Bezpłatne studia: mit czy rzeczywistość? - nasz raport z ankiety
W nowej ankiecie chcemy zbadać, czy bezpłatna edukacja faktycznie jest już tylko mitem. Czy byliście zmuszeni pracować, aby zapłacić za swoje studia?
27.09.2006 | aktual.: 27.09.2006 13:35
Mit bezpłatnych studiów powoli upada. Najlepiej wiedzą o tym sami zainteresowani, czyli studenci. W naszej ankiecie, która miała na celu sprawdzić, czy w Polsce istnieje jeszcze realnie nieodpłatne szkolnictwo wyższe, aż 64 procent badanych wyznało, że musiało płacić za swoje studia (zobacz wyniki).
Największa grupa ponosiła koszty związane z opłatami za studia zaoczne lub wieczorowe. Jak pisaliśmy, zgodnie z decyzją Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki, opłaty za studia niestacjonarne wzrosną w przyszłym roku nawet o 800 złotych.
Ankieta spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem i pod artykułem pojawiło się wiele opinii. Studenci często podkreślali, że zaoczny i wieczorowy tryb studiów wybierają, żeby jak najszybciej usamodzielnić się i zdobyć niezbędne w zawodzie doświadczenie. Jak pisze użytkowniczka o nicku meg: "Ja skończyłam technikum łączności i po szkole średniej znalazłam dobrą pracę w zawodzie. Idę na studia zaoczne by podwyższyć swe kwalifikacje i w przyszłości zdobyć jeszcze lepszą pracę. [...] Postanowiłam, już idąc do technikum, że będę się uczyć nie po to by bezsensownie ryć, tylko po to, by szybko znaleźć dobrą pracę i się usamodzielnić".
Użytkowniczka Elka napisała z kolei: "[...] dla niektórych studia zaoczne kosztują porównywalnie tyle samo co dzienne. Dlatego wybierają pracę i studiowanie niestacjonarne. Jeżeli jednak studiowanie wieczorowe i zaoczne będzie kosztować o 800 zł więcej, myślę że wiele osób będzie zmuszone do przerwania swojej edukacji. Jest to okrutne"
Podwyżka opłat za studia będzie bolesna dla wielu studentów, których nie było stać, aby iść na studia dzienne, uniemożliwiające podjęcie pracy w celu opłacenia wszystkich kosztów (akademik, wyżywienie, podręczniki itp.). "Po szkole średniej chcąc odciążyć rodziców sama poszłam do pracy" - pisze użytkowniczka - "Jestem na stażu i zarabiam 450 zł, z czego co miesiąc czesne kosztuje mnie 310 zł. Jestem na III roku studiów, nie wyobrażam sobie 800 zł wzrostu czesnego".
W podobnym tonie wypowiada się również Natasza: "Musiałam się przenieść na studia zaoczne, żeby iść do pracy. Studiowałam najpierw na dziennych, ale musiałam dużo płacić za dojazd, a stypendium było śmiesznie małe!"
"Studiuję zaocznie gdyż nie stać mnie na stacjonarne studia, a właściwie nie stać na to moich rodziców" - napisała pod artykułem Marta - "Mam prace ale za najniższą krajową i nawet teraz jest mi ciężko płacić. Jeśli podwyższą czesne o taką kwotę to będę zmuszona przerwać naukę!"
Inną grupą płacącą za studia są studenci stacjonarni, którzy nie zaliczyli jakiegoś egzaminu, serii wykładów albo ćwiczeń i muszą z tego powodu uiścić opłaty sięgające czasem sum astronomicznych. Według naszej ankiety aż 14 procent badanych należy do tej grupy (dla porównania, osób, które otrzymały stypendia, jest tylko 2 procent).
"Jestem ojcem studenta jednego z wydziałów UMK w Toruniu" - napisał jeden z użytkowników - "W porównaniu z czasami kiedy ja studiowałem zmieniło się nazewnictwo w tym zakresie. W miejsce "wpisu warunkowego" (tzn. możliwości kontynuacji studiów na wyższym semestrze, z obowiązkiem zaliczenia oblanego wcześniej egzaminu z roku niższego we wskazanym terminie) funkcjonuje obecnie pojęcie "powtarzanie roku z możliwością kontynuacji", co samo w sobie jest nazwą mało logiczną. Nie to jest jednak najważniejsze - koszt takiej "operacji" wynosi 1500 zł. Przyznaję, że nie rozumiem dlaczego. Rzeczywiste koszty ponoszone przez uczelnię to koszty jednego egzaminu + ew. 1 egzaminu poprawkowego. Wydaje się zatem, że uczelnia istotnie chce się na takich przypadkach "dorobić". Uzasadnienie, że dotkliwość tej "kary finansowej" ma znaczenie wychowawcze i mobilizujące dla studentów wydaje się absurdalne, ponieważ koszty te ponosimy my - rodzice"
"Połowa mojego roku, w tym i ja, nie zdała egzaminu z mikroekonomii" - pisze z kolei Alicja - "Szczegół, że do poprawki uczyłam się 3 tygodnie i uczyłam się także z notatek z poprzednich lat. I tak nie zdałam. Teraz musimy zapłacić, jeżeli chcemy dalej studiować. Czy to jest normalne, żeby tyle się uczyć i nie zdawać? Czy to było kłamstwo, że byliśmy "wybranymi" którzy się dostali? A może studenci to grupa głąbów?"
"Studiuję dziennie" - pisze inny użytkownik - "Już kilka razy musiałem płacić za "ponowne wpisanie na listę studentów". Wiąże się to ze spóźnionym oddaniem indeksu do dziekanatu, zaliczeniem przedmiotu po terminie wyznaczonym przez dziekanat i tym podobne sprawy. W rzeczywistości wyglądało to tak, że co semestr średnio pół rocznika jest skreślone z listy i każdy musi zapłacić SYMBOLICZNE 100 złotych za ponowny wpis. Poza tym warunek z jakiegoś przedmiotu oznacza konieczność zapłacenia 150 złotych za każda godzinę tegoż przedmiotu w tygodniu. Czyli jeśli np. Hydrologia 2h wykładu + 2h laboratorium + 2h ćwiczeń =6h*150zł=900zł. To są właśnie te bezpłatne studia."
"To co sie dzieje na moim wydziale nie mieści się w głowie" - czytamy pod artykułem w następnej wypowiedzi - "Normą jest, że egzaminy zdaje 50% studentów i nie dlatego, że się nie uczą, tylko dlatego, że dziekanowi są potrzebne pieniądze nie wiadomo na co, bo nie widać nowego sprzętu w laboratoriach itp."
Tylko 29 procent badanych wyznało, że studiowało za darmo. W ankiecie wzięło udział ponad 5200 osób.
A co Wy o tym sądzicie? Czy biorąc pod uwagę wyniki naszej ankiety i wypowiedzi użytkowników, możemy dalej żyć w przeświadczeniu, że w Polsce istnieje bezpłatne szkolnictwo wyższe? Chcemy poznać Wasze zdanie!
Od 1 stycznia 2007 roku uczelnie publiczne nie będą otrzymywać dotacji na studia wieczorowe i zaoczne. W związku z tym przewiduje się, że czesne wzrośnie na niektórych kierunkach nawet o 800 zł za semestr nauki. Podwyżka jest spowodowana decyzją Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego i Nauki. Do tej pory Państwo pokrywało około 30% kosztów kształcenia się na studiach niestacjonarnych.
Jakie mogą być konsekwencje tego wydarzenia? Wiadomo, że wieczorowo i zaocznie studiują zazwyczaj osoby, których sytuacja materialna zmusza do podjęcia pracy po ukończeniu szkoły średniej. Podwyżki czesnego przy obecnych poziomach zarobków mogą okazać się dla nich zabójcze. Wielu może zostać zmuszonych do przerwania nauki.
Pieniądze zostawiane przez studentów niestacjonarnych są jednym z głównych środków finansowania uczelni. Nieoficjalnie mówi się jednak, że nieodpłatność studiów stacjonarnych jest tylko mitem. Student płaci tam między innymi za powtarzanie zajęć przez okres jednego semestru (od 400 zł wzwyż za każdy przedmiot), za powtarzanie całego semestru lub roku studiów (od 2000 zł wzwyż za semestr), lub też za warunkowy wpis do indeksu związany z niezaliczonym egzaminem (od 100 zł wzwyż za każdy przedmiot). Stawki te osiągają astronomiczne wysokości na prestiżowych kierunkach. Na przykład, osoby studiujące stacjonarnie prawo na Uniwersytecie Warszawskim za powtarzanie roku studiów muszą wnieść opłatę w wysokości 7000 zł (według cennika zamieszczonego na internetowej stronie tej uczelni).
Tajemnicą poliszynela jest, że na wielu kierunkach studiów dziennych liczba studentów płacących za powtarzanie jakiegoś przedmiotu lub całego roku jest porażająca. Czy faktycznie mają oni wyjątkowe problemy z nauką, czy to w taki sposób władze uczelni łatają dziurę w budżecie?
W nowej ankiecie chcemy zbadać, czy bezpłatna edukacja faktycznie jest już tylko mitem. Czy byliście zmuszeni pracować, aby zapłacić za swoje studia? Chcemy poznać Wasze zdanie!