Balcerowicz apeluje do rządu
Apeluję do rządu i do parlamentu, aby ograniczać wydatki, wprowadzać w życie reformy, dzięki którym więcej ludzi będzie pracowało, szybciej odpolityczniać naszą gospodarkę, a nie brnąć w jej nacjonalizację - pisze prof. Leszek Balcerowicz.
Michał Boni zapowiedział, że rząd zastanawia się nad ewentualną podwyżką podatków w przyszłym roku. Nie podał konkretów i zapowiedział, że trwa praca nad założeniami budżetu na przyszły rok. Po ich ujawnieniu dowiemy się więcej.
Trzeba podkreślić, że Polska już ma ogromne podatki: PIT, CIT, VAT oraz te w postaci rozmaitych "składek" tak wysokie podatki bynajmniej nie pomagają polskiej gospodarce, a są dla niej balastem.
Podatki są wysokie, bo skądś trzeba brać środki na pokrycie naszych ogromnych wydatków budżetowych. Wydatki te są tak duże, że mimo wysokich podatków w zastraszającym tempie rośnie nam dług publiczny, w 2009 roku zwiększył się o 100 mld zł. I nie jest to dług, który spada na barki mitycznego państwa, ale przeciętnego obywatela.
Jeżeli zależy nam na długofalowym rozwoju gospodarki, powinniśmy się skupić na ograniczeniu wydatków publicznych. Co więcej, można je ograniczyć tak, by jednocześnie ożywić gospodarkę. Najlepszym na to sposobem jest zaktywizowanie zawodowe jak największej liczby ludzi niepracujących, a do pracy zdolnych. Dzięki temu ci ludzie przestaną pobierać zasiłki, na które łoży się przecież z naszych podatków, a do tego sami zaczną podatki odprowadzać. To jest niezwykle ważna reforma.
Ponieważ jednak upłynie pewnie sporo czasu do momentu wprowadzenia tej reformy w życie i do chwili, kiedy zacznie ona przynosić korzyści, to ważne jest wprowadzenie jeszcze jednej zmiany. Chodzi o zdecydowanie szybsze wyprowadzenie polityków z przedsiębiorstw, czyli o ich prywatyzację. Po pierwsze, przychody z prywatyzacji zasiliłyby skarb państwa i zahamowałyby wzrost naszego długu publicznego, a po drugie odpolitycznienie przedsiębiorstw, które dziś zależą od polityków miałaby zbawienny wpływ na ich funkcjonowanie. Wiemy bowiem, jak kończą firmy, gdzie ostateczna władza jest w rękach polityków. Przypomnijmy sobie np. stocznie czy Pewex.
Niestety w tej sprawie rząd nie robi wszystkiego, co by mógł, choć dostrzegam, że w ostatnich miesiącach prywatyzacja przyspieszyła. Mimo to z danych międzynarodowych nadal wynika, że Polska ma więcej właścicieli politycznych w gospodarce, niż przeciętnie inni członkowie OECD.
Ponadto przedstawiony niedawno raport Fundacji Obywatelskiego Rozwoju (FOR) wskazuje, że w naszych przekształceniach własnościowych jest dużo pseudoprywatyzacji, czyli wykupywania jednych przedsiębiorstw państwowych przez inne przedsiębiorstwa państwowe, co nie zmniejsza ich upolitycznienia. Trzeba pamiętać, że są politycy, którzy lubią obsadzać stanowiska w tych przedsiębiorstwach swoimi ludźmi. Jest to jeden z powodów, dla których własność państwowa źle służy zarówno gospodarce jaki i polityce.
Często mamy tu do czynienia z myśleniem magicznym albo z udawaniem Greka. Niektórym wydaje się, że jeżeli przedsiębiorstwo państwowe przekształci się w spółkę, w której walnym zgromadzeniem będzie minister skarbu, to ten minister automatycznie zacznie zachowywać się jak kapitalista, a nie jak polityk. Prawda jest jednak taka, że władza nad przedsiębiorstwami, jak długo pozostaje w rękach państwa, jest polityczna. A jak wynika z ogromnego doświadczenia, władza polityczna nad przedsiębiorstwami szkodzi gospodarce. W socjalizmie wszystko przecież było państwowe i wiemy jak to się skończyło.
Co gorsza, nie tylko odpolitycznienie polskich przedsiębiorstw zbyt wolno się posuwa, ale na dodatek rozważa się pomysł wykupienia większości akcji prywatnego banku BZ WBK przez państwowy – i tym samym podlegający władzy polityków – bank PKO BP. Ta transakcja oznaczałaby wzrost upolitycznienia polskiej gospodarki, czyli krok do tyłu.
Badania międzynarodowe wskazują, że im więcej własności państwowej w sektorze bankowym, tym większe ryzyko kryzysu finansowego. Politycy bowiem mogą interweniować, nakazując np. udzielić kredytu wtedy, kiedy banki prywatne tego kredytu udzielać nie chcą, bo jest on potencjalnie niespłacalny. A kiedy mnożą się kredyty niespłacalne, bank ponosi poważne straty.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego akurat teraz, kiedy tak potrzebujemy odpolitycznienia gospodarki i redukcji deficytu budżetowego, rząd (a może tylko minister skarbu?) idzie w przeciwnym kierunku. Apeluję więc do rządu i do parlamentu, aby ograniczać wydatki, wprowadzać w życie reformy, dzięki którym więcej ludzi będzie pracowało, szybciej odpolityczniać – poprzez prywatyzację – naszą gospodarkę, a nie brnąć w jej nacjonalizację.