Awaryjne lądowanie samolotu. Żart o bombie może słono kosztować
31.12.2016 11:28, aktual.: 31.12.2016 13:46
Do ośmiu lat więzienia i nawet kilkaset tysięcy złotych może kosztować pijacki "żart" 68-letniego Polaka, który doprowadził wczoraj do przymusowego lądowania samolotu w Pradze.
Do ośmiu lat więzienia i nawet kilkaset tysięcy złotych może kosztować pijacki "żart" 68-letniego Polaka, który doprowadził w piątek do przymusowego lądowania samolotu w Pradze.
Spóźnienie samolotu, przymusowe lądowanie, interwencja policji i pirotechników - tak skończył się powrót z wakacji na Wyspach Kanaryjskich dla 160 pasażerów linii lotniczych Enter Air.
Mężczyzna, który awanturował się na pokładzie samolotu i groził personelowi bombą, został zatrzymany i trafił do czeskiego więzienia. Sylwester spędzony za kratami może być najmniej dotkliwą z kar, jakie go spotkają.
Enter Air najprawdopodobniej wytoczy mu pozew o zwrot kosztów związanych z całym zamieszaniem. Linie muszą opłacić m.in. całą procedurę lądowania i startu, opiekę nad uziemionymi pasażerami, a dodatkowe międzylądowanie to też zwiększone koszty paliwa. Możliwe, że osobny rachunek wystawią także pirotechnicy, którzy musieli w Pradze skontrolować samolot.
Rzecznik prasowy Enter Air nie odbierał w sobotę telefonów. Na nasze pytanie zadane na Facebooku w sprawie odszkodowania poinformował jedynie, że na razie linia nie udziela informacji w tej sprawie.
Najpierw orzeczenie winy
Gdy rok temu samolot innej linii Small Planet musiał lądować w drodze z Warszawy do Hurghady w bułgarskim Burgas, koszty wstępnie oszacowano na 130 tys. zł. Składały się na nie m.in. opłaty lotniskowe, koszty paliwa, podstawienie samolotu zastępczego. Część ekspertów twierdziła jednak, że de facto koszty mogą być znacznie wyższe. Dosłownie kilka tygodni temu sprawa trafiła do sądu.
- Oskarżony podczas przesłuchania przez funkcjonariuszy bułgarskich zaprzeczył popełnieniu zarzuconego mu czynu, natomiast podczas przesłuchania przed polskim prokuratorem przyznał się do popełnienia przestępstwa, wyraził żal i skruchę oraz złożył wniosek o skazanie na karę roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres próby 3 lat oraz wymierzenie świadczenia pieniężnego w kwocie 10 tysięcy zł, a także podanie wyroku do publicznej wiadomości - poinformowała warszawska Prokuratura Okręgowa.
Za informację o rzekomo podłożonej bombie polskie prawo przewiduje od 6 miesięcy do nawet 8 lat więzienia. Specjalne przepisy w tej sprawie wprowadzono do kodeksu karnego przed Euro 2012.
„Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" - głosi artykuł 224a KK.
Linie lotnicze dopiero po wyroku w sprawie orzeczenia winy będą mogły starać się o odszkodowanie w postępowaniu cywilnym.
Zakaz wstępu do samolotu
Więzienie i dotkliwe kary finansowe to nie jedyne konsekwencje, jakie spotykają "żartownisiów", którzy doprowadzili do przymusowego lądowania samolotu. Wiele linii lotniczych nie chce więcej wpuszczać na pokład swoich samolotów takich pasażerów. Ponieważ danymi o nich firmy się wymieniają, więc takie osoby mogą mieć problemy, by w ogóle wybrać się na wakacje do ciepłych krajów.
Linia lotnicza Enter Air to jeden z liderów polskiego nieba. Jest największą linią czarterową w naszym kraju i jednocześnie największym polskim prywatnym przewoźnikiem. Lata z największych polskich lotnisk do ponad 30 krajów obsługując w ten sposób klientów biur podróży. Roczne przychody spółki to ok. 900 mln zł.
Flota Enter Air składa się z 18 samolotów Boeing 737. Na początku listopada linie poinformowały o zamówieniu dopiero mających wejść do użytkowania najnowszej generacji samolotów Boeing 737–8 MAX. Pierwsze maszyny trafić mają do Enter Air pod koniec 2018 roku.
Pijani to największy problem
Do przymusowych lądowań w winy pasażerów dochodzi kilka, kilkanaście razy w ciągu roku. Do najczęstszych powodów przerwania lotu należą kłopoty z nietrzeźwymi. W tym roku nagłośniano takie przypadki już kilka razy.
Na początku roku załoga samolotu lecącego z Krakowa do Shannon w Irlandii podjęła decyzję o lądowaniu w Berlinie, bo 33-letni pasażer z Polski groził zdetonowaniem bomby. W listopadzie w Brukseli z maszyny lecącej do hiszpańskiego Alicante wyproszono wszystkich Polaków, w sumie 41 osób, bo kilku z naszych rodaków było pijanych.
Kilka lat temu doszło do głośnej awantury z udziałem dwóch górali lecących samolotem LOT-u z Warszawy do Chicago. Jeden z nich dobijał się do okien i do drzwi, gdy stewardessa próbowała go uspokoić, ten ją uderzył. Na pomoc poszkodowanej ruszyli pasażerowie. Dopiero czterech mężczyzn zdołało powalić pijanego i go związać. Kapitan samolotu zdecydował o wysadzeniu górali na islandzkim lotnisku w Keflavik.
Awantury na pokładzie polskich samolotów wszczynają nie tylko pijani Polacy. Tylko w tym roku doszło do kilku skandali z udziałem Brytyjczyków, Norwega i Łotysza.