Bogaty czyli złodziej?

Sąsiad zaczął nieźle zarabiać, ma dobry samochód. Dlaczego najczęściej uważamy, że się "wygryzł" i z pewnością musiał oszukać? Dlaczego nie sądzimy, że to po prostu pracowity człowiek?

Bogaty czyli złodziej?
Źródło zdjęć: © thinkstock

10.08.2011 | aktual.: 10.08.2011 10:26

Nawet matka się za mnie wstydziła

Henryk Widelmann był ślusarzem w stoczni. Ale na początku lat dziewięćdziesiątych założył własny interes. Zaczął produkować rusztowania i specjalne konstrukcje, po których chodzą pracownicy w fabrykach i magazynach. Początkowo pracował sam, ale po roku miał już dwóch pomocników. Po 5 latach otworzył zakład pracy, zatrudniał już 20 osób. Widelmann sprzedawał swoje wyroby w Niemczech i Rosji. Po kilku latach stał się zamożnym człowiekiem, mógł zainwestować w inne przedsięwzięcia.

- Na pewno miałem trochę szczęścia, bo wszystko postawiłem na jedną kartę, ale też ciężko pracowałem, do wszystkiego doszedłem sam. Mieszkam w niedużej miejscowości na Pomorzu i muszę przyznać, że ludzie się ode mnie odwrócili. Jakie plotki były na mój temat! A to, że w mafii pracuję, potem, że z Kwaśniewską mnie ktoś widział i że mam z nią romans. Że jestem bezkarny i cały urząd skarbowy mam w kieszeni. Nie wiem skąd ci ludzie takie brednie wzięli?! Sąsiedzi w ogóle przestali ze mną rozmawiać, nie odpowiadali na „dzień dobry”, gdy szedłem chodnikiem, to przechodzili na drugą stronę. Jawnie ze mnie szydzili. Nawet matka, która jest w podeszłym wieku, twierdziła, że się za mnie wstydzi! A ja nie dałem im żadnych powodów, by tak źle o mnie myśleli. Gdy trochę straciłem na giełdzie i musiałem sprzedać samochód, bardzo cieszyli się z mojej porażki. Ktoś w szkole syna miał powiedzieć, że boska sprawiedliwość mnie dosięgnie – opowiada Henryk Widelmann.

Psychologowie potwierdzają

Częściej przychylnie odnosimy się do ludzi, którzy mają podobny status materialny. To z nimi możemy porozmawiać o tym, jak nam źle, jak mało zarabiamy, jakie podatki ogromne musimy płacić. Gdy jednak ktoś z tego grona awansuje w hierarchii społecznej, odcinamy się od niego. Jesteśmy skłonni krytycznie rozmawiać na jego temat wraz z innymi, którzy pozostali na tym samym szczeblu drabiny społecznej. Ktoś, kto jeszcze nie dawno był naszym kolegą lub przyjacielem, staje się nagle wrogiem.

- W ten sposób usprawiedliwiamy się sami przed sobą, że my się nie wzbogaciliśmy. Jeśli byliśmy podobni, a to kolega zarobił, wzbogacił się, to jakoś musimy sobie wytłumaczyć to, że my nie. A jak zrobić to najłatwiej? Mówiąc, że kolega dopuścił się jakiś nieprawidłowości. Mówimy, że musiał ukraść, jakoś "zakombinować". Częściej odwracamy się od ludzi, którzy awansowali niż tych, których poznaliśmy już jako zamożnych - twierdzi Joanna Pogórska, psycholog biznesu. Podobną sytuację miał Paweł, który pracował w agencji reklamowej. Jak twierdzi, od lat przyjaźni się z kolegami z liceum. Przyjaźń kwitła, gdy Paweł zarabiał mniej więcej tyle co oni. Gdy jednak został dyrektorem kreatywnym w agencji, jego koledzy już nie chcieli się z nim zadawać.

- Po prostu nagle kontakt się urwał. A ja jestem tym samym człowiekiem, chociaż jeżdżę droższą furą i co pół roku spędzam urlop w tropikach, nie chwalę się tym, nie dałem im odczuć, że mam więcej pieniędzy, woda sodowa nie uderzyła mi do głowy – mówi Paweł Ignaczak.

Czy człowiek, który odniósł sukces zmienia się? A może rzeczywiście znajomi, sąsiedzi, koledzy mają powody, by nie lubić kogoś, kto nagle się wzbogacił?

- Czasem znajomi sądzą, że skoro to kolega odniósł sukces i ma pieniądze, to on powinien starać się bardziej, pielęgnować przyjaźń. Czasem z góry uważają, że kolega na pewno ma nowych, bogatych przyjaciół. Często nie mają racji – dodaje Joanna Pogórska.

Są jednak zawody, które cieszą się poważaniem społecznym. Najczęściej nie zazdrościmy im, nie odczuwamy zawiści, traktujemy jako prestiżowe. Mówimy, że zarabiają dzięki własnej pracy.

W Polsce od wielu lat na czele zawodów prestiżowych znajduje się profesor uniwersytetu. Badania CBOS, przeprowadzone 10 lat temu, wykazały, że ta właśnie profesja znalazła się na pierwszym miejscu, wyprzedzając lekarza, nauczyciela i sędziego. Przez dekadę na dwóch pierwszych miejscach nic się nie zmieniło. Sondaż GfK Polonia pokazuje, że do ścisłej czołówki dołączyły zawody inżyniera, dziennikarza i przedsiębiorcy. Wypadły z niej natomiast profesje nauczyciela, sędziego, górnika czy pielęgniarki.

Co decyduje o niezmienionym poważaniu, jakim darzymy osoby z tytułem profesorskim? Na pewno ich wykształcenie, znajomość „tajemniczych” specjalności, o których większość z nas ma jedynie mgliste pojęcie. Przedstawiciele tego zawodu nie są bohaterami afer korupcyjnych czy obyczajowych. Uczą natomiast nasze dzieci. Dzięki nim uzyskują one dyplomy, dokumenty otwierające drogę do kariery. W mniejszym stopniu dotyczy to nauczycieli szkół niższego szczebla. Wykształcenie podstawowe i średnie stało się czymś oczywistym. Ma je dzisiaj niemal każdy. W związku z tym status społeczny nauczyciela w ostatnich latach spadł.

Krzysztof Winnicki/JK

pensjeprestiżpraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)