Biznes w Szwecji

Prowadzenie własnego biznesu nie jest łatwe, a jeśli dodamy do tego brak dobrej znajomości rynku, a także języka urzędowego kraju, w którym się pracuje, trudno uwierzyć, że może się to udać... A jednak może. Latem ubiegłego roku mogliście przeczytać o początkach mojej pracy w Szwecji. W skrócie: po nieplanowanej przeprowadzce do Sztokholmu postanowiłam porzucić posadę redaktora i powrócić do wykonywania, wyuczonego jeszcze w czasach liceum, zawodu manikiurzystki.

Biznes w Szwecji
Źródło zdjęć: © AFP

14.11.2014 | aktual.: 28.11.2014 11:46

Manikiurzystka w Szwecji: rok później Stabilne zatrudnienie we własnym salonie, godziwe zarobki i radość z pracy.

Prowadzenie własnego biznesu nie jest łatwe, a jeśli dodamy do tego brak dobrej znajomości rynku, a także języka urzędowego kraju, w którym się pracuje, trudno uwierzyć, że może się to udać... A jednak może. Latem ubiegłego roku mogliście przeczytać o początkach mojej pracy w Szwecji. W skrócie: po nieplanowanej przeprowadzce do Sztokholmu postanowiłam porzucić posadę redaktora i powrócić do wykonywania, wyuczonego jeszcze w czasach liceum, zawodu manikiurzystki. Początkowo postanowiłam nie rejestrować działalności gospodarczej i skorzystałam z przysługującego mi w Szwecji prawa do dorobienia 18 tysięcy koron (w rozliczeniu rocznym), bez konieczności odprowadzania podatku. Dojeżdżałam wtedy do klientek, oferując usługi w bardzo okazyjnych cenach.

new WP.player({url:"http://get.wp.tv/?mid=1598095&ast=1"});

Po niespełna dwóch miesiącach okazało się, iż zapotrzebowanie na moje usługi jest na tyle duże, że muszę zarejestrować działalność gospodarczą. Od teraz mogłam odliczać koszty (łącznie z eksploatacją naszego rodzinnego samochodu) od dochodu, co pozwoliło mi nie podnosić znacząco cen, mimo że musiałam już płacić podatki. Niższe zyski rekompensowała coraz większa liczba zadowolonych klientek. Wieść o moich usługach roznosiła się pocztą pantoflową, która wśród emigrantów sprawdza się wyjątkowo dobrze. Oprócz tego postawiłam na promocję w internecie. Stworzyłam m.in. stronę internetową ze zdjęciami swoich prac, która momentalnie zaczęła generować ruch; jak już wspomniałam, poczta pantoflowa wśród polskich emigrantów działa wyjątkowo sprawnie.

Ilość pracy przerosła moje oczekiwania. Początkowo to zajęcie miało być typowo dorywcze, jednak teraz ponownie trzeba było przemyśleć model biznesowy.

I tu o wszystkim zadecydował przypadek: poznałam Kornelię, wyjątkowo zdolną fryzjerkę i świeżo upieczoną właścicielkę salonu. Kornelia, aby nieco pomóc sobie w spłacaniu rat kredytu zaciągniętego na otwarcie lokalu, szukała kogoś do spółki. Szybko stałyśmy się zgranym zespołem, pracującym nad wspólna marką "Hår & Nagel Salong".

Emigranci prowadzący własne biznesy zazwyczaj stawiają na to, by kusić klientów niskimi cenami. Nasz model biznesowy jest zupełnie inny: postawiłyśmy przede wszystkim na jakość. W pracy używamy wyłącznie produktów najlepszych światowych marek (których ceny w obrocie hurtowym w zasadzie nie różnią się na rynku polskim i szwedzkim), a każdej klientce staramy się poświęcić tyle czasu, ile potrzebuje. Bywa, że nawet przez godzinę omawiamy pomysły na stylizację, zanim przystąpimy do pracy.

Nasze ceny nie odbiegają od średniej w Sztokholmie (teraz za usługę inkasuję praktycznie dwa razy więcej niż w początkowej fazie mojej działalności), co jednak nie oznacza, że nie wyróżniamy się na tle konkurencji. Klientki cenią sobie na przykład naszą elastyczność. Dla nas - Polek oczywiste wydaje się na przykład to, że gdy nasza stała klientka ma ważną imprezę, jesteśmy w stanie przyjąć ją nawet w nietypowych godzinach - wcześnie rano lub wieczorem - bądź w weekend. Dla Szwedów przeciąganie godzin pracy wydaje się wyczynem przekraczającym wszelkie wyobrażenia, nawet wtedy gdy w grę wchodzą najbliżsi znajomi.

Nie bez znaczenia dla naszych klientek jest również to, że jesteśmy na bieżąco ze światowymi trendami i stylizacjami i zawsze służymy radą w dziedzinie stylu. Nieco na przekór logicznej zasadzie biznesu: by klient dostawał zawsze to, co chce - nigdy nie pozwolimy, żeby ktoś wyszedł od nas z niemodną fryzurą; ale także odwrotnie: ostrzyżony według najnowszych trendów, lecz w sposób zupełnie mu nie pasujący.

Nasze starania nie pozostają bez echa. Klientki chętnie odwiedzają i komentują naszą stronę na Facebooku (www.facebook.com/harochnagel), gdzie publikujemy wykonane przez nas stylizacje. Zostałyśmy również docenione przez ekspertów: jeden ze szwedzkich portali internetowych zajmujących się urodą umieścił nas w pierwszej dziesiątce najlepszych tego typu miejsc w Sztokholmie.

Uczciwie musimy przyznać, że zyski finansowe na razie nie są oszałamiające. Nasze miesięczne zarobki można porównać do pracy na etacie na niskim stanowisku. Jednakże satysfakcja z prowadzenia własnej firmy i - przede wszystkim - z obcowania z zadowolonymi klientkami jest naprawdę ogromna.

Nasz salon istnieje dopiero nieco ponad pół roku, ale nie martwimy się o przyszłość. Trudno mi powiedzieć, czy w Polsce mogłabym liczyć na podobny sukces. Pewne jest jednak to, że emigracja skłoniła mnie do wytężenia sił i do robienia rzeczy, które - jak się okazało - dają ogromną satysfakcję, a o których w Polsce nawet bym nie pomyślała.

Jeśli w moich przeżyć można by znaleźć jakieś uniwersalne rady – zarówno dla osób w kraju, jak i na emigracji - to bez wątpienia sugerowałabym osobom młodym, by stawiały w życiu na praktyczne umiejętności. Okazuje się, że prosty zawód może stanowić solidną podstawę dla dobrego startu, szczególnie jeśli połączymy go z pasją. Wykształcenie wyższe też jest ważne, dodaje pewności siebie, sprawia, że szybciej uczymy się języka obcego, ale rzadko kiedy zapewnia finansową stabilizację zaraz na początku życia na obczyźnie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)