają do polskich pacjentów.
Aptekarze: My chorych bronimy!
Do naszej redakcji zgłosili się przedstawiciele środowiska aptekarzy, protestując przeciwko zrzucaniu całej winy na nich. Nie ukrywają, że znajdują się wśród nich czarne owce, biorące udział w tym procederze. Podkreślają jednak, większość farmaceutów broni chorych i stara się zmusić władze do opanowania sytuacji na rynku leków.
Jednym z dowodów walki aptekarzy o pacjentów jest dramatyczny apel Śląskiej Izby Aptekarskiej: "Obecna, coraz bardziej dotkliwa dla pacjentów, sytuacja oraz niedopuszczalna działalność niektórych firm farmaceutycznych polegająca na utrudnianiu, a czasami wręcz uniemożliwianiu aptekom zakupu wielu ważnych leków, stwarza zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów. Taki stan rzeczy uniemożliwia aptekom wypełnianie ustawowych obowiązków."
Śląscy aptekarze otwarcie wskazali winnych całej sytuacji: "Informujemy, że opisana sytuacja jest wynikiem nieuczciwego i bezkarnego postępowania niektórych hurtowni farmaceutycznych i "współpracujących" z nimi aptek, które niezgodnie z obowiązującym prawem farmaceutycznym uczestniczą w tzw. odwróconym łańcuchu sprzedaży leków."
Zarzuty Izby precyzuje jej prawnik, radca prawny Krystian Szulc. Zwraca uwagę, że wiele aptek należy nie do pojedynczych osób, ale do wielkich sieci lub do ludzi spoza branży.
- Dyplomowanym farmaceutą trzeba być, żeby pracować w aptece, ale już nie po to, aby być właścicielem apteki lub handlować lekami - stwierdza nasz rozmówca. I dodaje: - Zdarzają się sytuacje, że aptekarze - a dokładnie ich kierownicy - odkrywają w aptece faktury na leki, które nigdy nie trafiły do apteki, do której zostały zakupione. Zazwyczaj kierownik nic o tym nie wie.
"Dlaczego nie ma leków w magazynach?"
Do naszej redakcji trafił zbiór maili wysyłanych przez aptekarzy, skarżących się różnym instytucjom na brak kluczowych lekarstw. Czasem są to listy kierowane wprost do producentów lub największych hurtowni leków na rynku. Przedstawiamy jeden z nich, w którym właściciel punktu domaga się od producenta wyjaśnień (ponieważ nie znamy jeszcze stanowiska tych podmiotów, usunęliśmy z tekstu nazwy leku i firm):
"Bardzo proszę o wyjaśnienie ciągłych braków preparatu (...) , różne dawki, w hurtowniach grupy (...). Zawsze były trudności z dostępnością tych leków, ale od około 4-6 tygodni sytuacja jest dramatyczna. Sporadycznie otrzymuję po 1 opakowaniu (...), pozostałe dawki są niedostępne. W aptece rosną "góry" recept od zdesperowanych pacjentów, oczekujących na realizację. Próbowałem wyjaśniać braki, bezpośrednio u producenta czyli w firmie (...) . Otrzymuję informację, że firma w 100 proc. pokrywa zapotrzebowania zgłaszane przez hurtownie farmaceutyczne, w tym w szczególności przez hurtownie (...). Tymczasem dostawy są zerowe lub minimalne. Firma (...) w rozmowie telefonicznej poinformowała mnie o skierowaniu do grupy (...) 50 tysięcy opakowań różnych dawek tego preparatu, tymczasem z Waszej strony wiem, że otrzymaliście tylko 9 tysięcy na wszystkie oddziały. Ktoś mija się z prawdą."
Zdaniem aptekarzy, sytuację na rynku utrudnia fakt, że – jak na razie – jedyną systemową reakcją na wywóz leków było ograniczenie sprzedaży przez samych producentów. Efekt jest jednak taki, że polskie lekarstwa i tak trafiają za granicę, a na krajowym rynku jest ich jeszcze mniej. Budzi to w uczciwych aptekarzach desperację.
- Niestety nie możemy realizować recept naszych pacjentów, zmuszając w ten sposób chorego (często po złamaniach, po zabiegach chirurgicznych) do poszukiwania leku w innych konkurencyjnych aptekach. Mogę udokumentować wszystkie sprzedane przez nas ampułki, przedstawić wszystkie recepty, to wszystko jest do sprawdzenia. Czuję się bezsilna, to nie jest normalne, żebym błagała o wypisanie choć jednego opakowania leku, przecież często jest to lek ratujący życie pacjenta - opisuje jedna z aptekarek.
Krystian Szulc podkreśla, że rynek leków jest stosunkowo hermetyczny i mniej więcej wiadomo, gdy jakiś z jego uczestników zachowuje się dziwnie: - Zapotrzebowanie na niektóre leki jest stałe. Tymczasem zdarza się, że hurtowania obsługująca dany rejon nagle zamawia dziesięć razy więcej danego medykamentu. Od razu widać, że coś jest nie tak. Powinien to zauważać chociażby producent.
Teoretycznie producenci leków powinni zwalczać proceder odwróconej dystrybucji. Polskie fabryki należą zwykle do światowych koncernów, sprzedających swoje produkty w różnych krajach Europy po różnych cenach. Kierownictwu koncernów nie zależy więc, aby tanie leki z Polski trafiały np. do Niemiec.
Co innego jednak światowe kierownictwo, a co innego dyrektorzy polskich oddziałów. Ci chcą sprzedawać jak najwięcej i jak najszybciej - aby pochwalić się wynikami. Przymykają więc oko na odwróconą dystrybucję.
Krystian Szulc konkluduje smutno: - Na tym procederze nie traci państwo, bo refunduje tylko leki zakupione przez pacjentów. Zyskują producenci, hurtownicy i nieuczciwi przedsiębiorcy prowadzący apteki. A traci tylko pacjent, który z powodu tych spekulacji może stracić zdrowie, albo nawet życie.
Trudno znaleźć winnych
Zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia z zapytaniem, czemu od wielu miesięcy nie potrafi rozprawić się z procederem odwrotnej dystrybucji. W imieniu MZ odpowiedział nam rzecznik Głównego Inspektora Farmaceutycznego, który zajmuje się tropieniem nieprawidłowości na rynku farmaceutycznym.
GIF podkreśla, że walka ze zjawiskiem odwróconej dystrybucji jest niezwykle trudna, z racji przebiegłości uczestników procederu: - Dochodzi również do sytuacji, w której przedsiębiorcy zgłaszają fikcyjne zawieszenie działalności, a w rzeczywistości przy zamkniętych drzwiach lokalu dochodzi do prowadzenia niezgodnego z przepisami obrotu produktami leczniczymi. Również celem "zamydlenia" procederu przedsiębiorcy otwierają, przejmują lub "werbują" dodatkowe hurtownie celem wydłużenia łańcucha. Może dochodzić do sprzedaży produktów przez hurtownię do apteki, apteka odsprzedaje to innej hurtowni , która pośrednio lub bezpośrednio sprzedaje leki do hurtowni na będącej na początku łańcucha.
Ponadto przedsiębiorcy uczestniczący w "odwróconym łańcuchu" prowadzą często jedynie wirtualny obrót, a podczas kontroli stwierdzane są zerowe stany magazynowe i puste hurtownie. Produkty lecznicze skupowane z aptek nie trafiają fizycznie do hurtowni. Jak podkreśla GIF, istnieje podejrzenie braku kontroli nad warunkami ich przechowywania. Na to samo zwracają również izby aptekarskie. Jednak Inspekcja ma też sporo do zarzucenia właśnie izbom:
- Wielokrotnie wychodziliśmy do Prezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej z propozycją współpracy w zakresie tzw. „odwróconego łańcucha dystrybucji”, poprzez zlikwidowanie powszechnego poczucia bezkarności farmaceutów, którzy jako osoby odpowiedzialne za prowadzenie aptek i hurtowni uczestniczą, bądź przyzwalają na prowadzenie obrotu produktami leczniczymi niezgodnie z przepisami ustawy Prawo farmaceutyczne. Współpraca nie osiągnęła oczekiwanego efektu. Osoby uczestniczące w odwróconym łańcuchu dystrybucji – członkowie izb aptekarskich wielokrotnie uzyskują pozytywne opinie i rękojmie dotyczące prowadzonej działalności.
Urzędnicy, aptekarze i firmy farmaceutyczne przerzucają się zarzutami i oskarżeniami, a tymczasem uczestnicy procederu spokojnie działają i zarabiają. Wykrywalność jest minimalna, a karalność jeszcze mniejsza. Jak poinformował nas GIF wobec aptek prowadzonych było dotąd ok. 400 postępowań, wobec hurtowni ok. 80. Wydano tylko 95 decyzji cofających zezwolenia na prowadzenie działalności. W toku jest 40 postępowań wszczętych wobec aptek.
Wobec hurtowni wydano 20 decyzji cofających zezwolenia na prowadzenie hurtowni farmaceutycznej. 5 hurtowni unieruchomiono. Trwają 22 postępowania wobec hurtowni w przedmiocie cofnięcia zezwolenia.
Przedsiębiorcy mogą jednak odwoływać się do sądu, a te działają niezbyt szybko. W okresie od stycznia 2012 r. do dziś, sądy administracyjne wydały łącznie tylko 9 wyroków w sprawie decyzji Głównego Inspektora Farmaceutycznego w przedmiocie cofnięcia zezwolenia w związku z uczestnictwem w "odwróconym łańcuchu dystrybucji leków".