Belka: wzrost płac o 8‑10 proc. bardzo niebezpieczny dla inflacji
Wzrost płac o 8-10 proc. byłby bardzo niebezpieczny z punktu widzenia inflacji - powiedział w piątek prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Jego zdaniem w polskiej gospodarce wzrost wynagrodzeń o 4-4,5 proc. nie powoduje inflacji.
15.04.2011 | aktual.: 15.04.2011 18:30
Belka spotkał się w piątek z finalistami XXIV Olimpiady Wiedzy Ekonomicznej i ich opiekunami (finał konkursu odbędzie się w sobotę i niedzielę). Uczestnicy Olimpiady pytali prezesa NBP m.in. o inflację i działania banku w sytuacji, gdy tzw. inflacja bazowa znacznie różni się od inflacji CPI - cen i usług konsumpcyjnych.
Belka wyjaśnił, że inflacja wywołana wzrostem światowych cen żywności, surowców, czy paliw w pewnym momencie się zatrzyma, albo nawet cofnie. Pod warunkiem jednak, że wzrosty cen nie zostaną przekształcone we wzrost płac, który przekroczy normalne tempo wzrostu wydajności pracy.
- Jeżeli by się okazało, że wysokie ceny - w cudzysłowie - cukru i benzyny, powodują, że pracownicy skutecznie zażądają znaczących podwyżek płac, to wtedy mamy już tzw. efekty drugiej rundy. Pojawia się niebezpieczeństwo spirali płacowo-cenowej - powiedział Belka. Wyjaśnił, że wyższe płace powodują narastanie kosztów, co powoduje wzrost cen, co z kolei znowu przekłada się na wzrost płac.
Belka, pytany, czy w Polsce jest niebezpieczeństwo spirali płacowo-cenowej powiedział, że Polska gospodarka rośnie mniej więcej w tempie 4 proc., co jest "przyzwoitym, ale nie rewelacyjnym tempem".
- Natomiast w Polsce w dalszym ciągu jeden z motorów ożywienia nie działa. To znaczy popyt inwestycyjny sektora prywatnego, przedsiębiorstw prywatnych. Dopiero w ostatnim momencie zauważamy, że coś drgnęło (...) to może się okazać, że gospodarka zaczyna przechodzić na wyższy bieg - powiedział.
Prezes NBP wskazał, że w takiej sytuacji pracownikom może być łatwiej wywalczyć sobie wzrost płac wyższy, niż by to wynikało ze wzrostu wydajności pracy. Zdaniem Belki w polskiej gospodarce wzrost płac rzędu 4-4,5 proc. nie powoduje inflacji. - Gdyby wzrost płac (...) przyspieszył do 8-10 proc., to już jest z punktu widzenia inflacji bardzo niebezpieczne - ostrzegł.
Dodał, że bardzo istotna dla inflacji jest struktura rynku pracy, jak są ustalane płace, czy silne są związki zawodowe. Prezes banku centralnego powiedział, że z tego punktu widzenia polska gospodarka jest bardzo elastyczna i odporna na spiralę cenowo-płacową, bowiem tylko 8 proc. zatrudnionych w sektorze prywatnym należy do związków zawodowych. - Można więc powiedzieć, że w przedsiębiorstwach prywatnych związki nie mają większego znaczenia - uważa Belka.
Zwrócił uwagę, że istnieją spółki, jak np. KGHM, Tauron, JSW, w których żądania płacowe są poparte wielką siłą związków zawodowych. - Nawet, jeśli te firmy mają środki i mogą sobie pozwolić na wzrost płac, to dla całej gospodarki jest to bardzo niekorzystne - uważa Belka. Dodał, że jest to bowiem sygnał do presji na wzrost wynagrodzeń w innych firmach.
- Jeżeli wzrost płac zaczyna wyprzedzać tempo wzrostu wydajności pracy, to gospodarka traci na konkurencyjności i zaczyna wpadać w inflację - powiedział szef NBP.
W piątek minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak zaproponowała prawie 8 proc. wzrost płacy minimalnej. Od 1 stycznia 2011 roku wynosi ona 1386 zł, ale resort pracy chce, by od przyszłego roku wyniosła ona 1500 zł. W poniedziałek GUS ma podać dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu w marcu 2011 r.
Zgodnie z ostatnimi danymi GUS inflacja w marcu liczona w ujęciu rocznym wyniosła 4,3 proc.